- Ile mam emerytury? Nawet nie wiem. Dopiero składam papiery, ale to będzie jakieś 800 zł - mówi money.pl Romuald Lipko. Jak dodaje, na pieniądzach z ZUS nigdy mu nie zależało. Wiedział, że sam musi na siebie zarobić. Od lat artyści przypominają o tym, jak niewielkie świadczenia na nich czekają. I wypatrują niecierpliwie zmian w systemie.
Jak już pisaliśmy w money.pl Romuald Lipko z "Budki Suflera" ostatnio zajął się promowaniem wódek kojarzonych z jego muzyczną karierą. Są to więc "Jolka, Jolka pamiętasz", a niedługo także "Wódka Suflera" oraz "Bal wszystkich świętych". W biznes włożył milion złotych.
O tantiemach mówić nie chce. Zaprzecza jedynie informacjom, jakie podają tabloidy, że rocznie zgarnia dzięki nim nawet 2 mln zł. - To są jakieś żarty. Nigdy takich pieniędzy nie dostawałem. Zresztą niby za co? W radio teraz w kółko tylko angielskie piosenki, to jak niby mam zarabiać? Dla polskich utworów niestety nie ma miejsca, a szkoda, bo każdy kraj w Europie promuje przecież swoich artystów - dodaje. Przyznaje, że biznesem zainteresował się również ze względu na niskie świadczenia emerytalne. Nie oczekiwał cudów, ale wie, że i na starość musi na siebie zarabiać.
Lipko nie jest pierwszym artystą, którego czeka niska emerytura. Nie tak dawno mówił o tym Zbigniew Wodecki. 50 lat pracy i 1400 zł emerytury - narzekał w rozmowie z "Super Expressem".
Co roku wieloletnie gwiazdy ekranu i estrady przypominają, jak ciężko wyżyć za głodową emeryturę. Skąd problemy z świadczeniami znanych aktorów i muzyków? Niespełna rok temu na głodową emeryturę poskarżył się Krzysztof Cugowski, czyli znajomy Romualda Lipko. Lider Budki Suflera zdradził "Super Expressowi", że ubezpieczyciel wyliczył mu świadczenie w wysokości zaledwie 570 zł. I narzekał, że musi śpiewać aż do śmierci.
Piosenkarz Andrzej Rosiewicz może liczyć na niewiele więcej - tabloidy donosiły w ubiegłym roku, że co miesiąc inkasował zaledwie 590 zł. W tej chwili wszyscy dostają już więcej, bo minimalna emerytura wynosi 1000 zł brutto. Na rękę jest to 853 zł.
Wysokość swojej emerytury w "Super Expressie" zdradzał również Ryszard Rynkowski. Co miesiąc w przelewie od ZUS dostaje 1160 zł. Na podobne pieniądze może liczyć Beata Tyszkiewicz. O jej świadczeniu pisał z kolei "Fakt". Nieco więcej z kolei otrzymuje Maryla Rodowicz, która może liczyć na ok. 1600 zł. W tym zestawieniu Jan Kobuszewski może wychodzić nawet na krezusa - co miesiąc dostaje 2 tys. zł.
Skąd problemy? Ogromna większość artystów nie jest zatrudniona na etacie. Twórcy i artyści (bo przepisy rozróżniają te dwa zawody) pracują przede wszystkim jako wolni strzelcy, najczęściej na tak zwanych umowach śmieciowych. W efekcie nie odprowadzają składek, mają nieregularne dochody. Jeżeli chcą myśleć o zapewnieniu sobie bezpiecznej przyszłości, to mają dwa rozwiązania.
Piosenkarze i aktorzy mogą otworzyć firmę i rozliczać się jak samozatrudnieni albo zgłosić się do Komisji Zaopatrzenia Emerytalnego Twórców przy Ministerstwie Kultury. Tam urzędnicy wydają decyzję o rozpoczęciu działalności i umożliwiają samodzielne opłacanie składek. Jak zaznaczają środowiska twórców - te dwie możliwości to w zasadzie dokładnie to samo: składki opłaca się na takich samych zasadach i w tej samej wysokości, co w przypadku prowadzenia przedsiębiorstwa. Składki i tak trzeba opłacać regularnie. Przy nieregularnych dochodach jest to więc spory problem.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego mało który artysta decyduje się na spotkanie z Komisją przy ministerstwie. Jej członkowie wskazują datę rozpoczęcia działalności twórczej, co oznacza, że czasami trzeba zapłacić składki wstecz i to za wiele lat. - Dla tych, którzy zaczęli pracować w latach 90. - czyli mają ponad 20 lat stażu - jest to całkowicie nierealne. Efekt jest taki, że większość z nas jest nieubezpieczona i na starość będzie musiała korzystać z pomocy społecznej - stwierdziła w rozmowie z PAP Katarzyna Górna z Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, która sama jest artystką wizualną.
W środowisku nie ma jednak porozumienia, co do przyczyn problemów starych artystów z emeryturami. Aktorka Zofia Czerwińska, znana między innymi z takich produkcji jak "Czterdziestolatek", "Poszukiwany, poszukiwana" czy "Alternatywy 4", w rozmowie z naTemat stanęła po stronie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. "Żadna z osób, które dziś narzekają na wysokość swojej emerytury, nie napisała, ile w rzeczywistości zapłaciła składek przez te 40 czy 50 lat pracy. A przecież, aby wyciągnąć coś z systemu, trzeba najpierw coś tam wpłacić. Ja na przykład jeszcze za komuny płaciłam wysokie składki. Dziś mam wysoką emeryturę. Wystarczającą zarówno dla mnie, jak i nawet dla mojego psa" - mówi aktorka. W rozmowie z serwisem zdradziła, że zawsze wpłacała najwyższy możliwy wymiar składek i dzięki temu dziś nie musi stać w jednym szeregu z marudzącymi gwiazdami.
- Ja przecież przez lata nie płaciłem składek. O ile dobrze pamiętam, to wszystko zmieniło się po 1989 roku i wtedy dopiero zacząłem coś tam płacić. To były grosze. Nie mam więc do nikogo pretensji. Mało dawałem, to nie mogę teraz dużo żądać. Zresztą mam inne źródła dochodów - przyznaje się money.pl Romuald Lipko.