Tylko niecałe 5 procent Polaków zadbało o swoją przyszłość na emeryturze i regularnie odkłada pieniądze w trzecim, nieobowiązkowym filarze. Tymczasem bez dodatkowego oszczędzania na starość, przyszłość obecnych 20-30 latków będzie nie do pozazdroszczenia - uważają eksperci.
Z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego pojawiły się pierwsze propozycje jak zmotywować Polaków do gromadzenia środków w trzecim filarze emerytalnym.
Ich autorem jest Towarzystwo Ekonomistów Polskich. Przewodniczący Towarzystwa Ryszard Petru wyjaśnia, że ważne jest, by oszczędzali nie tylko najbogatsi. Chodzi o to, by o przyszłości pomyślały tez osoby zarabiające mniej, gdyż w przeciwnym razie ich emerytury będą głodowe.
Towarzystwo Ekonomistów Polskich proponuje trzy różne rozwiązania, możliwe do stosowania w różnych kombinacjach. Pierwszy wariant zakłada ulgę podatkową dla najbiedniejszych, drugi dopłatę gotówkową do konta oszczędzającego. Byłaby to jednorazowa dopłata powitalna w wysokości tysiąca złotych. Trzecim wariantem byłoby
upowszechnienie Pracowniczych Programów Emerytalnych - tłumaczy Ryszard Petru.
Wyjaśnia, że każdy, kto jest pracownikiem danego zakładu byłby przypisany do takiego pracowniczego programu i jeśli nie chciałby w nim być, mógłby z niego wystąpić. Składka podzielona byłaby pomiędzy pracodawcę i pracownika. Pracodawca mógłby brać na ten
cel środki z Funduszu Świadczeń Socjalnych. Ryszard Petru zastrzega, że są to dopiero propozycje, które trzeba dokładnie skonsultować.
Już wiadomo, że pomysł sięgnięcia po pieniądze z Funduszu Socjalnego nie podoba się związkom zawodowym. Jak mówi specjalistka od ubezpieczeń Wiesława Taranowska z OPZZ, środki gromadzone w funduszu mają służyć pracownikom znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji a nie finansowaniu przyszłych emerytur. Dodała, że ten celowy fundusz to jedyny środek pomocy biednym pracującym - by dopłacić dla dziecka do szkoły, pomóc w chorobie, w zdarzeniu losowym.
Zagarnięcie zakładowego funduszu świadczeń socjalnych byłoby więc kompletnym nieporozumieniem - uważa Taranowska.
Przyznała, że w 2050 roku emerytury z obowiązkowego systemu będą tak niskie, że państwo będzie musiało dopłacać do tych, których wysokość nie przekroczy nawet minimum socjalnego.
Czytaj więcej w Money.pl