Kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli, którzy nie zwolnią się z pracy i nie wystąpią z wnioskiem o świadczenia emerytalne, może mieć emeryturę niższą nawet o kilkaset złotych. Wszystko przez to, że rząd PiS do ustawy o obniżeniu wieku dodał jeden zapis.
"Gazeta Wyborcza" podaje przykład pani Jadwigi, która od 35 lat jest nauczycielką i w tym roku kończy 60 lat. Chciała uczyć dalej, ale dyrektor szkoły zachęca ją, aby się zwolniła. Poinformował ją, że jeśli nie złoży wniosku o emeryturę, to straci nawet 400 zł.
Kobieta nie była przekonana co do intencji dyrektora. Udała się więc do ZUS, ale tu odesłali ją z kwitkiem. Jak się okazuje, doradcy emerytalni w Zakładzie nie mają odpowiedniego programu, który potrafi wyliczyć emerytury z Karty nauczyciela.
Zdaniem dziennika w podobnej sytuacji może być nawet kilkadziesiąt tysięcy polskich nauczycieli. Wszystko przez to, że wraz z obniżeniem wieku emerytalnego PiS zmienił także przepisy dotyczące emerytur nauczycieli.
Zgodnie z nowymi przepisami, które obowiązują od 1 października 2017 r., jeśli osoby:
a) skończą 60 lub 65 lat między 1 października 2017 r., a 31 sierpnia 2018 r.,
b) lub te, które skończą właściwy wiek przed 1 października 2017 r., ale nie osiągnęły podwyższonego wielu emerytalnego,
powinny do 31 sierpnia 2018 r. zwolnić się z pracy i wystąpić z wnioskiem do ZUS o emeryturę z Karty nauczyciela. Jeśli tego nie zrobią, będą pracować dalej, ale dostaną już tylko świadczenie powszechne.
Od 1 października 2017 r. kobiety, które ukończyły 60. rok życia, a mężczyźni 65. zyskali prawo do emerytury. Według szacunków resortu jeszcze w tym 2017 r. miało przybyć ok. 331 tys. nowych emerytów. W kolejnych latach liczby te mają być już mniejsze. 2018 r. to około 148 tys., a kolejne to odpowiednio 90, 92 i 54 tys. nowych emerytów. Niestety rząd przeszacował, bo Polacy złożyli już ponad 400 tys. dokumentów w ZUS.
O kosztach związanych z obniżeniem wieku emerytalnego w money.pl piszemy od pierwszych zapowiedzi zmian. Ich wysokość była różnie szacowana. Według wyliczeń ministerstwa finansów dla budżetu państwa skutki reformy pochłoną tylko w 2018 r. około 10 mld zł.
To jednak niekompletna cena, jaką zapłaci Polska za tę reformę. Jak przypominał w rozmowie z money.pl prof. Ryszard Bugaj, czynników jest znacznie więcej. - Nie ma wątpliwości, że w krótkim terminie będzie to spory wysiłek dla gospodarki. Pozostaje pytanie, czy lepiej go podjąć dziś czy rozłożyć w latach? – pyta.
Wyższe świadczenia, czyli coroczna waloryzacja
Od 1 marca wzrosła wysokość rent i emerytur. Podwyżka w tym roku jest rekordowo wysoka - najwyższa od pięciu lat. Świadczeniobiorcy dostaną średnio o 50 zł więcej.
Waloryzacja rent i emerytur to coroczna podwyżka wysokości świadczeń podyktowana tym, że z roku na rok życie jest coraz droższe. Wyliczana jest na podstawie średniego rocznego wskaźnika inflacji i przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku.
Seniorzy nie muszą składać żadnych wniosków – waloryzacja odbywa się "z urzędu" i obejmuje wszystkich emerytów i rencistów - zarówno tych, którzy otrzymują świadczenie z ZUS, jak i z KRUS (rolników). W sumie to ok. 7 mln Polaków.