- Ta propozycja to działalność antypaństwowa szczególnie jeśli chodzi rolnictwo - mówi Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP. Przeciwko projektowi protestują również Pracodawcy RP.
Jak wynika z kontroli przeprowadzanych przez PIP przedsiębiorcy, którzy mogą korzystać z wielu ułatwień przy zatrudnianiu pracowników zza Buga, coraz częściej wybierają jednak nieoficjalne sposoby pozyskiwania ich do pracy. Jak informuje „Rzeczpospolita” często zatrudniają takie osoby bez pozwolenia na pracę w Polsce. W opinii PIP nadużywane są też umowy o dzieło.
- W 80 procentach pracownicy ze wschodu zatrudniani są na roli. Obecnie kilka instytucji w Polsce próbuje utrudnić ich sprowadzanie - mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Jak przekonuje, w tym samym czasie ukraińscy oligarchowie masowo kupują zachodnie technologie do produkcji rolnej, a za chwilę umowa stowarzyszeniowa pozwoli im eksportować produkty na rynek unijny.
- Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale zaskakuje mnie ten zbieg okoliczności. Za chwilę w Niemczech będą produkty rolne polskie i ukraińskie. Tyle, że te drugie będą dużo tańsze. Działania PIP mogą zniszczyć konkurencyjność polskiego rolnictwa - mówi Kaźmierczak, który dodaje, że obecne ułatwienia w zatrudnianiu obcokrajowców powstały głównie pod silną presją polskich rolników, którzy mogli zostać z tonami nie zebranych owoców, bo brakowało chętnych do ich zbierania.
Tymczasem Państwowa Inspekcja Pracy przypomina, że każdy cudzoziemiec zatrudniony na nieoskładkowanej umowie oznacza konkretne straty budżetowe. Departament Legalności Zatrudnienia w Głównym Inspektoracie Pracy szacuje nawet, że w zeszłym roku w oparciu o taką umowę pracowało w Polsce aż 240 tys. cudzoziemców. Jak wyliczyła PIP, gdyby płacili składki, oznaczałoby to wpływy na ubezpieczenia społeczne rzędu 180 mln zł miesięcznie.
Korzystając z konieczności znowelizowania prawa w zakresie zatrudniania cudzoziemców, by pozostawało w zgodzie z unijną dyrektywa PIP proponuje, by przedsiębiorcy mieli obowiązek przyjmowania emigrantów do pracy na etat lub musieli korzystać z innych oskładkowanych umów. Postulaty Inspekcji idą jeszcze dalej, bo proponują również zwiększenie kar dla firm nie stosujących się do przepisów.
Te propozycje krytykują również w przesłanym do nas oświadczeniu Pracodawcy RP: "Nie zgadzamy się z propozycją Państwowej Inspekcji Pracy dotyczącą wprowadzenia obowiązku zatrudnienia cudzoziemców na umowy o pracę lub umowy zlecenia. Przypominamy o tym, że w polskim systemie prawnym obowiązuje swoboda umów i nie można narzucać formy prawnej w jakiej współpraca stron ma się odbywać. Zwracamy również uwagę na to, iż umowy cywilnoprawne, w tym umowy o dzieło są naturalnym elementem obrotu gospodarczego i nie zawsze stanowią one nadużycie, (np. w przypadku osób wykonujących wolny zawód są one podstawową formą współpracy).
Zgadzamy się jednak z tym, iż umowy tego rodzaju bywają wykorzystywane niezgodnie z ich przeznaczeniem, w szczególności gdy zastępują one umowy o pracę. Zatrudnienie na umowie cywilnoprawnej w warunkach odpowiadających stosunkowi pracy jest łamaniem prawa i takim praktykom kategorycznie się sprzeciwiamy. Nie możemy jednak zakazać stosowania umów tego rodzaju, zwłaszcza w sytuacjach, gdy zgodnie z prawem mogą być one wykorzystywane. Obawiamy się również, że tego rodzaju propozycje zmierzają nie tyle do ochrony praw cudzoziemców, co do zwiększenia wpływów ze składek ubezpieczeniowych, bo jak wiemy, umowy o dzieło są od nich wolne, co ma wpływ na sytuację finansową FUS”.
Według danych PIP "na czarno" zatrudnia się w Polsce głównie w budownictwie i przetwórstwie przemysłowym. Najczęściej prawo łamią małe firmy zatrudniające do dziewięciu osób. Z zestawień ZUS wynika z kolei, że w pierwszym kwartale 2016 r. tylko 200 tys. cudzoziemców pracujących w naszym kraju opłacało składki. To tylko część z około 800 tys. pracowników ze wschodu, którzy w ocenie Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej byli w tym czasie zatrudnieni przez polskich przedsiębiorców.
Zobacz także: Męcina: 100 tys. Polaków wróci z Wielkiej Brytanii. Reszta zostanie tam bez żadnych praw?