Trybunał Stanu miał zdecydować w piątek, czy Emil Wąsacz, minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności konstytucyjnej. TS postanowił odroczyć tę decyzję do 31 marca. Wąsaczowi zarzuca się m.in. nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU i Telekomunikacji Polskiej. Jego sprawa ciągnie się od dwunastu lat.
Aktualizacja 14:50
- Powzięliśmy wątpliwość, czy zarzucane delikty nie uległy przedawnieniu - powiedział przewodniczący pięcioosobowego składu TS Jerzy Kozdroń, otwierając rozprawę w gmachu Sądu Najwyższego.
- Nie naruszyłem żadnych norm prawa - oświadczył w TS Wąsacz. Przyznając, że "działania prywatyzacyjne są kontrowersyjne", zaznaczył, że jako minister dbał zarówno o budżet państwa, jak i o interesy spółek, które podlegały prywatyzacji. Dodał, że to "dzięki prywatyzacji PZU jest to dziś taki potężny podmiot, bo wtedy był to bankrut".
O umorzenie sprawy wnosiła obrona Wąsacza, powołując się na fakt, że - jej zdaniem - przedawnienie nastąpiło w 2012 r. Obrona byłego ministra przekonywała, że czując się niewinny, Wąsacz wolałby być uniewinniony, ale nie będzie się sprzeciwiał umorzeniu.
Skomplikowana kwestia przedawnienia
W przypadku odmowy umorzenia, obrona chce zwrotu sprawy Sejmowi do uzupełnienia. Innym argumentem obrony jest ewentualne uchybienie polegające na tym, że posłowie, którzy podpisali wniosek o pociągnięcie Wąsacza do odpowiedzialności przed TS, potem zasiadali w składzie komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, która go badała.
Według oskarżyciela sejmowego, którym jest posłanka PiS Halina Szydełko, przedawnienie jeszcze nie nastąpiło. - Z chwilą złożenia wniosku wstępnego wobec Wąsacza z 2002 r. nastąpiło przerwanie biegu przedawnienia - mówiła Szydełko. Dodała, że z tą chwilą przedawnienie zostało wstrzymane aż do prawomocnego wyroku TS.
Halina Szydełko przypomniała, że co do zasady sprawa przed TS przedawnia się po 10 latach od popełnienia deliktu konstytucyjnego, chyba że jest to zarazem przestępstwo, dla którego przewidywany jest dłuższy okres przedawnienia. Dodała, że posłowie, którzy złożyli wniosek wstępny, mogli brać udział w pracach komisji.
Obrońca Wąsacza mec. Michał Królikowski przyznał, że wniosek wstępny złożono, kiedy jeszcze nie doszło do przedawnienia. Polemizując z Szydełko, powiedział, że po złożeniu wniosku było jeszcze kolejne 10 lat na jego rozpatrzenie przez TS, a zatem - jak twierdzi obrona - delikt Wąsacza przedawnił się w 2012 r. Według obrony, wniosek Sejmu ma też nieusuwalne braki w zakresie materiału dowodowego.
Długa historia Wąsacza przed Trybunałem Stanu
Sejm zdecydował o postawieniu Emila Wąsacza przed Trybunałem Stanu w 2005 r. Rok później została umorzona ze względu na błędy proceduralne. W 2007 r. TS skierował tę sprawę do ponownego rozpatrzenia. Od tego czasu Sejm nie mógł wyznaczyć ze swojego grona dwóch oskarżycieli. Udało się to po pięciu latach, ale wyznaczony oskarżyciel został wiceministrem sprawiedliwości. W końcu Sejm poprzedniej kadencji wyznaczył innego oskarżyciela, a termin rozprawy wyznaczono na piątek.
Wąsacz stanie przed Trybunałem Stanu za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP S.A. i Domów Towarowych "Centrum". Sejm uznał, że sprzedaż pakietu akcji PZU Eureko w 1999 r. doprowadziła do problemów, w tym rozpraw przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. W przypadku DT Centrum uznano cenę za zaniżoną, a przy prywatyzacji TP S.A. Wąsacz miał niekorzystnie wybrać firmę doradczą. To miało spowodować ok. 25 mln zł strat.
Od czasów transformacji Trybunał wydał wyrok tylko w jednej sprawie, w tzw. aferze alkoholowej. Było to dwadzieścia lat temu. Wówczas pięć osób stanęło przed Trybunałem, w tym były minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak. Trzy z nich - w tym właśnie Kiszczaka - uniewinniono, a dwie utraciły na pięć lat bierne prawo wyborcze.