Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) stworzył projekt nowych regulacji rynku nadawców sygnału radiowego i TV. Został on już pozytywnie skonsultowany z Komisją Europejską i Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W zamierzeniach ma to spowodować rewolucję podobną do wcześniejszego rozbicia monopolu Telekomunikacji Polskiej, czy dostawców prądu.
Tym razem rozbijany będzie monopol Emitela. Spółki, która jeszcze siedem lat temu należała do Telekomunikacji Polskiej (obecnie Orange Polska). Teraz jej właścicielem jest amerykański fundusz inwestycyjny Alinda.
18 grudnia ub.r. Komisja Europejska z symbolicznymi uwagami poparła projekt regulacji UKE, których celem jest nałożenie na Emitel zasad, wynikających z uznania "znaczącej pozycji rynkowej". Innymi słowy stwierdzono, że spółka jest monopolistą. Wcześniej, pod koniec listopada ub.r., taką samą opinię odnośnie planowanych przepisów, ale bez zastrzeżeń wyraził prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Na skalę ogólnopolską, oprócz Emitela, działa na razie tylko dwóch operatorów - BCAST i Arkena. Obie firmy oferują jednak usługi w ograniczonym zakresie.
Z czego wynikają problemy konkurencji? Emitel jest jednym podmiotem, który ma wysokie maszty od 200 m do ponad 300 m. Postawienie takiego masztu to wbrew pozorom wcale nie jest łatwa rzecz. Trudności wcale nie są techniczne - wynikają przede wszystkim z przepisów o ochronie środowiska i z długotrwałych procedur administracyjnych.
Emitel jako jedyny posiada obiekty w strategicznych miejscach, jak np. Święty Krzyż czy Góra Ślęża, gdzie postawienie nowego obiektu byłoby niemożliwe właśnie ze względów środowiskowych.
- Poprzez takie ograniczenia na mapie Polski, szczególnie na południu, istnieją bardzo duże powierzchniowo obszary, na które operatorzy alternatywni, kolokwialnie mówiąc, „nie mają wstępu” - podaje Krzysztof Karpiński, członek zarządu firmy BCAST.
Emitel ma na ten temat trochę inne zdanie.
Lista nadajników sygnału multipleksów cyfrowych w Polsce src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1446624000&de=1446654600&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=ING&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1&rl=1"/>
- Od początku stoimy na stanowisku, że hurtowe rynki świadczenia usługi transmisji programów radiofonicznych lub telewizyjnych w celu dostarczania treści użytkownikom końcowym nie powinny podlegać regulacji, bo nie spełniają żadnego z wymaganych przez prawo kryteriów, które regulator powinien brać pod uwagę - powiedział Money.pl Hubert Kendziorek, radca prawny Emitela.
Jak podaje, postępowanie dowodowe przeprowadzone przez regulatora było niepełne.
- W szczególności nie uwzględniono szeregu obiektywnych dowodów, zaś wyprowadzone z materiałów zebranych przez UKE wnioski są często wzajemnie sprzeczne lub nielogiczne, nie oddając rzeczywistego stanu rynków. Co więcej, są także sprzeczne z wnioskami wynikającymi z raportów przygotowanych przez niezależnych ekspertów - wskazuje Kendziorek.
Według niego prezes UKE, pomimo zaleceń ich zmiany przekazanych przez Komisję Europejską, wydał decyzje zgodne z wcześniej publikowanymi projektami.
- Emitel skorzystał z prawa do wniesienia odwołań od obu decyzji, mając na względzie wymienione wcześniej powody - podał Kendziorek.
Wysokie ceny
Sytuacja, w której większość nadajników ma jedna firma, a pozostałe mają utrudnienia w ich budowie wywołuje oczywiście wysokie ceny na rynku. Te z kolei utrudniają poszerzenie oferty kanałów radiowych, czy telewizyjnych dla konsumenta. Po prostu by sfinansować działanie nowego kanału, trzeba jakoś pokryć koszty wydatków za nadawanie.
Jak wyliczył BCAST, obsługa lokalnych multipleksów telewizji cyfrowej DVB-T kosztuje o ok. 25 do 30 proc. mniej, jeśli wybierze się ofertę konkurencji Emitela.
Podano też charakterystyczny przykład z poprzedniej próby antymonopolistycznej deregulacji rynku z lat 2006-2013. Z oferty ramowej skorzystała wtedy tylko jedna stacja radiowa. Po czterech latach wróciła do Emitela, ale już na lepszych warunkach.
- Oferta sprzed pierwszej regulacji była o ponad 32 proc. wyższa, niż ta po „odzyskaniu” usługi - informuje Karpiński.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wyliczył trzy lata temu koszty monopolu Emitela na rynku telewizji cyfrowej na 477 mln zł w ciągu dziesięciu lat, czyli 47,7 mln zł rocznie. Porównanie dotyczyło cen Emitela z ofertą Info-TV-FM.
Członek zarządu BCAST źle wspomina pierwsze podejścia deregulacyjne.
- Powstała wtedy oferta ramowa była nieefektywna, proces dostępowy był skomplikowany i długi, a decyzja odnośnie nałożenia obowiązków regulacyjnych została zaskarżona przez Emitel i ostatecznie uchylona przez sąd. Na ok. 200 emisji radiowych, należących do nadawców publicznych, tylko w przypadku jednej częstotliwości nastąpiła zmiana operatora z wykorzystaniem oferty ramowej - informuje.
Tam gdzie jednak działa rynek i oferta jest konkurencyjna, nadawcy programów rzadko wybierają Emitela. Szczególnie wśród nadawców lokalnych stacji radiowych.
- Na ok. 300 częstotliwości na rynku lokalnym, tylko co dziesiąta jest obsługiwana przez EmiTel. Pozostałe usługi realizowane są albo przez samych nadawców, albo przez technicznych operatorów alternatywnych jak np. BCAST, Arkena, czy Operator FM - powiedział branżowemu serwisowi satkurier.pl Maciej Lipiński, członek zarządu BCAST ds. technologii. Wskazuje na cenę jako główną przyczynę.
Oferta ramowa ma zmienić rynek
Projekt UKE zakłada, że dla wzrostu konkurencyjności najlepszym rozwiązaniem będzie wymuszenie możliwości dostępu do infrastruktury Emitela.
- Bezpośrednim efektem nałożenia obowiązków regulacyjnych będzie powstanie tzw. oferty ramowej - podaje Krzysztof Karpiński.
Oferta ramowa to zbiór zasad formalno-technicznych oraz cennika, które będą regulowały współpracę pomiędzy firmą Emitel, czyli właścicielem stacji nadawczej, lub masztu, a operatorami alternatywnymi bądź nadawcami.
UKE definiuje dostęp, jako możliwość korzystania z systemów antenowych, kolokację urządzeń operatora alternatywnego, dostęp do konstrukcji wysokościowej na potrzeby montażu anten nadawczych, czy też dostęp do innych elementów sieci Emitel, które są uzupełnieniem usług emisji.
W ten sposób do nadajników Emitela większy dostęp będą mieć mniejsi nadawcy i zaczną trafiać z realną ofertą do całego rynku. Obsługa emisji radiowych o dużej mocy promieniowania (np. dla dużego nadawcy ogólnopolskiego) to obecnie domena wyłącznie Emitela.
- Obecnie zastąpienie obiektu dla jakiejkolwiek emisji, często nawet małej mocy, tj. do 1kW mocy promieniowanej jest obarczone skomplikowanym procesem administracyjnym i jest po prostu nieopłacalne pod względem kosztowym - podaje Karpiński.
- Wyraźniej widać to w przypadku telewizji cyfrowej, zarówno dla nadawców, jak i alternatywnych operatorów technicznych. Wszystkich pięć ogólnopolskich multipleksów telewizji cyfrowej DVB-T obsługiwanych jest techniczne tylko przez Emitel - dodaje.
Mniejsi dostawcy mają w praktyce możliwość nadawania telewizji z lokalnych (nie ogólnopolskich) multipleksów. Z pięciu działających, alternatywna firma BCAST obsługuje technicznie dwa multipleksy, w tym MUX L4 na terenie województwa dolnośląskiego oraz MUX L7 w Lubinie i Jakubowie. Reszta wciąż korzysta z usług Emitela.
BCAST uruchomił dotąd 25 obiektów nadawczych, na których emitowanych jest blisko 50 częstotliwości radiowych FM i wspominane dwa lokalne multipleksy DVB-T. Arkena ma 21 obiektów nadawczych. Obie firmy większych szans upatrywały dotąd w rozwoju radia cyfrowego w technologii DAB+. Nowe regulacje mogą im umożliwić ofertę dla ogólnopolskich stacji radiowych oraz ogólnokrajowych telewizyjnych multipleksów cyfrowych.
Monopole da się rozbić. To już się udało
To nie pierwszy raz, kiedy państwo uderza w monopole. Przypomnijmy, że kiedyś usługi telefonii stacjonarnej TP SA (obecnie Orange Polska) były drogie, a na założenie telefonu się czekało. Wszystko aż do momentu, gdy zmieniło się prawo i z jej łącz mogli korzystać wszyscy operatorzy za określoną regulacjami opłatą hurtową. W ten sposób na rynku bezpośredni dostęp do klienta zyskało nagle wiele firm telekomunikacyjnych, zaczęła się prawdziwa konkurencja, a ceny telefonów i internetu drastycznie spadły.
Podobne zmiany zachodzą, choć trochę wolniej na rynku energii elektrycznej. Od 2007 r. możliwa jest zmiana dostawcy. Dokonało tego w ciągu dziesięciu lat 547 tys. gospodarstw domowych i 188 tys. firm.
Prawdziwy ruch na rynku zaczął się dopiero od 2014 roku, kiedy dostawcę prądu zmieniło 152 tys. klientów indywidualnych - w ubiegłym roku było to 84 tys.