Problemy z sygnałem Telewizji Polskiej podczas orędzia nie były "efektem działania osób trzecich". W skrócie: to nie był pucz. EmiTel skończył analizę i tłumaczy się z awarii. Winna? Usterka elementu 6-letniego sprzętu. "Problem był spowodowany bardzo trudno wykrywalną usterką techniczną" - pisze w raporcie firma. Telewizja Polska już zgłosiła się po odszkodowanie.
To nie atak cybernetyczny, działanie osób trzecich, ani "fizyczna ingerencja" w urządzenia nadawcze spowodowały problemy z odbiorem kanałów Telewizji Polskiej w grudniu ubiegłego roku. EmiTel, czyli operator naziemnej telewizji cyfrowej, przez miesiąc pracował nad pełną diagnozą problemu. Firma właśnie wydała raport. Problemy z TVP nie były puczem. To zwykła usterka techniczna. EmiTel problemy nazywa "nietypowym wydarzeniem o trudnych do ustalenia przyczynach i zakresie".
- Popsuł się element, który nie powinien się popsuć. Powinien działać 15-20 lat, a popsuł się po 6. To była rzecz niebywała - tłumaczy Przemysław Kurczewski, prezes zarządu firmy. - Zapasowy sprzęt też miał taką usterkę. Taka sama wada ujawniła się w kilku miejscach. Dokładnie w 6 z 16 urządzeń - dodawał.
"Dzięki współpracy z dostawcami sprzętu zidentyfikowano usterkę techniczną. Problem był spowodowany bardzo trudno wykrywalną usterką techniczną, która została zidentyfikowana w warunkach laboratoryjnych bezpośrednio u producenta sprzętu" - pisze w specjalnym raporcie firma EmiTel. - To była tylko awaria - podkreśla też Jarosław Niechcielski, dyrektor z firmy EmiTel.
Gdzie się wszystko zaczęło? Na Woronicza, gdzie mieści się siedziba główna TVP. Tam zawiodły dwa urządzenia - podające sygnał na południową część Polski. Północna w tym czasie nie miała żadnych problemów. Orędzie premier Beaty Szydło bez problemów powinno było już oglądać prawie 99 proc. odbiorców.
EmiTel przyznaje, że Telewizja Polska już wystosowała pismo o odszkodowanie za problemy.
Polityczna burza o transmisję
O co chodzi? O problemy z odbiorem sygnału Telewizji Publicznej w ciągu trzech grudniowych dni. Zakłócenia przypadły akurat na moment transmisji orędzia premier Beaty Szydło. I rozpętała się polityczna burza. Prezes telewizji Jacek Kurski postanowił zawiadomić nawet Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a szefowa "Wiadomości" Marzena Paczuska pisała na Twitterze, że widzowie informują o "zablokowaniu przekazu TVP 1, TVP2, TVP Info w telewizji naziemnej".
Do akcji wkroczyli też politycy PiS. - Przed wystąpieniem i orędziem pani premier Beaty Szydło, dziwnym trafem połowa Polski została dotknięta awarią i połowa Polski na południu, nasi obywatele, nie mogli zobaczyć tego orędzia - mówił do uczestników manifestacji Klubów Gazety Polskiej wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński z Prawa i Sprawiedliwości - Dziwne krasnoludki, jak mówił klasyk, inni szatani pewno są tutaj czynni - ironizował.
Nawet poseł Krystyna Pawłowicz postanowiła wziąć udział w dyskusji. Zasugerowała konieczność reprywatyzacji EmiTela. O głosach dotyczących tego pomysłu pisaliśmy tutaj.
EmiTel miesiąc pracował nad raportem nt. przyczyn awarii. Spółka przeanalizowała stan systemu wysyłania sygnału na poziomie centralnym i w 16 ośrodkach terenowych. I zaznacza, że usterka dotknęła tylko część widzów. Tym samym prostuje informacje TVP, która kilka dni informowała o zakłóceniach w całym kraju. Problemy mieli zgłaszać widzowie.
- Awaria była nietypowa. Sytuacja chwilowo wracała do normy i po chwili znów wracały problemy. Problem zaczął się w momencie trudnym dla Polski. Wszyscy byli zaangażowani w przekazywanie informacji wrażliwych i trudnych. Stało się tak, że wieczorem zostało zaplanowane orędzie pani premier Beaty Szydło. I to wywołało sporo emocji po stronie klienta i to jest zrozumiałe. Ale to wydarzenie nie było ciągłe i miało miejsce w bardzo ograniczonym zakresie - tłumaczyli przedstawiciele EmiTela.
"Maksymalny zasięg zakłóceń sygnału nie przekraczał 12 proc. populacji kraju" - wyjaśnia firma. Mało tego, w czasie emisji orędzia premier Beaty Szydło, problemy dotykały 1,3 proc. odbiorców. Głównie z województwa podkarpackiego. Retransmisję orędzia premier Polacy mogli już oglądać bez żadnych zakłóceń. Trzeba dodać, że dane EmiTela dotyczą tylko i wyłącznie widzów, którzy mogli oglądać orędzie, a nie tych, którzy oglądali. W efekcie tych, którzy zauważyli problemy, mogło być jeszcze mniej.
O wyraźnie większej skali problemów informowała Telewizja Polska w swoich serwisach informacyjnych. O to skąd różnica w wynikach pytali na konferencji prasowej dziennikarze TVP Info. - Trudno nam dyskutować o wymianie maili, telefonów z różnych miejsc kraju. To są zdarzenia, które trudno weryfikować. Możemy się odnieść tylko do danych - zaznaczył Niechcielski. - To jest jedyna podstawa do dyskusji o zakresie awarii - dodał. - Były też osoby, które celowo dezinformowały. Wiemy przecież o tym - wyjaśniał. EmiTel dodawał też, że Telewizja Polska cały czas miała dostęp do danych o zasięgu problemów.
Co zawiodło? Temperatura jednego z podzespołów urządzenia spadła do 33 stopni, a powinna wynosić 40 stopni. To skutkowało minimalnymi zmianami w częstotliwościach. I to wystarczyło do zakłóceń w obrazie. Mało tego urządzenie nie kontroluje samo swoich parametrów, więc nie mogło poinformować o problemach. Efekt? Długie godziny poszukiwania źródła problemu.
EmiTel nie ujawnia w tej chwili nazwy podzespołu, który zawiódł. Takie dane trafiły tylko do ABW, UKE oraz TVP.
Firma odniosła się też do publikacji "Gazety Wyborczej" sprzed kilku dni. "GW" zaznaczała, że awaria zaczęła się przy Woronicza, gdzie mieści się siedziba TVP. I rzeczywiście usterka miała miejsce w budynku na Woronicza, ale jak zaznaczają przedstawiciele firmy - to nie ma żadnego wpływu. Usterkę miały też urządzenia zapasowe, które stały w magazynie. Jednocześnie na Woronicza działał sprzęt, który zapewniał sygnał dla północnej części kraju.
Firma zaznacza też, że od chwili usterki nieprzerwanie zapewnia nadawanie sygnału TVP na terenie całego kraju. - To dosyć specyficzna sytuacja, gdy spółka z rynku komercyjnego tłumaczy się z tego, co wydarzyło. Uznaliśmy, że warto naszą perspektywę przekazać. Zwłaszcza biorąc pod uwagę różne, funkcjonujące w mediach, wersje na temat wydarzenia - dodaje Niechcielski.
Kim właściwie jest "amerykański EmiTel"?
EmiTel jest wiodącym operatorem naziemnej infrastruktury radiowo-telewizyjnej w Polsce oraz operatorem multipleksów naziemnej telewizji cyfrowej MUX-1, MUX-2, MUX-3 (to ten uległ w weekend awarii, nadaje wyłącznie programy TVP) oraz MUX-4. A także niedawno uruchamianego multipleksu MUX-8. Jest więc praktycznie monopolistą, jeśli chodzi o nadawanie sygnału naziemnej telewizji cyfrowej.
Spółka EmiTel została w 2002 r. wydzielona z Telekomunikacji Polskiej. Do nowego podmiotu trafiła infrastruktura obejmująca zasięgiem niemal cały kraj. W 2011 r. spółka została sprzedana funduszowi Montagu Private Equity za 1,7 mld zł. Już wtedy nie brakowało krytycznych głosów, że spółki ważnej z punktu widzenia komunikacji w kraju nie powinno się prywatyzować. Obecnie właścicielem EmiTela jest Alinda Capital Partners, amerykański fundusz specjalizujący się w inwestowaniu w spółki infrastrukturalne.
Jak wynika z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, naziemną telewizję cyfrową odbiera ok. 15,6 miliona Polaków, a więc ponad 44 proc. gospodarstw domowych. W tej liczbie około 11 milionów osób, czyli nieco ponad 33 proc. gospodarstw domowych, korzysta wyłącznie z naziemnej telewizji cyfrowej. Inaczej mówiąc: nie posiadają innego źródła sygnału telewizyjnego.