Liderka Frontu Narodowego łagodzi ton wypowiedzi na temat wspólnej waluty euro. Wcześniej opowiadała się za powrotem do narodowej waluty i rezygnacji z członkostwa w UE. Druga tura wyborów, która zdecyduje o tym kto będzie nowym prezydentem Francji, już za tydzień - 7. maja.
Do tej pory Marine Le Pen twierdziła, że gdy zostanie wybrana prezydentem Francji - wyprowadzi kraj z Unii i ze wspólnej waluty euro, którą obwinia o rosnące bezrobocie, trudną sytuację gospodarki i o niepokoje związane z malejącą siłą nabywczą pieniądza.
Liderka Frontu Narodowego nie ukrywa, że dla niej euro jest "martwe". Jej zdaniem od lat słyszy się, że nie jest to waluta wiarygodna, budząca zaufanie. Według Marine Le Pen trzeba rozmawiać z innymi państwami w sprawie wyjścia z eksperymentu, który, według niej, zakończył się, porażką.
Szefowa FN podkreślała wcześniej w rozmowie z Reuterem, że odejście od euro byłoby znaczącym krokiem prowadzącym do odzyskania przez Francję suwerenności. Oceniła ponadto, że może pozyskać wśród krajów strefy euro sojuszników, którzy poprą jej pomysł, ponieważ również inne państwa unijne także przeżywają gospodarcze trudności związane z posiadaniem wspólnej waluty.
Teraz kandydatka na prezydenta nieco złagodziła swoje stanowisko mówiąc, że euro należy zostawić jako walutę wielkich firm robiących interesy na arenie międzynarodowej, a w życiu codziennym przywrócić franka francuskiego. Jej zdaniem to ożywi gospodarkę i rynek zatrudnienia. Według ekonomistów to będzie katastrofa finansowa kosztująca trzy miliardy euro rocznie.