.
Niska frekwencja
A wyborcy wyraźnie wskazali, że ponad decyzje polityczne preferują zieloną trawkę, rodzinną piknikową atmosferę oraz mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Można zaryzykować twierdzenie, że do wyborów poszły, w przypadku wielu partii, przede wszystkim żelazne elektoraty. Frekwencja na poziomie nieco ponad 20% nie wróży nic dobrego na przyszłość. Nie jestem przekonany czy w ewentualnych wyborach sierpniowych byłaby dużo wyższa, być może jesienią tak, ale latem? Wyjątkowa frekwencja i zdyscyplinowanie panowały w okręgu miasto-Warszawa. Tam frekwencja przekroczyła 30%, zaś wyniki były diametralnie różnie od reszty kraju.
Frekwencja jest wodą na młyn dla ugrupowań chcących powołania rządu prof. Marka Belki i odłożenia wyborów w czasie. Wskazują oni na niereprezentatywność takich wyborów, ich pewną przypadkowość, a także na fakt prawdopodobnego paraliżu politycznego w sejmie nowej kadencji. Dlatego już teraz wznowiono rozmowy pomiędzy SLD-UP a SDPL, a wieści dochodzące z tychże negocjacji wskazują na obustronną wolę zawarcia kompromisu.
Pyrrusowe zwycięstwo PO
Wybory wygrała Platforma Obywatelska uzyskując w skali całego kraju ok. 24% głosów, co przełoży się na ok. 15 euro-mandatów. Jednak najważniejszy cel tych wyborów paradoksalnie się od PO oddalił. Coraz mniej realne bowiem wydaje się być przyspieszenie nowych wyborów. Partie lewicy nabrały świeżej ochoty na kompromis, który może nawet zakończyć się wyborami dopiero wiosną 2005. Poza tym PO, co prawda pokonała znacząco barbarzyńców, ale 25% w przyszłości nie gwarantuje utworzenia samodzielnego rządu.
Ba, nawet rządy z PiS będą miały słabiutką większość, jeżeli w ogóle będą ją miały. Na horyzoncie pojawić musi się trzeci koalicjant – co oznacza dość ograniczoną decyzyjność przyszłego rządu i niemożność realizacji większości rozwiązań proponowanych przez PO przed wyborami. PO będzie musiała wybrać między PSL a UW, a zważywszy na konieczność współpracy z PiS, to UW chyba odpada.
Po wygrała zdecydowanie na zachodzie Polski, Pomorze Gdańskie przyniosło 36% głosów, Górny Śląsk 35%, Pomorze Zachodnie i Lubuskie 26%, znaczący udział był też na Dolnym Śląsku – ponad 30%, ale nie ma jeszcze oficjalnych wyników. Najmniej głosów PO otrzymała na Podkarpaciu, gdzie wygrała LPR – zaledwie 13%.
Triumfująca Liga
Największa niespodzianką jest Liga Polskich Rodzin. Eurosceptycy skoncentrowali swoje głosy właśnie na tym ugrupowaniu i uzyskało ono ok. 16% poparcia i 10 mandatów. Nikt w sondażach tyle LPR-owi nie dawał. Partia ta wyrasta na numer jeden opozycji, które to miejsce dotychczas było zarezerwowane dla Samoobrony. Jak powiedziała trochę na wyrost Prof. Jadwiga Staniszkis – jest to opozycja narodowo-liberalna. Ja w każdym razie tak dużo tego pierwiastka liberalnego nie dostrzegam.
LPR wykazało stabilny elektorat, szczególnie w regionach tradycyjnie konserwatywnych, przejęło głosy przede wszystkim dawnego AWS. Na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie partia ta wygrała uzyskując odpowiednio ok. 24% i 23,5% głosów. Słabo partia wypadła w mieście Warszawa – tylko 10%, oraz na Śląsku – 11%, co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Miasto Warszawa miało wysoką frekwencję i „ściągnęło” wyniki LPR nieco w dół.
Roman Giertych może spać spokojnie. Jego partii sprzyja niska frekwencja, a jej elektorat na wakacje nie wyjeżdża. Partię może dodatkowo wzmocnić przejęcie głosów pozostałych eurosceptyków, zwłaszcza UPR, który znów poniósł dotkliwą klęskę (1,9% głosów ) i nie jest wykluczone, iż będzie szukał swojej nadzieli w rozmowach koalicyjnych właśnie z Ligą. W kolejnych wyborach LPR może pokusić się nawet o 20%.
Warszawskie dzieci - PiS
Prawo i Sprawiedliwość jest przykładem w tych wyborach, jak wiele zależy od skuteczności polityków na poletkach lokalnych. Wynik partii – ok. 13% to zasługa Lecha Kaczyńskiego i jego fenomenalnej, jak na warunki polskie, pracy samorządowej w Warszawie. Miasto Warszawa to jedyny okręg w którym PiS wygrał i uzyskał prawie 23% głosów, co przy wysokiej frekwencji w tym okręgu dało tak dobry wynik w skali całego kraju.
PiS będzie mocnym sojusznikiem PO w przyszłym rządzie, jednak tak jak już wspominałem, być może nie wystarczającym dla uzyskania pełnej większości w sejmie. Sporo głosów tej partii uciekło do innych partii prawicowych. Wydaje się jednak, że czas pracuje na korzyść tego ugrupowania, a przyjęty nie tak dawno raport posła Ziobry może w przyszłości owocować kolejnymi procentami uzyskanymi w wyborach.
Klęska Samoobrony
Najbardziej kwaśną minę po tych wyborach miał Andrzej Lepper. Co tu dużo ukrywać, przegrał je z kretesem. „Złodzieje” zdystansowali „barbarzyńców”, co więcej, jak to na złodziei przystało ukradli panu Andrzejowi głosy wsi. Bowiem nawet na wsi PO wygrało z Samoobroną. Andrzej Lepper musi szybko wyciągnąć wnioski, jeśli nie chce powtórzyć tej klęski. Zaledwie 10,8% i czwarte miejsce – poza „pudłem”, na którym tak liderowi Samoobrony zależało.
Przyczynę porażki nie można zwalać na frekwencję, chociaż niewątpliwie zdyscyplinowanie potencjalnego elektoratu tej partii do najwyższych nie należy. Rzeczywisty powód klęski to dwulicowość w ostatnich głosowaniach, zachowanie w sejmie (pijaństwo i kalumnie na rodzinę Rokity) oraz konkurencja w postaci LPR. Wyborcy eurosceptycy wolą zaufać Romanowi Giertychowi.
Samoobrona wygrała na Mazowszu (z wyłączeniem miasta Warszawa), gdzie zdobyła 21% głosów, dobry wynik uzyskała też na Lubelszczyźnie – 16%. Natomiast tragicznie wypadła w mieście Warszawa – poniżej 4% głosów, co przy dużej frekwencji zadecydowało o klęsce w skali kraju.
Twarda Lewica
Lewicę pogrzebali już na łamach prasy publicyści. Wróżono jej nawet powtórkę wyborczą z AWS. Nic z tych rzeczy, lewica trzyma się mocno, może liczyć na swój „betonowy” elektorat i nawet rozłam jest w stanie przetrwać. SLD-UP osiągnęło 9,3%, a SDPL – 5,33% głosów w skali kraju. Łącznie obie partie mają ok. 15%, co jak na tak tragiczne rządy Leszka Millera musi budzić respekt. Lewica to groźny przeciwnik, który nie zasypia gruszek w popiele, szybko leczy rany i jeśli się pozbiera i znów zjednoczy – chociażby w koalicję wyborczą do przyszłych wyborów parlamentarnych – to może być znów groźna. Lewica ma rację, uważając że potrzeba jej czasu i że za nic w świecie nie może we własnym interesie dopuścić do wcześniejszych wyborów. Na wiosnę bowiem ma do ugrania znacznie więcej.
Tradycyjne bastiony lewicy to Kujawy, gdzie SLD-UP uzyskało ponad 10,7%, a SDPL ponad 4,9%. Także Wielkopolska to prawie 12% dla starej i 3,5% dla nowej partii. Jedynym okręgiem wyborczym, w którym SDPL wygrało z SLD-UP jest miasto Warszawa. Tutaj nowa marka jest najbardziej rozpoznawalna, a beton najbardziej skruszały. Przewaga wyniosła aż 12 do 6. Ugrupowanie Marka Borowskiego dopiero buduje struktury na prowincji i z biegiem czasu zabierze jeszcze trochę głosów swojemu starszemu bratu. Nie mniej w obecnej sytuacji obie partie powinny ze sobą współpracować, bo bratobójcza walka, choć na razie tylko osłabia, może okazać się w przyszłości śmiertelna w skutkach.
Lewica znana z dobrze rozwiniętego instynktu samozachowawczego, o który to instynkt dba sam prezydent, już przystąpiła do rozmów, których pierwszym etapem jest rząd Marka Belki. Wyraźnym sygnałem byłoby wejście do resortu zdrowia Marka Balickiego, ale na to chyba jeszcze mimo wszystko za wcześnie.
Unia Wolności wraca do gry
To ugrupowanie zdaje się, że najgorsze ma już za sobą. Nie zaszkodziła mu nawet afera Rywina i związane z nią zamieszanie wokół redaktora Michnika i Gazety Wyborczej. Uzyskany wynik 7,33% to spory sukces tej partii i spore osłabienie PO, której to partii przede wszystkim UW odebrała swoje „stare” głosy. Unia odniosła spektakularny sukces w mieście Warszawa – drugie miejsce i prawie 19% pozwoliło przekroczyć 5% próg wyborczy. Obawiam się jednak, że w wyborach parlamentarnych, w których frekwencja na prowincji będzie wyższa a właśnie w stolicy niższa partia ta może nie powtórzyć tego wyniku.
Pozostałe partie
Pozostałe partie wypadły zgodnie z oczekiwaniami. PSL uzyskał między 6-7%, głównie dzięki żelaznemu elektoratowi na wsi, szef partii Janusz Wojciechowski prawdopodobnie zostanie eurodeputowanym, gdyż w Łodzi PSL przekroczyło 10%. PSL udowodniło, że nie musi bać się wyborów w sierpniu, gdyż posiada żelazne rezerwy wyborców, którzy latem pozostają w domach.
Inne ugrupowania nie przekroczyły nawet 2% poparcia. Klęskę poniósł UPR, który nie potrafi przekonać wyborców do swojego ultra-liberalnego programu gospodarczego – robi to chyba niezbyt skutecznie.
Jeszcze większą klęską zakończyła się przygoda wyborcza dla Romana Jagielińskiego. Okazało się, iż samodzielnie ta partia nie istnieje i pan Roman musi sobie szukać szybko miejsca na listach innego ugrupowania. Albo będzie to SLD-UP za cenę bezwarunkowego popierania rządu, albo Samoobrona, za cenę odwrotną.
Podsumowując wybory można ocenić je pozytywnie. Strachami na lachy okazała się siła Samoobrony, więc inwestorzy nie muszą wiać gdzie pieprz rośnie. Obecny krajobraz polityczny wskazuje na duże szanse utworzenia przez Marka Belki rządu, a następnie zimą bądź wiosną wybory do sejmu, które na dzień dzisiejszy wygrywa PO i tworzy rząd z PiS i PSL.