Polska ogranicza swoje zaangażowania w Eurokorpusie - to już pewne. Niejasne są jednak kulisy podjęcia decyzji, która będzie miała znaczące konsekwencje polityczne i finansowe. Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, powiedział w czwartek, że nie przypomina sobie, żeby dyskusja na temat kiedykolwiek pojawiła się na obradach rządu. Czyżby zatem minister Macierewicz samowolnie o tym zadecydował, nikogo nie informując?
Kowalczyk Na antenie Radia Zet na pytanie Konrada Piaseckiego, czy pamięta, żeby na posiedzeniu rządu dyskutowano o redukcji naszego zaangażowania w Eurokorpus, powiedział jasno: „nie”. Dopytywany, czy decyzje w tej sprawie samodzielnie podjął minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, nie chciał być już tak precyzyjny i odpowiedział:
- To jest decyzja, która jest realizowana, tylko jeśli chodzi o zakres. Przeniesienie ciężaru na flankę wschodnią jest ważniejsze, bo to tu mamy zagrożenie. Nie możemy się angażować we wszystko z jednakowym natężeniem.
Tymczasem jak pisaliśmy w środę w WP money, ograniczenie aktywności w Eurokorpusie, mimo wcześniejszych deklaracji zwiększenia udziału Polski w tych strukturach, będzie nas drogo kosztować. Eksperci są tu wyjątkowo zgodni i przekonują, że nieprzewidywalni partnerzy zawsze płacą wyższe rachunki.
Niestety do zmiany naszego stanowiska dochodzi w czasie finalizowania bardzo drogich przetargów na zakupy dla armii. W najbliższym czasie chcemy przecież kupić system obrony powietrznej w programie "Wisła" (50 mld zł) i okręty podwodne (10 mld zł.).
- Przestajemy być przewidywalnym partnerem. Częste zmiany decyzji, terminów i liczby ewentualnie zakupionego sprzętu sprawiają, że każdy producent musi w swoich kalkulacjach uwzględniać ryzyko zerwania czy opóźnienia kontraktu - mówił WP money Michał Likowski, ekspert ds. uzbrojenia i szef specjalistycznego magazynu "Raport".
Niestety podczas rządów w MON ekipy Antoniego Macierewicza - zdaniem eksperta - to ryzyko jest bardzo wysokie. Sami zatem jesteśmy sobie winni wyższych wycen poszczególnych przetargów. Skoro w tych największych chodzi o miliardy albo o nawet dziesiątki miliardów złotych, realne koszty takich decyzji na przyszłość będą znaczące.
- Indie są ogromnym i atrakcyjnym rynkiem dla producentów sprzętu wojskowego, ale rozstrzygniecie przetargu trwać tam może ze względu na bałagan administracyjny nawet 10-12 lat. Dlatego jak Indie chcą coś kupić, to wszyscy już dobrze wiedzą, ile to potrwa i wliczają to w koszty sprzedaży. Problem w tym, że Polska powoli staje się takimi Indiami w Europie - mówił WP money Wojciech Łuczak ekspert ds. bezpieczeństwa i obronności.
Dlatego z realnymi stratami finansowymi musimy się liczyć, bo w handlu bronią odpowiedzialny i przewidywalny odbiorca może otrzymać zupełnie inną taryfę niż ten słynący z odwoływania przetargów i wycofywania się z ważnych decyzji w sprawach militarnych.
Szczególnie, że ustalenie ostatecznej ceny za sprzęt wojskowy zawsze jest kwestią decyzji politycznych. Tymczasem nasza ostatnia wolta w sprawie Eurokorpusu wprawiła naszych partnerów w Europie i USA, mówiąc bardzo delikatnie, w konsternację.