- Rozpoczęliśmy w USA program pilotażowy, który, mamy nadzieję, pomoże nam w znalezieniu sposobu, żeby skutecznie walczyć z pojawiającymi się na naszym portalu oszukańczymi publikacjami. Dajemy internautom możliwość bezpośredniego zgłaszania, za pośrednictwem naszej platformy, wiadomości czy artykułów, co do których istnieje podejrzenie, że nie są prawdziwe. Zgłoszone treści będziemy przekazywać naszym pracownikom specjalizującym się w weryfikowaniu informacji, czyli tzw. fact checking, w celu zbadania wiarygodności wiadomości. Jeśli będą zastrzeżenia co do ich prawdziwości, treści te zostaną oznaczone na Facebooku jako sporne. Będzie to sygnał dla naszych użytkowników, że jest to materiał, który budzi wątpliwości - mówi Thomas Myrup Kristensen, dyrektor generalny Facebooka ds. unijnych i szef brukselskiej siedziby portalu.
Kristensen zastrzega, że to wciąż jeszcze program pilotażowy, coś, "nad czym Facebook aktualnie pracuje". I zaznacza, że procedury wymagają szczególnej ostrożności, bo "wiadomości, które dla jednej osoby są fałszywe, dla drugiej mogą być prawdziwe, szczególnie w sytuacji sporów politycznych".
Fake news, czyli zmanipulowane informacje, które rozprzestrzeniają się głównie w internecie i za pomocą mediów społecznościowych, to ostatnio gorący temat. Tym bardziej, że w ostatnim czasie pojawiły się liczne doniesienia o wpływie fałszywych wiadomości, rozpowszechnianych przez rosyjskich hakerów, na wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i rezultat brytyjskiego referendum w sprawie Brexitu. Eksperci mówią już nawet o cybernetycznym zagrożeniu dla demokracji i ostrzegają, że fake news mogą wpłynąć również na przebieg wrześniowych wyborów parlamentarnych w Niemczech.
Może właśnie dlatego także Komisja Europejska zapowiada, że zajmie się problemem. - Komisja opłaci badania m.in. nad zjawiskiem fake news. Obywatele UE muszą mieć świadomość tego, że nie wszystkie wiadomości, które do nich trafiają, są transparentne. Tym bardziej, że fałszywe doniesienia medialne bardzo łatwo wzmacniają np. uprzedzenia. Internet powinien pozostać przestrzenią dla wolności słowa, ale nie można nikogo krzywdzić - mówi Daniel Braun, zastępca szefa gabinetu komisarz UE ds. sprawiedliwości, konsumentów i równouprawnienia płci Very Jourovej.
Braun przyznaje, że dopiero po otrzymaniu wyników badań Komisja zadecyduje, jakie podjąć kroki, i że mogłyby to być np. "rozwiązania prawne lub powołanie stanowiska ombudsmana".
KE walczy już m.in. z mową nienawiści w sieci. Z jej inicjatywy w maju 2016 roku firmy z branży IT przyjęły tzw. kodeks postępowania zobowiązujący je m.in. to reagowania w ciągu 24 godzin na wpisy nawołujące do nienawiści.
Szef belgijskiego Facebooka przyznaje, że media społecznościowe borykają się z dylematem, jak utrzymać równowagę pomiędzy wolnością słowa a koniecznością blokowania nieodpowiednich treści, co może prowadzić do oskarżeń o cenzurę. Tak było w przypadku słynnego zdjęcia wojennego, przedstawiającego poparzoną napalmem wietnamską dziewczynkę. Facebook zablokował fotografię jako przedstawiającą nagie dziecko, a użytkownicy publikujący zdjęcie otrzymali ostrzeżenie, że zostaną na stałe usunięci z portalu. Poza tym Facebook jest często krytykowany za zbyt surowe podejście do nagości.
- Facebook zablokował prowadzoną przeze mnie kampanię dotyczącą raka piersi, za promowanie "nagości". Słyszałam też o tym, że systematycznie blokowana jest strona prowadzona przez matki i dotycząca karmienia piersią - oburza się Jillian C. York, współzałożycielka organizacji Onlinecensorship.org, która walczy z cenzurą w mediach społecznościowych.
- Oczywiście popełniamy też błędy, do których się przyznajemy. Tak było w przypadku zdjęcia wojennego z Wietnamu, zdjęliśmy obostrzenia i dzisiaj można je publikować. Facebook nie ma też nic przeciwko karmiącym matkom. Należy jednak pamiętać, że Facebook to ogromna, międzynarodowa społeczność. Chcemy wolności słowa, ale czasem musimy stawiać granice i moderować treści - tłumaczy Thomas Myrup Kristensen.
Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana