Informacja o tym, że Facebook zawiesił współpracę z Cambridge Analytica, zainteresowałaby zapewne tylko prawników zajmujących się prawem do prywatności, gdyby nie dwa fakty. Po pierwsze to właśnie ta firma stoi za sukcesem wyborczym Donalda Trumpa Po drugie swoje działania oparła o algorytm opracowany przez polskiego naukowca. Bez jego zgody.
W krótkiej informacji opublikowanej przez koncern Marka Zuckerberga czytamy, że Cambridge Analytica oraz jej właściciel spółka Strategic Communication Laboratories złamały regulacje dotyczący przechowywania danych. Wbrew zapewnieniom nie zniszczyły pozyskanych informacji o nawet 50 mln internautów. Nie podano jednak informacji o tym, w jaki sposób je wykorzystano i czy to właśnie one stały za sukcesem wyborczym 45. prezydenta USA.
Uwaga opinii publicznej na Cambridge Analytica skupiła się po tym, jak w trakcie pracy komisji szukającej powiązań sztabu wyborczego Donalda Trumpa z Rosjanami okazało się, że była największym sprzedawcą usług dla kampanii. Zaplecze polityka zapłaciło niemal 9 mln dol. za dane i badania dotyczące usług internautów. W dokumentach jest także tajemniczy zapis o "usługach". Możemy tylko zakładać, że chodzi o tzw. mikrotargeting, czyli publikowanie treści skierowanych do poszczególnych użytkowników sieci. Ich identyfikacja jest właśnie "polskim śladem" w całej sprawie.
Cambridge Analytica przed kilku laty zgłosiła się do dra Michała Kosińskiego, który pracuje na amerykańskim Uniwersytecie Stanforda. Przedsiębiorstwo chciało skorzystać ze stworzonego przez Polaka algorytmu do automatycznego tworzenia profili psychologicznych użytkowników Facebooka tylko w oparciu o analizę ich zachowań w sieci. Choć odmówił współpracy, firma i tak wykorzystała jego pracę.
Sam dr Kosiński ostrzegał w wielu wywiadach, że korzystanie z takich danych przez polityków i instytucje państwa może stanowić zagrożenie dla wolności. Wystarczy bowiem zbadać 240 "lajków", by o człowieku wiedzieć więcej niż jego życiowy partner. Co ważne, średnio tyle polubień "klikamy" w ciągu jednego tygodnia.
Eksperci od marketingu politycznego, dzięki algorytmowi i danych 50 mln internautów mogli konstruować przekaz kierowany do nich tak, by mieć pewność, że ich kandydat będzie tylko zyskiwał poparcie. Cambridge Analytics była aktywna również w trakcie kampanii przed Brexitem, co tylko zwiększyło podejrzenia o rosyjskie powiązania.
Korzystania z tej metody nie należy jednak sprowadzać tylko do Donalda Trumpa i Brexitu. Jako pierwszy na szeroką skalę skorzystał z niej przed ośmioma laty Barack Obama.