Pani Magda została z dzieckiem, ale bez pieniędzy. ZUS uznał ją za oszustkę, bo - gdy była już w ciąży - zatrudniła się u znajomego z Facebooka. Urzędnicy sprawdzili, że komentowała jego zdjęcia na portalu. Ich zdaniem to dowód, że pracę dostała po znajomości i tylko po to, by wyłudzić macierzyński.
Od kilku lat Zakład walczy z osobami próbującymi wyłudzać zasiłki chorobowe i macierzyńskie. Wcześniej dotyczyło to głównie fikcyjnego zakładania firmy przez kobiety, podniesienia sobie składki na dwa-trzy miesiące przed porodem i pobieraniu kilku tysięcy złotych przez rok. ZUS proceder ukrócił zmieniając sposób wyliczania świadczenia. Dlatego teraz oszuści fikcyjnie zatrudniają się na etat.
Zdaniem ZUS, tak właśnie wygląda sprawa pani Magdy. Ta, gdy była już w ciąży, znalazła pracę u swojego znajomego pana Piotra. Ponieważ ubezpieczyciel niemal z automatu sprawdza przypadki zatrudnienia na etat na pół roku przed porodem, więc wysłał serię pytań do pani Magdy i pana Piotra. ZUS chciał się dowiedzieć między innymi tego, czy są przyjaciółmi. W żargonie określa się to "pozostawaniem przed zatrudnieniem w bliskim kręgu znajomych". Oboje, chcąc chronić swoją prywatność, zaprzeczyli.
ZUS postanowił ich sprawdzić. Urzędnik przeszukał profil na Facebooku Magdy i Piotra. Szybko zauważył, że na portalu są oni znajomymi, a polubić musieli się już parę lat temu. Jako dowód w piśmie odmawiającym wypłaty świadczenia macierzyńskiego ZUS argumentuje, że pani Magda już w 2012 roku komentowała wpisy Piotra. Skrupulatnie wymieniono też daty – 9 maja i 22 listopada. Na dodatek Piotr 8 lutego 2015 roku miał oznaczyć Magdę na zdjęciu opublikowanym na Facebooku trzy lata wcześniej.
Wniosek? Magda i Piotr znali się od kilku lat, a gdy ona zaszła w ciążę, Piotr na kilka miesięcy przed porodem fikcyjnie zatrudnił ją jako sekretarkę. Wszystko po to, by mogła dostać wysoki zasiłek macierzyński. Pracy bowiem nigdy miała nie wykonywać.
"Zdaniem Oddziału spisanie umowy o pracę z panią M.L. miało wyłącznie na celu dokonanie zgłoszenia Ww (wyżej wymienionej – przyp. red.) do obowiązkowych ubezpieczeń społecznych" - czytamy w decyzji o odmowie wypłaty świadczenia.
Inwigilacja czy wzorowe działanie?
W zasadzie urzędnika powinno się pochwalić. Bez ścigania i wypytywania sąsiadów Magdy i Piotra, szybko i sprawnie udowodnił, że się znają. A więc kłamali.
- Czy to jest nadmierna inwigilacja? Ja tak na to nie patrzę. Skoro ktoś udostępnia informacje o sobie publicznie, to nie powinien się dziwić, że ZUS je sprawdza – mówi Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis. To ona reprezentuje przed ZUS Magdę.
Przyborowska zwraca uwagę na co innego. Jej zdaniem ZUS na razie dowiódł jedynie, że jej klientka kłamała co do znajomości ze swoim pracodawcą. A to wcale nie oznacza, że zawarła fikcyjną umowę.
- ZUS nie może rozsądzać na podstawie tego, czy ktoś się zna, czy nie, że doszło do próby wyłudzenia zasiłku. To są dwie osobne sprawy - tłumaczy Przyborowska.
Przyznaje, że spraw w których ZUS kontroluje, co ubezpieczony robił na Facebooku, jest coraz więcej. Zaznacza, że dotąd dotyczyło to jedynie korespondencji listowej i nieoficjalnych rozmów z urzędnikami, a nie oficjalnego pisma. Decyzja ZUS w sprawie Magdy, to pierwszy tego typu przypadek w jej pracy.
ZUS potwierdza: jesteśmy na Facebooku
- Aktywność w mediach społecznościowych nie może być kluczowym elementem materiału dowodowego. W sprawach spornych, w których Zakład stwierdzi nieważność umowy wydawana jest decyzja, od której stronom przysługuje odwołanie do sądu - tłumaczy jednak Radosław Milczarski z biura prasowego ZUS. Potwierdzając tym samym, że ubezpieczyciel szuka dowodów na oszustwa także na Facebooku.
Milczarski nie poinformował nas, czy ZUS robi to "ręcznie", czy też stworzył lub wykupił specjalny program komputerowy prześwietlający internet. Nie odpowiedziano nam też na pytanie, czy urzędników jakoś specjalnie przeszkolono lub stworzono specjalną komórkę ds. portali społecznościowych.
Wiadomo natomiast, że ZUS potrafi na nich sprawdzać, co ubezpieczony robił będąc na L4. Jeśli ktoś zachorował na grypę i przyniósł takie zaświadczenie do pracy, a jednocześnie wrzucał do sieci zdjęcia z wakacji w Turcji, to pieniędzy ZUS nie wypłaci.
- Mało kto zdaje sobie sprawę, że takie kontrole mogą być prowadzone nawet do pięciu lat wstecz. Warto się zastanowić, co robimy w trakcie pobytu na popularnym L4. Zdaniem ZUS, powinniśmy tylko siedzieć w domu - mówi Przyborowska.
W połowie zeszłego roku o takiej możliwości mówiła dyrektor departamentu zasiłków w Centrali ZUS. Hanna Perło stwierdziła wtedy, że samo zdjęcie umieszczone na Facebooku nie wystarczy, żeby zabrać zasiłek.
- Może natomiast być powodem do wszczęcia postępowania wyjaśniającego - tłumaczyła w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Z danych ZUS wynika, że w III kwartale zeszłego roku urzędnicy skontrolowali aż 133,9 tys. zaświadczeń o czasowej niezdolności do pracy. Urząd stwierdził próby wyłudzenia w 5,4 tys. przypadków i wydał decyzję wstrzymujące wypłatę zasiłku. Tylko w trzecim kwartale z tego powodu ZUS nie wypłacił aż 4,6 mln zł, a do końca września 2016 aż 12,7 mln zł.
Milczarski przypomina, że ZUS ma obowiązek wyszukiwania oszustów.
- W przypadkach budzących wątpliwości, np. wówczas, gdy w bardzo krótkim czasie od zgłoszenia do ubezpieczeń osoba występuje o świadczenie, podejmowane są postępowania mające na celu ustalenie, czy osoba ta rzeczywiście posiada do nich tytuł, czy też np. zawarcie umowy o pracę miało na celu nie wykonywanie pracy, lecz jedynie uzyskanie świadczeń z ubezpieczeń społecznych - dodaje rzecznik Zakładu.
_ By chronić prywatność bohaterów, imiona wymienione w tekście zostały wymyślone. _
Zobacz też: Chcesz wynająć mieszkanie? Koronna zasada, której nie można zlekceważyć
_
_