O ustaleniach Gorwy pierwszy napisał portal chip.pl. Badacz opublikował raport dotyczący obecności tak zwanych trolli internetowych i fikcyjnych kont w naszym kraju. Jednym z jego najciekawszych fragmentów jest ten dotyczący firmy, która zatrudnia ludzi do tworzenia fikcyjnych tożsamości w mediach społecznościowych i atakowania przez te profile polityków i innych osób publicznych.
O kulisach tego biznesu opowiedział mu anonimowo jeden z pracowników. Jak to działa? Firma jest legalnie zarejestrowanym podmiotem. Świadczy usługi "marketingowe" dla prywatnych podmiotów i partii politycznych, które nawet nie muszą wiedzieć, na czym dokładnie jej działalność polega.
Ta zaś do najbardziej etycznych nie należy. Firma tworzy bowiem fikcyjne tożsamości, za pomocą których dyskredytuje konkurencję swoich zleceniodawców.
Każdy pracownik firmy może stworzyć do 15 takich fikcyjnych tożsamości. Zakłada dla każdej z nich osobne konto Google, posługuje się różnymi adresami IP. Z pomocą indywidualnych adresów mailowych tworzy profile w różnych mediach społecznościowych, z Facebookiem i Twitterem na czele. Dodaje "swoje" zdjęcia, opisuje fikcyjne zainteresowania i poglądy.
Tworzy profil, który wygląda jak prawdziwy. Ustala nawet osobny, charakterystyczny sposób wypowiedzi dla każdej z fikcyjnych postaci, którymi zarządza. Nie nawiązuje dyskusji pomiędzy prowadzonymi przez siebie profilami, aby jeszcze trudniej było go wykryć. W tych warunkach zajmuje się atakowaniem polityków, osób publicznych, firm, blogerów czy dziennikarzy - tych stojących po "przeciwnej stronie" niż jego zleceniodawcy.
W sumie tylko ta jedna firma zarządza 40 tysiącami takich fikcyjnych tożsamości, z których każda ma kilka kont na różnych portalach i w mediach społecznościowych - wynika z ustaleń Roberta Gorwy. Razem daje to kilkaset tysięcy profili używanych podczas sporów politycznych czy wyborów.
Ostro na te ustalenia zareagował Jarosław Kuźniar, który na Twitterze uderzył w Beatę Szydło:
Na jego wpis zareagowała posłanka Joanna Scheuring-Wielgus:
Gorwa dochodzi do wniosku, że z podkopywaniem konkurencji z pomocą fałszywych kont zdecydowanie lepiej radzą sobie ludzie niż komputerowe boty. Potrzeba do tego bowiem bardziej subtelnego języka niż ten, którym posługują się automaty. Trzeba też na bieżąco orientować się w sporach politycznych.
W obszernej analizie naukowiec pisze też szerzej o zalewie fałszywych kont na Facebooku i Twitterze. Skala zjawiska - przekonuje - jest ogromna. W przypadku Twittera padają konkretne liczby. Od 21 marca do 12 kwietnia tego roku Gorda przeanalizował 50 tysięcy polskich tweetów i kont, z których zostały wysłane. W sumie co trzecie konto można uznać za fikcyjne albo podejrzane.
Co ciekawe, z analizy Gordy wynika, że zdecydowanie bardziej aktywne są fikcyjne profile związane z prawym skrzydłem sceny politycznej niż te lewicowe. Z 263 fałszywych "prawicowych" kont opublikowanych zostało 10 tysięcy tweetów, czyli aż 20 procent wszystkich wpisów w tym czasie. W przypadku "lewicy" fikcyjnych kont było 113, a wysłano z nich tylko dwa tysiące tweetów.
Odsetek fałszywych kont twitterowych jest u nas tak wysoki, jak w czasie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i "zdecydowanie wyższy" niż w czasie ostatnich wyborów we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech - czytamy też w raporcie.
Badacz zwraca też uwagę, że duża część fikcyjnych kont i fałszywych informacji w polskim internecie to efekt działań rosyjskich służb. Ich aktywność zwiększyła się zwłaszcza po 2013 roku, czyli od początku kryzysu na Ukrainie.