Jak przekonać klientów, by porzucili kontrolery od PlayStation i złapali za gitary Stratocaster - flagowe produkty Fendera? Właśnie nad tym zastanawia się amerykańska firma. Plan jest prosty: zaoferuje więcej aplikacji i sprzętu podłączanego do telefonów i komputera, by gitarowych nowicjuszy utrzymać przy "wiosłach". Marka liczy, że tanie gitary zastąpią droższe modele, a zakochani w graniu zaczną tworzyć kolekcje sprzętu. Bo to wszystko oznacza większy zysk - pisze amerykański Bloomberg.
Co roku na święta tysiące młodych fanów muzyki znajdują pod choinką gitary. Każdemu marzy się to samo - zostać gwiazdą rocka. Ale niewiele osób zostanie światowej sławy muzykami. Granie na gitarze zainteresuje ostatecznie tylko garstkę. "Wiosło" zamienią na konsolę do gier zdecydowanie szybciej niż nauczą się grać kilka podstawowych gitarowych riffów. I to martwi producentów sprzętu muzycznego.
Fender Musical Instruments, firma muzyczna założona przez Leo Fendera w połowie ubiegłego wieku, wprost przyznaje - największym wyzwaniem biznesowym jest utrzymanie młodych muzyków przy instrumentach. - Wyzwaniem dla branży, ale i szansą, jest zachęcenie ludzi, by grali na gitarach już do końca życia - mówi w rozmowie z Bloombergiem Andy Mooney, prezes firmy. - Dla każdego młodego muzyka kamieniem milowym jest zagranie jednej całej piosenki - dodaje. I wprost sugeruje, że firma - by dalej zarabiać - musi wziąć się też za edukację muzyczną. Ale wcale nie chodzi o otwieranie szkół. Wręcz przeciwnie - Fender chce rynek zdobywać też aplikacjami.
Ruchy Fendera nie dziwią - amerykański rynek instrumentów muzycznych od pięciu lat jest w nieustannej stagnacji. Wart jest 6 mld dolarów i od dawna nie chce rosnąć. Andy Mooney zdaje sobie doskonale sprawę, że lepiej nie będzie - uwagę młodzieży w tej chwili rozprasza masa nowinek technologicznych. Celem numer jeden firmy jest zachęcenie ludzi do odłożenia iPhone'a i wzięcia do rąk gitary.
Mooney do firmy trafił w 2012 roku, kiedy Fender borykał się ze sporymi problemami finansowymi. Prezes wcześniej pracował w Nike, Disney i Quicksilver. Miał sprawić, że firma będzie bardziej skierowana na klientów i zdecydowanie bardziej cyfrowa.
Efekty jego prac będzie widać w najbliższym czasie - nowe aplikacje, nowe urządzenia z możliwością podpięcia pod sprzęt to tylko początek. W ten sposób firma liczy, że młodzi zakochają się w gitarach i nie porzucą grania na etapie tanich instrumentów. Im mocniej się wkręcą w muzykę, tym więcej wydadzą na nowe gitary.
Według Mooneya - 90 proc. kupujących gitary porzuca je w ciągu pierwszego roku. Fender doskonale wie, że gitary elektryczne porzucane są jeszcze szybciej. Wszystko przez metalowe struny, które nie każdemu pasują. Nylonowe struny wykorzystywane w gitarach klasycznych są delikatniejsze. Ale sprzętu akustycznego Fender nie produkuje na taką skalę.
W ciągu najbliższych pięciu lat Fender planuje cyfrowy szturm. Najpierw pokaże na rynku aplikację uczącą młodych muzyków poprawnego strojenia instrumentu. Mooney zaznacza, że może to nie wyglądać na rewolucję, ale większość istniejących już programów zakłada pewną biegłość. Młodzi muzycy jej nie mają. Do tego aplikacja będzie pomagać w przestrojeniu instrumentu. - Chcemy pomagać w podstawowych rzeczach - tłumaczy prezes.
Poza tym Fender chce stworzyć oprogramowanie pomagające w nauce konkretnych piosenek. Wzmacniacz, który firma wypuści w przyszłym roku, będzie mógł połączyć się z aplikacją na telefonie za pomocą łączności Bluetooth.
Poza tym firma otwiera się na modę. - Kiedyś każdy chciał czarną albo białą gitarę. Ewentualnie opalone drewno. Teraz współpracujemy z projektantami, by wymyślać nowe wzory. Tego oczekują klienci - dodaje Mooney.