Czołowy polski producent armatury łazienkowej - firma Ferro - ma zapłacić prawie 30 mln zł, podał w środę urząd skarbowy. Kontroli nie podobał się sposób zakupu zagranicznej spółki siedem lat temu.
To kolejna akcja polskiej skarbówki, która sprawdza polskie firmy i wynajduje uchybienia. Często jednak okazuje się, że żadnych uchybień tak naprawdę nie było, a to fiskus błędnie zinterpretował prawo podatkowe. Swoimi działaniami naraża firmy na koszty straty czasu, obsługi prawnej i kłopoty z płynnością.
W sprawie Ferro chodzi o przejęcie w 2011 r. czeskiej Novaservis - lidera na rynku armatury sanitarnej i instalacyjnej w Czechach oraz wicelidera na Słowacji. Sposób przejęcia był dość zawiły.
Najpierw Ferro założyło w Czechach firmę ZQS Czech, której udzieliło pożyczki 800 mln koron. Za te pieniądze doszło do przejęcia 100 proc. Novaservis. Później przeprowadzono połączenie spółek Novaservis i ZQS Czech. To Novaservis przejęła swojego właściciela ZQS Czech.
Obowiązek spłaty pożyczki na rzecz Ferro przeszedł na Novaservis. Pożyczka przeznaczona została później na podniesienie kapitału zakładowego w Novaservis. Ciąg wydarzeń pozornie bez sensu, skoro można było od razu przejąć udziały za pieniądze i podwyższyć kapitał.
- Jeśli to było kilka lat temu, to Ferro nic złego nie zrobiło. Nie było wtedy klauzuli przeciwko unikaniu opodatkowania w ordynacji podatkowej - wyjaśnia money.pl Radosław Piekarz, radca prawny kancelarii A&RT Rynkowska, Kosieradzki, Piekarz. - Ta klauzula obowiązuje dopiero od 2016 roku. Obecnie taka transakcja uznana byłaby jako sztuczna. Ale w przeszłości tej klauzuli nie było. Jeśli transakcja miała miejsce faktycznie (doszło do realnego przejęcia działającej firmy - red.), to wszystko jest moim zdaniem w porządku. To potwierdza przypadek Emperii, która wygrała w WSA - dodaje.
17 lipca Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję dwóch instancji podatkowych przeciw właścicielowi sieci Stokrotka - Emperia Holding. Dla spółki sprawa była bardzo poważna, bo mogła ją kosztować aż 142,5 mln zł (w tym 52,4 mln zł odsetek) od błędnego według urzędników rozliczenia podatku dochodowego z 2011 roku. Gdyby tak wyliczoną zaległość trzeba było zapłacić, spółka mogła mieć problem z przetrwaniem. Zyski Emperii za łącznie trzy ostatnie lata wynosiły 134 mln zł.
Sądy naprawiają błędy nadgorliwych urzędników
Tylko w bieżącym roku podobne decyzje sądy administracyjne podjęły odnośnie dziewięciu spółek notowanych na giełdzie. Poza Emperią uchylono kary nałożone na spółki: ZM Ropczyce, Mennica Polska, spółkę z grupy Impel, Wittchen, Action, Podkarpacki Bank Spółdzielczy, NTT System i Drop.
Łącznie okazało się, że urzędy skarbowe błędnie nałożyły tylko na spółki giełdowe kary o wartości 128 mln zł bez odsetek. Z odsetkami kwota przekroczyłaby 200 mln zł.
Tylko w sprawie jednej decyzji, dotyczącej Hospital Service Company z grupy Impel, błąd urzędników zauważyła instytucja odwoławcza w samej skarbówce, czyli dyrektor Izby Administracji Skarbowej, który skorygował błąd niższej instancji. W pozostałych przypadkach trzeba było rozpraw w sądzie. Za koszty tych rozpraw zapłacili podatnicy.
Z nowych przypadków, największa jest kara nałożona na Cyfrowy Polsat odnośnie podatku CIT za 2011 rok. Druga instancja administracyjna potwierdziła zobowiązanie 41 mln zł. Razem z odsetkami powinno dojść do około 64 mln zł.
Kontrolowana przez Zygmunta Solorza-Żaka firma będzie się odwoływać. Zarabia ponad miliard złotych na czysto rocznie, więc nie jest to ubytek, który może zachwiać jej istnieniem, ale że walczyć warto, to pokazuje wiele przypadków innych spółek giełdowych.
Z kontrolami podatkowymi zmaga się też spółka Action - wciąż jeden z czołowych dystrybutorów sprzętu komputerowego w Polsce, teraz w kłopotach pod ostrzałem fiskusa. Tylko w ostatnich dwóch latach urzędy uznały, że spółka zawyżyła w latach 2010 i 2013 podatek VAT do odliczenia o wartości łącznie 40 mln zł. Jednocześnie w kwietniu jedną z wcześniejszych decyzji odnośnie tej samej spółki za 2008 rok na niecałe 7 mln zł uchylił Naczelny Sąd Administracyjny.
- W tym roku spółka otrzymała pięć wyników kontroli, formalnie kończących postępowania kontrolne. W wynikach kontroli stwierdzono, że brak jest podstaw do odmowy prawa obniżenia kwoty podatku należnego o podatek naliczony w kontrolowanych okresach. W sądach administracyjnych rozpoznawane są obecnie trzy sprawy. W przypadku wygranej spółka nie będzie zobowiązana do zapłaty należności podatkowych określonych w zaskarżonych decyzjach. - podał money.pl zarząd Action.
Korzyść podatkowa Ferro większa niż zyski
Wracając do Ferro, zarząd spółki twierdzi, że nie było żadnej korzyści podatkowej z takiej, a nie innej formuły przejmowania czeskiej firmy. Co ciekawe, kwota, o którą spółka miała według urzędników fiskusa zaniżyć zobowiązanie podatkowe (CIT) w 2012 roku jest większa niż zyski grupy Ferro z tamtego roku. Naczelnik Małopolskiego Urzędu Celno-Skarbowego oczekuje zwrotu 19,3 mln zł, podczas gdy grupa Ferro zarobiła wtedy 17,4 mln zł na czysto, a w kolejnym roku - 21,9 mln zł.
- Zarząd spółki pragnie raz jeszcze podkreślić, iż w wyniku opisywanej transakcji (kupna Novaservis) spółka nie uzyskała jakiejkolwiek oszczędności podatkowej. Na moment przeprowadzenia transakcji, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa oraz praktyką ich stosowania przez ograny podatkowe, transakcja rozliczenia należności od Novaservis z podwyższeniem kapitału zakładowego w tej spółce była neutralna z punktu widzenia podatku dochodowego od osób prawnych, co było potwierdzone stanowiskiem renomowanego doradcy podatkowego - podaje Ferro.
Spółka nawet jest zadowolona z decyzji urzędu skarbowego, bo zatrzyma to narastanie odsetek. Na należność utworzono już rezerwy w czwartym kwartale 2017. Obciążyło to zyski spółki, które spadły przez to do najniższego poziomu od 2010 roku.
- Jesteśmy w kontakcie z urzędem i oczekiwaliśmy wydania decyzji przez naczelnika. To naturalny etap postępowania - tłumaczy Aneta Raczek, prezes Ferro. - Rozważamy zapłatę zobowiązania w najbliższym czasie, by nie naliczano spółce kolejnych odsetek. Nie zmienia to jednak faktu, że pozostajemy przy swoim stanowisku w kwestii interpretacji przepisów dotyczących skutków podatkowych transakcji. Tak jak podkreślaliśmy, transakcję przeprowadziliśmy w oparciu o opinię przygotowaną przez renomowanego doradcę, zgodnie przepisami podatkowymi i linią orzecznictwa, które się do niej stosowały. Czujemy się pokrzywdzeni takim podejściem urzędu i będziemy dochodzić naszych praw, wyczerpując wszystkie możliwe kroki przewidziane przepisami - dodała pani prezes.
Wskazuje, że decyzja urzędu skutkująca możliwością uiszczenia przez nas zobowiązania nie zachwieje pozycją finansową firmy.
- Sytuacja Grupy jest stabilna, stąd w maju 2018 zarekomendowaliśmy akcjonariuszom wypłatę dywidendy z kapitału zapasowego Ferro. Zgodnie z uchwałą ZWZ na początku czwartego kwartału 2018 wypłacimy naszym akcjonariuszom łącznie 7,4 mln zł, czyli 0,35 zł na akcję. Tak jak wcześniej zapowiadaliśmy, tegoroczna dywidenda jest niższa niż w zeszłych latach, jednak jest to zdecydowanie sytuacja przejściowa wynikająca właśnie z postępowania podatkowego. Nasza propozycja niższej dywidendy w tym roku spotkała się z pełnym zrozumieniem akcjonariuszy - podsumowuje Aneta Raczek.
Podatki zbyt skomplikowane nawet dla fiskusa
Patrząc na cały ten galimatias interpretacji prawa podatkowego, dotyczący przecież niemałych spółek, które stać na prawników, trudno nie dojść do wniosku, że zawiłość podatków w Polsce jest przeolbrzymia. Nawet dla urzędników fiskusa, których decyzje muszą często naprostowywać sądy administracyjne.
Na rozprawach podobnych do przytaczanych powyżej czas i pieniądze marnują zarówno firmy, jak i organy podatkowe. O sądach nie zapominając. A winne są skomplikowane podatki.
Więcej niż połowę uchylonych w tym roku przez sądy kar urzędów skarbowych stanowiły te dotyczące podatku dochodowego. Ze sprawą Emperii na czele jeśli chodzi o wartość potencjalnej kary. A gdyby tak zamiast zalepiać kolejne dziury w CIT, zacząć go liczyć od przychodu?
Dlaczego nie, skoro podatek dochodowy dla osób fizycznych (PIT) de facto tak jest kalkulowany? Koszty uzyskania przychodu są tak skandalicznie niskie, że realnie PIT to nie podatek dochodowy, ale przychodowy.
Jakiś czas temu podczas dyskusji na temat podatku od sieci handlowych Centrum im. Adama Smitha proponowało, żeby CIT w Polsce ustalić na bardzo niskim poziomie, ale bez możliwości odliczania czegokolwiek. De facto byłby to wtedy podatek przychodowy, ale Komisja Europejska nie mogłaby się przyczepić.
Dla spokoju ducha, żeby można było nazywać taki nowy CIT nadal podatkiem dochodowym, można by było pozwolić na wliczanie do kosztów kwot wydanych na zatrudnienie na umowach o pracę. Radykalne uproszczenie oszczędziłoby mnóstwo energii zarówno firmom, jak i organom podatkowym, a Skarb Państwa... mógłby dostawać tyle samo.
Zamiast tego próbuje się wszelkimi sposobami bronić komplikacji systemu. Zyskują na tym chyba tylko kancelarie prawne, bo na pewno nie państwo ani przedsiębiorstwa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl