Od ponad dwóch tygodni strajkują pracownicy fabryki w serbskim Kragujevacu. We wtorek kilkuset z nich przemaszerowało pod ratusz, domagając się od prezydenta i rządu interwencji w sporze z zagranicznym pracodawcą. Chodzi oczywiście o pensje.
Robotnicy domagają się zwiększenia miesięcznej pensji o ok. 60 euro, z 38 tys. dinarów (312,8 euro) do 45 tys. (370,5 euro). Chcą również, aby firma pokrywała koszty ich przejazdu do pracy w godzinach 22-5 rano, gdy nie ma transportu publicznego. Oczekują też na wyższą premię za 2017 i 2018 rok.
Premier Serbii Ana Brnabić zaapelowała do strajkujących o powrót do pracy i powiedziała, że rząd nie może zagwarantować im podwyżki płac. Władze ostrzegają, że strajk odbija się negatywnie na serbskiej gospodarce, która jest silnie uzależniona od zagranicznych inwestorów.
W Kragujevacu produkowano przez lata samochody marki Zastava na licencji Fiata. W 2008 roku włoski koncern Fiat odkupił od rządu serbskiego 70 proc. akcji fabryki.
Fabryka Fiata w Serbii to nie jedyny zakład motoryzacyjny, który ogłosił strajk. Niedawno informowaliśmy o podobnej sytuacji na Słowacji, gdzie zbuntowali się pracownicy Volkswagena.
Załoga domagała się podwyżek po tym, jak na Słowacji ogłoszono, że bezrobocie spadło do najniższego poziomu od 2008 roku, kiedy to wybuchł kryzys.
- Zasługujemy na przynajmniej dwucyfrową podwyżkę - zapowiedział Zoroslav Smolinski, szef zakładowych związków zawodowych. Volkswagen proponuje zaledwie 4,5 proc. podwyżki w tym roku oraz 4,2 proc. w przyszłym. Załogi to jednak nie zadowala i ich żądania sięgają nawet 16 proc.
Sprzymierzeńca znaleźli w premierze Słowacji Robercie Fico. Powiedział on, że popiera protesty w fabrykach.
- Dlaczego firma, która produkuje jedne z najbardziej luksusowych samochodów, płaci słowackim pracownikom jedną trzecią tego, co w zachodnich krajach? - zastanawiał się Fico. - Słowacy są bardzo wydajnymi pracownikami, więc zasługują na podwyżkę.