PKW zajęła się dziś sprawozdaniem finansowym PiS. Wniosek w tej sprawie złożyła Partia Razem. Podejrzewa, że Prawo i Sprawiedliwość zorganizowała konwencję za nieswoje pieniądze. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego rocznie otrzymuje z budżetu 18,5 mln zł. Ile z tych pieniędzy może stracić?
Aktualizacja 13:40
Przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński podczas poniedziałkowego briefingu poinformował, że zwróci się do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego i PE o dodatkowe informacje w tej sprawie.
Hermeliński przyznał, że doniesienia medialne to za mało, by podjąć ostateczną decyzję w tej sprawie. Przewodniczący przypomniał również, że PKW nie zauważyło niczego niewłaściwego w sprawozdaniu finansowym PiS z 2015 r. Nie chciał jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie dziennikarzy o ewentualne konsekwencje dla PiS.
Nie wiadomo też jak długo PKW będzie czekało na dokumenty z Brukseli. Wojciech Hermeliński unikał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Powiedział tylko, że ma nadzieje na szybką reakcję tym bardziej, że prośba do Trybunału i i prezydium PE została wysłana w poniedziałek.
Marcelina Zawisza z Partii Razem wyraźnie zadowolona deklaracją przewodniczącego PKW, powiedziała, że dobrze się stało, że sprawę potraktowano poważnie. Dodała również, że PiS nie pierwszy raz w niewłaściwy sposób finansuje swoją działalność. Wcześniej, jej zdaniem, mieliśmy z tym do czynienia przy aferze billboardowej.
Kto finansował konwencję?
Przypomnijmy. Razem zażądała żeby PKW wyjaśniła na ile prawdziwe są medialne doniesienia o zagranicznych źródłach finansowania konwencji Zjednoczonej Prawicy z 2015 roku w Katowicach.
Chodzi tu o ustalenia "Gazety Wyborczej", holenderskiego dziennika "NRC Handelsblad" i belgijskiego portalu Apache.be. Według nich organizację konwencji opłacił Sojusz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do którego w PE należy PiS.
We wniosku do PKW Razem przekonuje, że jeżeli te doniesienia się potwierdzą, to jest to niezgodne z naszym prawem. Wszystko dlatego, że w ustawie o partiach politycznych zapisano, że mogą być one finansowane tylko przez osoby z polskim obywatelstwem i stale mieszkające na terenie naszego kraju.
Wyniki wspólnego dziennikarskiego śledztwa trzech redakcji dowodzą tymczasem, że co najmniej 100 tys. euro na tę konwencje PiS dostała od sojusz ACRE. Okazało się również, że sprawą zajmowali się już audytorzy z PE.
Bruksela też bada tę sprawę
Z ich analizy finansów ACRE wynika, że frakcja złamała w tej sprawie unijne przepisy i, jak donoszą informatorzy „Wyborczej”, zostanie za to ukarana. Uzasadniając złożenie wniosku do PKW Adrian Zandberg z Partii Razem mówił w sejmie, że to kolejna próba PiS obejścia dość przejrzystych zasad finansowania partii politycznych w Polsce. Nawiązał tym samym do głośnej afery billboardowej.
W całej sprawie niezmienne stanowisko prezentuje partia rządząca. - Nie musimy zwracać żadnych pieniędzy, imprezę z kampanii wyborczej PiS w 2015 r. finansowało Prawo i Sprawiedliwość - powiedział w poniedziałek na antenie TVN24 europoseł PiS Ryszard Czarnecki.
Polityk przekonywał, że jego partia "bardzo spokojnie na to reaguje". Fakt, że ”nie było żadnego szwindlu” potwierdzić ma również prezydium Parlamentu Europejskiego, które również w poniedziałek zajmie się sprawozdaniami wszystkich partii europejskich.
Spokój polityka może dziwić, bo w grze jest znacznie więcej niż 100 tys. euro. Chodzi bowiem o dotację dla PiS, którą partia otrzymuje z budżetu państwa na swoją działalność. PKW może bowiem po stwierdzeniu nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych przykręcić kurek z tymi pieniędzmi.
Ponad 18 mln zł rocznie
Ustawa daje partiom prawo do otrzymywania corocznej subwencji z budżetu państwa na swoją działalność statutową. Dotacje otrzymają partie, które uzyskały minimum 3 proc. głosów w wyborach do Sejmu lub w przypadku koalicji, minimum 6 proc. głosów.
PiS rocznie otrzymuje z budżetu ponad 18,5 mln zł. Zgodnie z polskim prawem subwencja wypłacana jest przez całą kadencję, do następnych wyborów. Jej wysokość uzależniona jest oczywiście od liczby otrzymanych głosów. Dlatego PiS otrzymuje najwięcej, druga PO nieco ponad 15 mln zł.
Ile z tego może stracić PiS. Platforma zapowiada, że będzie wnioskowała o cofnięcie całej dotacji za 2015 r. Czy to możliwe? Czy konsekwencje mogą być tak poważne?
Wydaje się, że tak, o czym boleśnie przekonała się przed rokiem Nowoczesna, która miała dostawać ponad 6 mln zł. Jak pisaliśmy w money.pl, partii Ryszarda Petru na rzecz Skarbu Państwa przepadła równowartość nieprawidłowo przyjętych od sympatyków 2 mln zł.
Co więcej Nowoczesna straciła także 75 proc. przyznanej jej subwencji, czyli ok. 4,65 mln zł. Oznacza to, że do końca tej kadencji będzie ona dostawać 1,5 mln zł rocznie, zamiast ponad 6 mln zł.
Wszystko za sprawą dość szkolnego błędu. Zgodnie z prawem partia w czasie kampanii wyborczej ma obowiązek utworzenia funduszu wyborczego, z którego mogą być przekazywane środki finansowe na działalność komitetu wyborczego.
Szkolny błąd, a takie konsekwencje
Tymczasem Nowoczesna przelała pieniądze z rachunku partii bezpośrednio na konto komitetu wyborczego. Pominięcie jednego przelewu na konto funduszu wyborczego partii było więc dla niej wyjątkowo kosztowne.
Wpadka Nowoczesnej i podejrzenia wobec PiS to nie jedyne problemy polskich partii z finansami. W listopadzie 2016 r. "Newsweek" ustalił, że Solidarna Polska zorganizowała konwencję za 40 tys. euro ze środków PE na kongres klimatyczny.
Jak tymczasem ustalili dziennikarze tygodnika podczas całej imprezy o klimacie zostało powiedzanych zaledwie kilka zdań. Dlatego na początku 2017 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Z kolei w marcu audytorzy PE wszczęli dochodzenie wobec siedmiorga polskich eurodeputowanych. Wątpliwości w tym wypadku dotyczą zatrudniania przez polityków pracowników na fikcyjnych etatach, za które płaci Bruksela.