Do Polaków w ostatnim czasie wydzwaniają przedstawiciele bukmacherów bez licencji - wynika z informacji money.pl. I przekonują, że gra u nich jest bezpieczna. Nie jest. To na graczach spoczywa ryzyko. Zgodnie z przepisami karze pieniężnej podlega również uczestnik nielegalnych zakładów. A kara może być bolesna - to nawet do 250 tys. zł.
Ministerstwo Finansów od roku walczy z nielegalnymi firmami bukmacherskimi. W tym celu stworzyło rejestr stron zakazanych - tam trafiają adresy internetowe nielegalnych podmiotów. I w teorii gracze z Polski nie powinni się już z nimi łączyć. Dlaczego tylko w teorii?
Bo bukmacherzy bez problemu rejestr omijają. Dodają jedną cyferkę do adresu strony internetowej (zamiast np. SuperZakładyBukmacherskie.pl jest SuperZakładyBukmacherskie-2.pl) i działają w najlepsze. I tak w kółko. A urzędnicy taki manewr wyłapują dopiero po czasie. Resort finansów w odpowiedzi na pytania money.pl przyznaje wprost - tak było i niestety będzie dalej. - To jedynie odwleka zablokowanie strony w czasie, ale wiemy doskonale o takich praktykach - mówi jeden z przedstawicieli resortu. I Ministerstwo Finansów nic z tą wiedzą nie robi. Kiwanie polskiej skarbówki na razie się nie zakończy. Uszczelnienie przepisów przyniosłoby ponad pół miliarda złotych do budżetu.
O co chodzi?
Jak ujawniliśmy w money.pl, zagraniczne firmy bukmacherskie uaktywniły w ostatnim czasie promocje dla polskich graczy. Dzwonią, przekonują, namawiają. Jak? A na przykład darmową stówką, taką w ramach bonusu. Warunek? Wystarczy wrócić do gry, a dodatkowe pieniądze na zakłady się szybko znajdą.
Fragment rozmowy konsultantki firmy bukmacherskiej otrzymaliśmy od jednego z czytelników - pana Przemysława - za pośrednictwem formularza dziejesie.wp.pl. Publikowaliśmy rozmowę w materiale pt. "Dziurawy jak ustawa hazardowa. Zagraniczni bukmacherzy wydzwaniają do polskich graczy".
Przemysław: To jest legalne wszystko?
Konsultantka: Tak. Panie Przemysławie, niestety ta sytuacja nie jest do końca jednoznaczna. (...) Większość konkurencji w ogóle wycofała się z rynku polskiego, bo tutaj to dostanie licencji no nie jest, nie jest takie proste. (...) Staramy się o licencję. Na ten moment jej nie mamy, przy czym cały czas działamy. Nie mamy żadnych informacji, żeby działo się coś złego. Po chwili konsultantka bez problemu przyznaje, że dzwoni wprost z Malty.
W ten sposób o polskich klientów walczy m.in. międzynarodowa firma Unibet. To jeden z ważniejszych graczy na światowym rynku zakładów. W ofercie ma też internetowe kasyno, pokera, zdrapki, bingo i automaty do gry. Liczba aktywnych graczy przekracza 1,5 mln.
W rozmowie nie byłoby nic złego, gdyby nie fakt, że Unibet nie ma polskiej licencji. A ta jest niezbędna, by zgodnie z prawem (i wprowadzoną w 2017 roku ustawą hazardową) prowadzić na terenie naszego kraju zakłady wzajemne. W tej chwili na liście legalnych firm działających w sieci jest tylko 10 podmiotów. To: Fortuna, Milenium, Star Typ Sport (STS), Totolotek, E-Toto, forBET, LV Bet, Totalbet, Cherry Online i BEM Operations Limited. Licencje na działanie w punktach stacjonarnych ma z kolei też: Superbet i Traf.
Część zagranicznych firm z Polski się po prostu wycofała. Zrobił tak np. gigant internetowych zakładów bet365. Poza tym zniknęło np. Rivalo, Betano, WilliamHill, 888sport. Exodus bukmacherów liczył kilkadziesiąt podmiotów. Niektórzy jednak działają dalej. I nic sobie z przepisów nie robią. Unibet w rozmowach z klientami wspomina, że stara się o licencję.
- Firma Unibet i Kindred Group (czyli właściciel bukmachera - red.) nie posiadają zezwolenia na przyjmowanie zakładów wzajemnych przez internet i nie znajduje się na liście takich podmiotów publikowanej na stronie MF - informuje money.pl Ministerstwo Finansów. To odpowiedź na nasz pierwszy materiał i szereg pytań, które wysłaliśmy do resortu.
- Należy wskazać, że firma Unibet nie złożyła wniosku o udzielenie zezwolenia na przyjmowanie zakładów wzajemnych przez sieć internet. W roku 2017 z wnioskiem takim zwrócił się natomiast podmiot zagraniczny, zależny od Kindred Group. Powyższy wniosek został pozostawiony bez rozpatrzenia z powodu braków formalnych - dodaje resort. I potwierdza, że staranie się o licencje i tak nie uprawnia nikogo do prowadzenia legalnych zakładów w Polsce.
Podobnie zresztą resort ocenia działalność reklamową Unibet na terenie kraju. Nie ma licencji, nie może się reklamować. I co w związku z tym? Niewiele. Resort zachęca do wysyłania do organów skarbowych zgłoszeń o naruszeniu takich przepisów. Wtedy urzędnicy zadziałają szybciej.
"Na bieżąco", czyli "za jakiś czas"
Krajowa Administracja Skarbowa monitoruje internet i wyłapuje naruszenia przepisów. W efekcie do rejestru nielegalnych domen trafiło już 3,5 tys. stron. Ministerstwo Finansów zapewnia, że skarbówka robi to na bieżąco. Wystarczy jednak spojrzeć w rejestr i spróbować połączyć się z nielegalnymi bukmacherami, by wiedzieć, że "bieżąco" znaczy "po jakimś czasie". Z wchodzeniem na strony nielegalnych firm nie ma najmniejszego problemu. Dlaczego? Bo wystarczy zmienić nazwę strony, by działać dalej. Zanim urzędnicy ją znajdą i zablokują, można zmienić stronę kolejny raz. I widać to w rejestrze. Większość bukmacherów już teraz ma dodatkową cyferkę przy adresie i kilkadziesiąt zablokowanych stron. A i tak działają w Polsce.
Unibet nie komentuje sprawy i informacji o własnej licencji. Na pytania money.pl firma nie odpowiedziała. Zastrzegła jedynie, że czeka na rozstrzygnięcia międzynarodowych sądów. W ten sposób odpowiedziała na polskie przepisy i sama chce z nimi walczyć.
Ale to niejedyna firma, która w ostatnim czasie stara się o rodzimych graczy. E-maile z propozycjami współpracy dostali też ci, którzy mieli konta w serwisie bet-at-home. Tu z kolei oferta dotyczy byłych współpracowników - tych, którzy pomagali przyciągnąć klientów. Z informacji money.pl wynika, że mieli otrzymać darmowe kody dla potencjalnych klientów.
"Uwaga! Strona internetowa, z którą podjęto próbę połączenia, jest wykorzystywana do nielegalnego oferowania gier hazardowych" (pisownia oryg.) - tak wygląda początek komunikatu, który wyświetla się na niezarejestrowanych w naszym kraju serwisach hazardowych.
Wspomniany Unibet jest w rejestrze na 38 pozycjach. Część adresów jest z Polski, część ma zagraniczne końcówki. Jedna z nich to Unibet-2. W tej chwili gracze bez problemu korzystają z usług serwisu za pośrednictwem strony Unibet-3. Inny przykład? Polscy gracze z serwisem Betsson łączą się przez adres Betsson-8. Na liście jest też bet-at-home. I również w adresie dodaje cyferki. W niektórych już nawet trzy.
- Sytuacja jest wysoce niebezpieczna, gdyż nieświadomi klienci są jawnie wprowadzani w błąd. Kontaktuje się z nimi polska obsługa klienta, która korzysta z polskiego prefixu, co uwiarygadnia, że działa na terytorium Polski legalnie. Ponadto pracownik dodatkowo wyjaśnia potencjalnemu klientowi, że w zakresie korzystania z usług firmy Unibet nic się nie zmieniło. De facto jest wprost zachęcany do łamania polskiego prawa. Tymczasem w rzeczywistości graczowi grozi odpowiedzialność karnoskarbowa, a co za tym idzie - wysokie kary - tak sytuację oceniał w rozmowie z money.pl Łukasz Borkowski ze stowarzyszenia Graj Legalnie.
Rynek wart walki
- Szara strefa w zakładach bukmacherskich nadal jest bardzo duża i sięga 60 proc. wartości całego rynku. Oznacza to, że polski budżet stracił tylko w zeszłym roku niemal 600 mln złotych z tytułu podatku od gier - tłumaczył Borkowski. I żalił się, że czas reakcji urzędników jest po prostu zbyt długi. Bardzo często zgłoszenia o nielegalnych podmiotach wysyłają legalni przedstawiciele branży. I wcale się z tym nie kryją. Dla nich to biznesowa konieczność. Szacuje się, że polski rynek e-bukmacherski wart jest ok. 5-6 mld zł.
3,3 mld zł - tyle wyniosły w 2017 r. obroty bukmacherów legalnie działających w Polsce. Rok wcześniej było to "zaledwie" 1,7 mld. To efekt zmian w przepisach, Skarb Państwa wzbogacił się o 396 mln zł. Z szacunków "Graj Legalnie" wynika, że całkowita likwidacja tych "nielegalnych" bukmacherów przyniosłaby dodatkowe 594 mln zł. Więcej jest jeszcze do zgarnięcia, niż udało się uszczelnić.
Kolejną gorzką do przełknięcia w Ministerstwie Finansów pigułką jest fakt, że zagraniczni operatorzy nie postanowili rejestrować swojej działalności w Polsce, na co liczyli urzędnicy ze Świętokrzyskiej. Z klasycznych bukmacherskich rajów podatkowych - takich jak Malta i Cypr - zarejestrowała się w Polsce tylko jedna firma. Do wchodzenia na nasze podwórko nie zachęca stawka podatku. W Austrii ten podatek to 2 proc., w Irlandii 1 proc., na Słowacji 5,5 proc., a w Niemczech 5 proc. U nas 12 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl