Już za dwa lata ostatecznie znikną bezpłatne reklamówki z polskich sklepów i zacznie obowiązywać opłata recyklingowa. Za pojedynczą torbę klient zapłaci nawet 1 zł. To element unijnej walki z zalewem śmieci. Przyłączyli się do niej również naukowcy Cambridge, którzy chcą do tego celu wykorzystać larwę barciaka.
Jak twierdzą brytyjscy uczeni z Cambridge, zmora pszczelarzy, popularna larwa, która żyje jako pasożyt kolonii pszczół, może przyczynić się do walki z zalewem śmieci. Gąsienica barciaka większego ma zdolności rozpuszczania z niespotykanym tempie wiązań chemicznych poliestrów, z których powstają opakowania i torby na zakupy.
Około stu larw pozostawionych na plastikowych reklamówkach już po 40 minutach zrobiło w nich dziury, a po 12 godzinach ubyło już 92 miligramów toreb – podaje portal przystaneknauka.us.edu. Naukowcy z Camebridge są przekonani, że to odkrycie pozwoli redukować góry śmieci i oczyszczać dna oceanów.
Ludzie na całym świecie zużywają blisko 3 biliony plastikowych toreb w ciągu roku. Koszt utylizacji plastikowej torby wynosi niemal tyle, co jej produkcji. Środowiskowe koszty są jeszcze wyższe bowiem plastikowa torebka rozkłada się nawet 400 lat.
A skala zanieczyszczeń środowiska samymi foliówkami jest ogromna. Jak podaje WWF, 50 tys. ton toreb plastikowych trafia co roku do oceanu. Aby zwrócił się środowiskowy koszt wyprodukowania plastikowej jednorazówki trzeba użyć ją co najmniej 4 razy. Zwykle jednak już po pierwszym ląduje ona w śmieciach.
A ten sposób statystyczny Polak zużywa ponad 400 reklamówek rocznie. Dla porównania: Bułgar 421, Niemiec 65, a średnia europejska to 198. 1,8 mln torebek dziennie zużywają mieszkańcy samej tylko Warszawy podczas zakupów. Po wykorzystaniu 10 mld torebek, które masowo rozdawane są w sklepach i marketach powstaje 55 tys. ton trudno degradowalnych odpadów.
Toby plastikowe przyczyniają się również do wyczerpywania zasobów naturalnych. Aż 115 metrów może przejechać samochód na ropie, która została wykorzystana do wyprodukowania jednej foliowej torebki – wynika z informacji resortu środowiska.
**Opłata recyklingowa **
Europa od lat walczy z odpadami. Od stycznia 2019 roku zacznie obowiązywać dyrektywa unijna, która ma zniechęcić klientów sklepów po sięganie po plastikowe torby. Za dwa lata sklepy nie będą mogły oferować darmowych reklamówek, wszystkie one obejmie opłata recyklingowa, której markety nie będą mogły wziąć na siebie.
W ten sposób każdy klient, który będzie chciał wziąć torbę plastikową zapłaci za nią nawet złotówkę. Podrożeją również także już teraz płatne foliówki, bo i do ich cen zostanie doliczona ta opłata. Polski rząd dostosowuje w ten sposób przepisy do unijnych dyrektyw, które nakazują zmniejszenie zużycia plastikowych toreb na zakupy. Według szacunków, cel to poziom kilkudziesięciu reklamówek rocznie.
Sklepy będą musiały prowadzić dokładną ewidencję wydawanych toreb, a naliczone opłaty przekazywać na rachunek marszałka województwa. Pieniądze te będą trafiać potem do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
**Jak to się robi na świecie?**
W Polsce od pewnego czasu funkcjonują opłaty za reklamówki. Średnio wynoszą one od 5 do 20 groszy. Jak pokazują dane, opłaty te okazały się mało motywujące. Liczba wydawanych toreb niwelowała się o zaledwie 36 proc.
Mechanizm opłat zadział jednak sprawnie w Irlandii, gdzie po jego wprowadzaniu zużycie spadło o 90 proc. Opłaty stosują również Niemcy (20 eurocentów) )i Wielka Brytania (5 pensów) – podaje RMF24. Podobnie jest na Malcie, gdzie plastikowa foliówka jest płatna, a biodegradowalna rozdawana jest za darmo.
Inaczej z problemem radzi sobie Francja, gdzie w takich torbach został ustalony obowiązkowy udział materiałów biodegradowalnych wpierw na poziomie 30 proc., a docelowo 60 proc.
Bardziej radykalni są Hiszpanie i Włosi. Ci pierwsi od 2013 roku nakazali redukcję wykorzystania plastikowych toreb, a od 2018 roku wprowadzają całkowity zakaz ich stosowania. Włosi całkowity zakaz niebiodegradowalnych reklamówek wprowadziła już w 2011 roku.
Bogaty świat marnuje majątek
Jednak nie tylko plastikowe torebki są zmorą świata. Marnuje się też sprzęt elektroniczny. Wielkie korporacje wolą zasilić zalewającą świat falę elektrośmieci kolejnymi 38 tys. ton komputerów, drukarek i komórek, niż je podarować. Na śmietnikach ląduje także 9 mln ton jedzenia - o czym więcej pisaliśmy w money.pl.
Zalewająca nas falę elektrośmieci, według United Nations University, będącego naukowym think tankiem ONZ, ma do 2018 roku osiągnąć poziom 50 mln ton rocznie odpadów.
Jak alarmują eksperci z ONZ, liczba elektrośmieci rośnie co roku o blisko 5 proc. W Polsce co trzynaste urządzenie trafiające na elektrośmietnik to komputer, komórka, faks albo telefon. W ten sposób każdego roku produkujemy 38 tys. ton takich odpadów.
Pomijając już wartość użytkową wciąż sprawnego sprzętu, tylko z samymi odpadami świat marnuje wiele cennych substancji, gdyż zaledwie 16 proc. elektronicznych śmieci jest we właściwy sposób utylizowana i poddawana recyklingowi. W ten sposób bogate kraje zmarnowały ponad 300 ton złota i 1000 ton srebra wykorzystywanego do produkcji tego typu sprzętów.
Najbardziej zatrważające dane dotyczące marnotrawstwa wskazują jednak na żywność. Co roku 1,3 mld ton, czyli jedna trzecia produkowanej żywności, trafia na śmietnik. Tylko bogata Europa utylizuje 100 milionów ton, podczas gdy na świecie 795 milionów ludzi wciąż głoduje.
Polska znajduje się na piątym miejscu wśród państw marnujących jedzenie w Unii Europejskiej, za Wielką Brytanią, Niemcami, Francją oraz Holandią. 35 procent z nas przyznaje się wyrzucania żywności. To około 2 miliony ton jedzenia rocznie. Co oznacza i tak poprawę o 4 proc. w stosunku do poprzedniego.