Wczoraj informowaliśmy, że stowarzyszenie 13 tys. inwestorów prosi Zbigniewa Ziobrę o pilną interwencję w sprawie jednej z większych afer finansowych ostatnich lat. Fundacja Trading Jam zareagowała na cykl naszych publikacji. Chodzi m.in. o głośny materiał pt. "Warszawskie kotłownie". O wsparcie ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego prosili też sami poszkodowani.
Kilka godzin później otrzymaliśmy informację od Prokuratury Okręgowej w Warszawie, że do sprawy przydzielono dwóch dodatkowych funkcjonariuszy policji z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą oraz drugiego prokuratora. Nie ma wątpliwości, że to efekt naszych materiałów.
O co chodzi?
Chodzi o firmę Alpha Finex i jej polskich pośredników. To broker z egzotycznej Dominiki (pomiędzy Martyniką a Gwadelupą, nie ma nic wspólnego z Dominikaną), który przez pewien czas działał w Polsce.
Poszkodowani twierdzą, że firma przywłaszczyła sobie kilkadziesiąt milionów złotych. W jaki sposób? Przez informacje od doradców i opiekunów klienta. Mieli oni kierować inwestorami tak, by szybko tracili pieniądze. I ci w rzeczywistości tracili je błyskawicznie. Doradcy mieli podpowiadać błędne pomysły na inwestycje. A po stratach naciągali na kolejne dopłaty. Od półtora roku trwa w tej sprawie śledztwo.
"Pokrzywdzona została zapewniona, iż inwestycje na platformie Alpha Finex nie mogą doprowadzić do strat. Pokrzywdzona została poinformowana, że nie musi posiadać wiedzy ani doświadczenia z zakresu inwestycji, gdyż będzie prowadzona przez doradców wydających jej polecenia i rekomendacje odnośnie zawierania wskazanych transakcji" - czytamy w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa. O technikach wciągania w inwestycje pisaliśmy w materiale pt. "Mój wujek jest miliarderem, a ja pomogę panu zarabiać".
W ostatnich latach zaroiło się w Polsce od egzotycznych firm, które namawiają na ryzykowne inwestycje. Źródłem finansowego powodzenia ma być rynek forex lub debiuty giełdowe znanych spółek.
Na czym w skrócie polega forex? Gracze obstawiają, w jakim kierunku będą zmieniać się pary walutowe, czyli np. czy dolar będzie się umacniał do euro albo frank do złotego. Jeżeli obstawią trafnie, zarabiają. Przeciwny wynik przynosi stratę. Dla wielu klientów reguły gry na tym rynku w zasadzie nie miały znaczenia. Przekonują, że byli prowadzeni za rękę wprost do strat. Nie znali się na systemach, nie wiedzieli w zasadzie w co wkładają pieniądze. Słuchali poleceń przekazywanych przez telefon.
Przez ponad rok sprawą zajmowały się dwie osoby. Jedna pani prokurator, jedna pani policjantka. Na kilka dni przed publikacją naszego pierwszego tekstu o problemach śledczych, prokuratura przyznawała, że tylko rozważa dołożenie do sprawy jednego nowego policjanta. Wtedy była to zaledwie możliwość. Po niecałych dwóch tygodniach zespół powiększył się z 2 do 5 osób. To efekt naszych publikacji.
"Sukcesy" prokuratury
Warszawska prokuratura nie zgadza się jednak z naszą tezą, że nic nie ustaliła. Krok po kroku wyjaśniamy więc prokuraturze i czytelnikom, dlaczego osiągnięcia śledczych dalekie są - naszym zdaniem - od ideału.
Prokuratura przypomina, że sprawę przejęła od śledczych z Gdańska 24 sierpnia 2016 roku. Pieniądze z rachunków ostatnich klientów wyparowały miesiąc później. A to dokładnie pokazuje, że ani prokuratura w Gdańsku, ani prokuratura w Warszawie w żaden sposób nie ostrzegły klientów przed zagrożeniem. Z tego śledczy się już nie tłumaczą.
Znów warto zerknąć w dokumenty. To fragment zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Kolejna ofiara naciągaczy, tym razem pokrzywdzony. "Należy do tej grupy klientów, którym w dniu 23 września o godzinie 3:21 rano zablokowany dostęp do rachunku, samowolnie wyksięgowano wszystkie środki, a następnie usunięto dane informatyczne, rejestry i dzienniki transakcji. Strata - 286 tys. zł.
Mało tego, o tej sprawie Komisja Nadzoru Finansowego dowiedziała się od money.pl. Przyznawał to wprost na nieoficjalnym spotkaniu jeden z dyrektorów KNF. Wspominał, że prokuratura rzadko korzysta z uprawnień, by poinformować Komisję o śledztwie i prosić o wpisanie daną spółkę na listę ostrzeżeń publicznych. Choć ma takie uprawnienia. Tym bardziej wiedzieć powinni o tym prokuratorzy, którzy mają walczyć z nieprawidłowościami na takich rynkach.
Prokuratura informuje, że w toku śledztwa przesłuchano ponad 300 osób, w tym 270 pokrzywdzonych. To oznacza, że tylko trochę ponad 30 osób stanowią pracownicy i byli pracownicy firmy oraz jej kilku pośredników. Dlaczego uważamy, że to mało? Mniej więcej tyle osób pracowało w głównym biurze Alpha Finex przy ulicy Grójeckiej w Warszawie. Adres ujawniliśmy w naszym materiale sprzed roku. Przypadkiem wygadał go jeden ze sprzedawców, gdy zapraszał nas na spotkanie.
Z kolei w pozostałych firmach, organizujących call-center (i oskarżanych przez klientów o doradztwo prowadzące do strat), pracowało w jednym czasie przynajmniej po 100 osób. Do tego rotacja była ogromna. Dwie takie firmy działały w Warszawie, jedna we Wrocławiu. A to tylko część, do których money.pl udało się dotrzeć. Mogło być ich więcej.
To pokazuje, że prokuratura przesłuchała tylko garstkę osób.
Mało tego, z informacji money.pl wynika, że pytań śledczych nie usłyszeli ludzie wymienieni z imienia i nazwiska w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa. Prokuratura nie przesłuchała istotnych dla biznesu osób. Przecież za bieżącą działalność nie odpowiadał obywatel Izraela, który nie zna języka polskiego. Miał od tego ludzi. Niektórzy wyjechali, niektórzy zostali w tej samej branży. Do tego prokuratura już się nie odnosi.
Co ma prokuratura?
Prokuratura zaznacza, że udało jej się uzyskać obszerną dokumentację bankową oraz historię kilkudziesięciu rachunków bankowych, na które pokrzywdzeniu wpłacali pieniądze. Czy naprawdę tak podstawowe działania możemy uznawać za sukces? Warto też dodać, że prokuratura zleciła sporządzenie analizy transferów pieniężnych z tych rachunków. Ma być w tym miesiącu. Po prawie półtora roku od rozpoczęcia śledztwa.
Prokuratura zaznacza, że do tej pory dokonano zabezpieczeń majątkowych na łączną kwotę ponad 1 mln zł. Klienci, do których dotarła prokuratura z kolei stracili 17 mln zł. Do tego dochodzą osoby, z którymi prokuratura jeszcze nie ma kontaktu. Sama przyznaje, że wciąż ustala kolejnych poszkodowanych.
Prokuratura chwali się, że dokonała szczegółowych ustaleń o Alpha Finex i firmach z nią współpracujących. Powiązania warszawskich firm i osoby odpowiedzialne za ten biznes opisaliśmy rok temu. Cieszymy się, że nasze publikacje mogły w tym pomóc.
Śledczy wyjaśniają też, że opracowali wniosek o pomoc prawną do Wielkiej Brytanii. Cieszy, że w ciągu kilkunastu miesięcy śledztwa udało się opracować wniosek. Kiedy w takim razie nadejdzie odpowiedź z Wielkiej Brytanii?
Prokuratura informuje, że akta sprawy liczą już 57 tomów dokumentów (a każdy tom to 200 kart). To przesądza to jednak wcale o jakości zebranego materiału.
"Praktyki oszukańczych inwestycji, spotykają się ze stanowczą reakcją prokuratorów" - przekonuje biuro prasowe prokuratury. Na pewno tej sprawie będziemy się dalej przyglądać.