- Na jednej z imprez firmowych dziewczyny za pieniądze biły się w basenie z błotem. Tak się bawi w tej branży - pisze do mnie Damian. Za wideo chce 2 tys. zł. Od kilku dni nieustannie piszecie o tym, jak wam pracowało się w "boiler roomach". Niektórzy opowiadają, jak wyglądała rekrutacja. Wyniki miały przychodzić jako... zaproszenie na imprezę firmową. To kolejna odsłona naszego materiału o "polskich kotłowniach".
Kilka dni temu opisywaliśmy, jak się bawią pracownicy i szefowie jednej z firm finansowych w Warszawie. Pokazaliśmy film, na którym młoda dziewczyna przechodzi nago przez biuro za pieniądze. Podobnych historii jest więcej. Dowiecie się o nich z nagrania powyżej.
Historie z polskich "kotłowni" dotarły już poza granice naszego kraju. Sprawą zainteresował się brytyjski "Daily Mail". Za nim tematem zajęły się inne zagraniczne redakcje. Opisują ze szczegółami niecodzienny zakład z Warszawy. O skandalicznych praktykach pracy w takich miejscach jest już mniej. Na tym my się chcemy skupić.
Od czasu publikacji dostajemy za to od was coraz więcej wiadomości. Część z was była zatrudniona w takich firmach. Chętnie opowiadacie o ich metodach działania. Cały czas prosimy o więcej.
- Wytrzymała tam niecałe dwa tygodnie - pisze do nas Anna.
- Poranne spotkania miały być motywujące. Przemawiał guru grupy, które zachowywał się jakby był bogiem. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak opisaliście - dodaje.
Co zapamiętała z tej pracy? - Stawał koło mnie kierownik i wymagał, abym krzyczała do ludzi przez telefon. Miałam ich traktować jak idiotów. Miałam mówić, że to jedyna taka okazja. A ta okazja była taka sama dzień w dzień. Hałas w biurze w tym czasie był nie do wytrzymania - wspomina.
Jak opowiada, cały dzień z głośników płynęła muzyka z filmu "Wilk z Wall Street". Z kolei dla osób, które znajdą najwięcej klientów, były przygotowane nagrody. W jednym z miesięcy był to motocykl. Anna wysłała do mnie maila. Prosi o anonimowość. Robią tak wszyscy.
- Oszustwa, alkohol, narkotyki. To wszystko jest normalne, to wszystko jest na porządku dziennym. Masakra to dopiero była na imprezach firmowych. Początkowo byłem zadowolony z dużych zarobków i takiego stylu życia. Ale i ostatecznie mnie oszukali, więc nie pracuję w tej branży - opowiada z kolei Daniel. Też woli zostać anonimowy. Do tego stopnia, że wiadomość wysyła ze specjalnie założonej skrzynki pocztowej.
Ewelina wspomina swój pierwszy dzień w pracy. Od razu „z ekipą” wylądowała na imprezie. Po nocy nowi koledzy odprowadzili ją do domu. Od menedżera dostała butelkę drogiego alkoholu. Na start.
Inna historia? Pewnego dnia Ewelina w pracy zauważyła duży, wygodny fotel. Biały. – Okazało się, że to fotel specjalnie przygotowany dla jednego ze sprzedawców. Na imprezie firmowej pechowiec wypadł przez balkon i spadł piętro niżej.
Szymon też był na rozmowie o pracę w takim miejscu. - Ponad 4 lata temu natknąłem się na ogłoszenie w firmie z "branży finansowej". Nie było wymagań doświadczenia. W ogłoszeniu nie było też żadnej nazwy firmy. Wysłałem CV, po paru dniach dostałem ofertę spotkania - opowiada. Zgodził się, poszedł na rozmowę kwalifikacyjną.
Półmrok, głośna muzyka, ostre kolory na ścianach. Tak Szymon opisuje biuro, do którego dotarł. Odnalazł też osobę, która zapraszała go na spotkanie o pracę. - Ubrana była wyzywająco, miała ogromny dekolt. Zaprosiła do stoliczka w samym kącie pomieszczenia, tuż pod głośnikiem z muzyką. By się usłyszeć, musieliśmy się do siebie nachylać i krzyczeć. Najwyraźniej to wszystko jest zaplanowane. By przytłoczyć kandydata, zmiękczyć go - opowiada.
Po rozmowie Szymon został na kursie dla nowych sprzedawców. - Było tam może 15 osób, wszyscy eleganccy. Przy papierowym bloku na stelażu stał chłopaczek w garniturze. Mówił o doświadczeniu z klientami, o tym jak są zachwyceni, ile to on zarabia. A pozostali to plebs. Z tego garnituru, to wystawało mu sporo słomy. Jego słownictwo brzmiało niczym język stałych okupantów ławek przy Dworcu Wileńskim - opowiada.
O wyniku rekrutacji miał się dowiedzieć przez... zaproszenie na imprezę. Pracy nie przyjął. - Dekolt rekruterki mi nie imponował. A reszta sprawiała, że od razu myślałem, że ta firma śmierdzi - dodaje.
Niektórzy z kolei zwietrzyli szansę na łatwy zarobek. W ciągu kilku dni dostałem już kilkanaście dni z ofertą kupna informacji i zdjęć.
Romek napisał do nas tak: Jestem gotowy opowiedzieć wszystko, ponieważ żal mi tych ludzi. Powinni poznać całą prawdę. Nie tylko o oszustwach, ale gdzie i do kogo idą ich pieniądze. Jestem gotowy otworzyć puszkę Pandory. Zaproponuj kwotę, jaką jesteś w stanie zapłacić.
Andrzej pisze do nas wprost. - Jestem gotowy nawiązać współpracę - informuje. I zdradza, że ostatnio rozważał nawet ponowne zatrudnienie się w takiej firmie. Ktoś inny dodaje, że ma teraz problemy finansowe. I czeka na propozycję.
Odezwali się też inni pracownicy. Wyraźnie rozbawieni naszym materiałem. - Bylem menadżerem w takiej firmie, odbyłem stosunek z kilkoma pracownicami, ale żadna nie awansowała. Chciałbym zdementować te plotki - pisze.
Damian chce 2 tys. zł za film, na którym dwie pracownice biją się w basenie z błotem. Na potwierdzenie wiarygodności przesłał nam zdjęcie z tego wydarzenia. Kilkanaście osób stoi nad brudny basenem. A w nim taplają się dwie dziewczyny. Reszta - znów nagrywa.