Ministerstwo Finansów bierze się za rynek forex. Skończy się obracanie setkami tysięcy złotych z kilkoma tysiącami własnych środków. Resort szykuje zmiany, które ograniczą dźwignię finansową oferowaną klientom przez domy maklerskie. Jednocześnie Ministerstwo wycofało się z pierwszych propozycji. - To dobry kompromis - komentują przedstawiciele stowarzyszeń inwestorów.
Resort Mateusza Morawieckiego opublikował właśnie nową propozycję zmian w nadzorze finansowym. Główna zmiana dla graczy na rynku forex? Mniejsza dźwignia.
Jedna z propozycji Ministerstwa Finansów zakłada wprowadzenie dużych ograniczeń dla inwestorów, którzy np. mając 1 tys. zł na koncie maklerskim, mogą obracać nawet kwotą 100 tys. zł. Wkrótce, przy takich samych pieniądzach na rachunku, ich możliwości inwestycyjne mogą spaść do 25 tys. zł.
Chodzi o tzw. dźwignię finansową, która ma zostać zmniejszona z 1:100 do 1:50. Ministerstwo Finansów ugięło się pod krytyka środowiska inwestorów. Pierwotne założenia mówiły o dźwigni tylko na poziomie 1:25. Resort zmienił zdanie.
I tak: gracze niedoświadczeni będą mogli obracać 50-krotnością kapitału. Gracze doświadczeni nie odczują różnicy - mogą wnioskować o wyższy lewar. Jak odróżnić gracza bez niezbędnego bagażu wiedzy, od tego, który wie o co chodzi? Projekt zakłada, że "za klienta doświadczonego uznaje się inwestora, który zawarł przynajmniej 40 transakcji na instrumentach finansowych w ciągu 24 miesięcy, poprzedzających złożenie wniosku o podniesienie dźwigni".
Branża brokerska i inwestorzy podkreślali, że wcześniejsza propozycja wcale nie poprawiłaby bezpieczeństwa klientów. Ci - zamiast regulowanych przez KNF firm - wybieraliby egzotycznych brokerów, gdzie dźwignia pozostałaby bez zmian. Spór opisaliśmy w materiale Damiana Słomskiego, pt. "Rząd robi sobie nowych wrogów? Zmiany na foreksie w ogniu krytyki inwestorów i brokerów".
Argumentacja sprowadzała się do tego, że państwo coraz mocniej ingeruje w wolny rynek i zamiast szukać sposobów realnej ochrony klientów instytucji finansowych, stosuje najprostsze metody, polegające na zakazywaniu lub ograniczaniu swobody działania.
Izba Domów Maklerskich, reprezentująca ponad 20 największych brokerów, wyliczała, że spadek obrotów z tym związany może być na poziomie 30, a może nawet 40 proc. Taki był skutek poprzedniego ograniczenia dźwigni do 1:100 niemal dokładnie dwa lata temu. Tak się jednak nie stanie. Resort postawił na pośrednią opcję.
Propozycji broniła z kolei Komisja Nadzoru Finansowego. Wskazywała, że na takie rozwiązanie zdecydowali się Brytyjczycy. Na podobne ograniczenia zdecydował się Cypr. Ostatecznie resort postawił na inną opcję.
- To dobry kompromis - komentuje w rozmowie z money.pl Rafał Zaorski, twórca stowarzyszenia Trading Jam Session. Zrzesza kilkanaście tysięcy polskich inwestorów. - Jeżeli pieniądze inwestorów zostaną w Polsce, nie będzie presji i wypychania ich za granicę, to jest dobra wiadomość. Mamy w stowarzyszeniu wiele spraw, których nie da się uratować, bo dotyczą zagranicznych podmiotów - komentuje. Takie podmioty nie podlegają pod polski nadzór.
Zmiana oznacza w praktyce, że najmniej doświadczeni inwestorzy albo będą obracać kwotami dwukrotnie mniejszymi niż teraz, co przełoży się na dwukrotnie mniejsze możliwości osiągania zysków (jednocześnie straty będą dwukrotnie mniejsze), albo będą musieli inwestować dwukrotnie więcej własnych pieniędzy.
Celem projektu Ministerstwa Finansów jest - jak wskazuje w jego uzasadnieniu - podniesienie poziomu bezpieczeństwa uczestników rynku finansowego.
Na tym jednak nie kończą się zmiany. Ministerstwo Finansów chce, by Komisja Nadzoru Finansowego ściślej współpracowała z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Do tego resort planuje zwiększyć kary dla foreksowych cwaniaków, którzy wkręcali Polaków w ryzykowne inwestycje.
W ustawie jest jeszcze jedna istotna zmiana - Komisja Nadzoru Finansowego ma mieć możliwość blokowania stron internetowych firm, które trafiły na listę ostrzeżeń publicznych. To nowość. Do tej pory trafienie na listę ostrzeżeń publicznych wcale nie oznaczało końca działalności podejrzanych firm. Wręcz przeciwnie. Gdy Nadzór zaczynał się nimi interesować, to jeszcze zwiększały skalę działalności. Ludzie tracili więcej i szybciej. O tym, jakie patologie były na rynku forex pisaliśmy w wielu materiałach, m.in. reportażu "Łowcy Frajerów".
Resort chce, by lista ostrzeżeń publicznych nabrała mocniejszego kalibru.
"KNF będzie prowadził rejestr domen internetowych, które będą podlegały obligatoryjnemu blokowaniu przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych" - czytamy w projekcie. W ten sposób resort chce odciąć najmniej świadomych ryzyka od foreksowych oszustów. W ten sposób znacznie przyśpieszyłby też likwidowanie takich firm.
Przeciwnikiem tego pomysłu jest fundacja Panoptykon. - Co stanie się w sytuacji, gdy strona internetowa zostanie zablokowana omyłkowo, a prokuratura i sąd dojdą do wniosku, że podmiot zamieszczony na liście ostrzeżeń działa zgodnie z prawem? Firma będzie mogła złożyć wniosek o usunięcie z listy ostrzeżeń, ale co z ewentualnymi odszkodowaniami za straty poniesione przez samych klientów? O tym projekt nie mówi - wskazuje fundacja w opiniach o pomyśle.