Najpierw skarżyli się na francuskie metody, potem je skopiowali. O tym, jak niemieccy politycy wygrali bitwę o miejsca pracy przy produkcji Airbusa, pisze "Handelsblatt".
Zarząd francusko-niemieckiego koncernu potwierdza - zwolni 10 tys. pracowników, głównie produkcji. Odpowiednio: w Niemczech 3,7 tys., 4,3 tys. we Francji (w tym 1,1 tys.) z centrali koncernu w Toulouse), 1,4 tys. w Wielkiej Brytanii i 400 w Hiszpanii. Zmiany mają doprowadzić do zwiększenia zysku operacyjnego do 2,1 mld euro już w 2010 roku.
W zamian EADS będzie zlecał większą część produkcji. Prezes koncernu powiedział, że outsourcing przy budowie nowego modelu Airbusa A350 wzrośnie z 25 do 50 proc.
Powodem restrukturyzacji są kłopoty z realizacją zamówień na supersamolot A380. Szacuje się, że koncern stracił już przez opóźnienie około 5 mld euro.
Nie damy się oszukać Francuzom
Francuzi nie ukrywają, że czują się oszukani, co potwierdza, że tym razem to Niemcy nadawali ton podczas trwających od miesięcy negocjacji dotyczących „wyważonej redukcji personelu" w zakładach produkcyjnych Airbusa.
Spoglądając na rezultat odnosi się wrażenie, że strona niemiecka skopiowała z powodzeniem francuski sposób prowadzenia polityki przemysłowej, który wcześniej stale krytykowała. Nie damy się oszukać francuskim partnerom, tak brzmi kredo starego i nowego rządu Niemiec od przegranego sporu dotyczącego koncernu chemicznego Sanofi-Aventis.
Dlatego kanclerz Angela Merkel podjęła natychmiast temat Airbusa podczas spotkania z prezydentem Francji Jacquiem Chirackiem na początku stycznia 2006 w Wersalu.
W tym czasie Daimler-Chrysler rozważał już sprzedaż swoich 7,5 Procent udziałów w EADS. Gdy Merkel i Chirac spacerowali po Wersalu oglądając wystawę „Blask saksońskiego dworu - Drezno w Wersalu”, pani kanclerz przypomniała grzecznie prezydentowi, jak ważna jest francusko-niemiecka równowaga. Chirac łapie w lot: Oczywiście Francja nie zrobi nic, by tej równowadze zagrozić. Nie ma tu jeszcze mowy o trudnym programie restrukturyzacji Airbusa, jedynie o problemach przy produkcji najnowszego modelu samolotu A380.
Widmo zwolnień
Tymczasem w przedsiębiorstwie już wrze, krążą czarne scenariusze zwolnień pracowników i zamykania zakładów. Zaalarmowany przez największy związek zawodowy w Niemczech IG Metal lokalny rząd w Hamburgu podejmuje pierwsze działania. Już w czerwcu 2006 prezydent Hamburga Ole von Beust pociąga za hamulec bezpieczeństwa i nakazuje sprawdzić możliwość inwestycji banku krajowego landu w Airbusa. Natychmiast pojawiają się dyskusję na temat możliwego przejęcia przez państwo 7,5 procenta udziałów w Airbusie, które posiada Daimler. Akcję popiera „frakcja hamburska” w rządzie federalnym – minister finansów Peer Steinbrück i jego sekretarz stanu Thomas Mirow.
Działania niemieckich polityków uspokajają na jakiś czas pracowników Airbusa w Hamburgu. Tymczasem w urzędzie kanclerskim powstaje misterny plan, aby 7,5 procent akcji posiadanych przez Daimlera nie znalazło się w żaden sposób we francuskich, hiszpańskich lub rosyjskich rękach.
Przesłanie jest jasne: rząd federalny postuluje wprawdzie za jak najmniejszą obecnością państwa w przedsiębiorstwie, ale jeżeli Francja gra inaczej, niemiecka strona pójdzie jej śladem. Hamburg, Dolna Saksonia i kilka innych landów oraz banki prywatne zakładają ostatecznie konsorcjum, które zasila kasę koncernu Daimler-Chrysler o 1,5 mld euro.
Inwestorzy - tzw. „Deutschland AG” - nie mają jednak wpływu na decyzje podejmowane przez Airbusa, prawo głosu pozostaje całkowicie w rękach koncernu Daimler-Chrysler. Nie dziwi zatem, że politycy szukają innych możliwości prowadzenia negocjacji z francuskimi partnerami.
Wielka koalicja
Na początku roku zawarty zostaje nietypowy sojusz pomiędzy związkami zawodowymi, menadżerami EADS w Niemczech oraz politykami. W styczniu Airbus informuje radę zakładową o planowanych cięciach.
W Niemczech poważnie zagrożone są trzy zakłady produkujące elementy Airbusa. IG Metal i szef rady nadzorczej Airbusa Rüdiger Lütjen biją na alarm. Podczas spotkania z ministrem gospodarki Niemiec, członkowie rad zakładowych wyjaśniają mu funkcjonowanie polityki w multilateralnym przedsiębiorstwie. „Brytyjczycy zobowiązali się do zakupu dziesięciu śmigłowców Eurocopter, jeżeli otrzymają większą część produkcji komponentów z włókna węglowego”, tłumaczą członkowie rady zakładowej. Nagle niemieckiej stronie nie chodzi już tylko o zachowanie zagrożonych miejsc pracy, lecz także o zachowanie większej części produkcji, strategicznie ważnej dla strategicznego projektu, jakim jest A350.
Natychmiast po spotkaniu, minister gospodarki Michael Glos informuje, że będzie szedł „ramie w ramie” z radami zakładowymi Airbusa. Następnie Glos oświadcza publicznie, że rząd federalny może wycofać zamówienie zbrojeniowe złożone w EADS. Co prawda Glos relatywizuje później swoją wypowiedz, ale to świadome przesłanie pokazuje stronie francuskiej, że temat Airbusa odgrywa w niemieckiej polityce ogromną rolę.
Chwilowy rozejm?
Opracowany przez szefa EADS Louisa Gallois i jego zastępcę plan restrukturyzacji "Power8", określający także strategiczne kierunki rozwoju Airbusa, staje się tematem czysto politycznym. W rozmowach chce brać udział nie tylko kanclerz Merkel i Glos, lecz także politycy landów, którzy widzą siebie teraz jako udziałowców, chociaż bez prawa głosu.
Rozstrzygające spotkanie odbyło się 13 lutego w ministerstwie gospodarki. Ustalono, że z czterech centrów produkcji Niemcy dostaną jedno, odpowiedzialne bezpośrednio za produkcję kadłuba i kabiny Airbusa. Spotkania Merkel i Chiraca w minionym tygodniu było już tylko epilogiem. O przyszłości EADS rozmawiano tylko ogólnie, jak podczas spotkania w Wersalu na początku roku 2006. Nie było mowy o politycznej wymianie ciosów pomiędzy Niemcami i Francją, mówiono za to dużo o „równowadze”.
Podobnie było wczoraj, kiedy Louis Gallois ogłaszał w Tuluzie szczegóły restrukturyzacji Airbusa określając narodowe konflikty „trucizną dla Airbusa”. Później głos zabierali politycy mówiąc o „uczciwym wyniku” i kompromisie, do którego aktywnie się przyczynili.
Przemilczano komentarze francuskiej prasy, mówiące nieuczciwym kompromisie. „Obawiam się, że wynik jest dla Airbus kontrproduktywny”, przepowiada francuski dyplomata. Zgadza się, że tym razem to nie Francja przechytrzyła Niemiec, ale Niemcy Francję.
Reakcja wywodzącej się z obozu socjalistów kandydatki na prezydenta Francji, Ségolène Royal, była natychmiastowa: po wygranych wyborach zamierza ona wstrzymać plan restrukturyzacji Airbusa. I podczas gdy Glos podkreślał politycznie poprawnie, że należy ograniczyć wpływy państwa w Airbusie, Royal chce je zwiększyć. Kolejna walka polityków obu krajów wybuchnie wkrótce.