Ujawnienie informacji o tym, że pieniądze uzyskane na sprzedaży kolekcji Fundacja Czartoryskich przelała do raju podatkowego wywołała lawinę zdarzeń. Sprawa stała się narzędziem walki między partiami politycznymi, zajmie się nią prokuratura i CBA, a do tego rozpoczęła serial publicznego prania brudów w książęcej rodzinie.
- Polski naród kupił za relatywnie niewielką cenę rzeczy bezcenne - bronił się wicepremier, minister kultury, Piotr Gliński. Jak mówił, kolekcję chciały kupić także poprzednie rządy, a ostatecznie udało się to dopiero PiS. W dodatku ostateczna cena nie przekraczała 5 proc. rynkowej wartości wchodzących w jej skład dzieł sztuki i pozycji bibliotecznych.
Zakupu postanowił bronić także dr hab. Andrzej Betlej, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, gdzie znajduje się m.in. najsłynniejszy obraz kolekcji – "Dama z gronostajem" pędzla Leonarda da Vinci. W oderwaniu od dyskusji nad ceną i tym, co stało się z pieniędzmi, w oświadczeniu napisał, że „z punktu widzenia bezpieczeństwa (...) jest to najlepsze rozwiązanie”. Przypomniał m.in., że przez lata kolekcją zajmowali się pracownicy muzeum, ale nie mieli wpływu choćby na to, komu i kiedy wypożyczano jej elementy.
- Sprawa bezpieczeństwa kolekcji Książąt Czartoryskich została mi przekazana – jako nowemu dyrektorowi Muzeum Narodowego w Krakowie – jako najistotniejsza i najbardziej paląca kwestia mojej misji na tym stanowisku. W moim przekonaniu została ona ostatecznie rozwiązana w grudniu 2016 roku dzięki podjęciu przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego decyzji o zakupie kolekcji - napisał Betlej.
Co więcej, w ocenie dyrektora, zakup kolekcji przez państwo "trwale wyeliminował ryzyko jej utraty przez sprzedaż czy wywóz za granicę".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl