Z ponad biliona złotych oszczędności gospodarstw domowych zaledwie niecałe 100 mld zł to środki zarządzane przez towarzystwa funduszy inwestycyjnych. W ciągu kilku lat ten udział ma szansę się podwoić, ale pod warunkiem zmiany postawy doradców finansowych oraz zmniejszenia opłat i prowizji na rzecz TFI.
- Udział funduszy inwestycyjnych w portfelu oszczędności Polaków od wielu lat jest niezmiennie niski i stanowi około 8-9 proc., a jego potencjał jest dużo większy - mówi agencji informacyjnej Newseria Marcin Iwuć, autor bloga "Finanse bardzo osobiste".
Z ostatnich danych Analiz Online wynika, że na koniec grudnia 2014 roku oszczędności Polaków wynosiły 1,09 bln zł, z czego środki ulokowane w TFI to około 97 mld zł. Największą wartość stanowiły depozyty złotowe i walutowe (około 600 mld zł).
W opinii Iwucia nawet podwojenie tego udziału na przestrzeni najbliższych lat nie jest zbyt wygórowanym wyzwaniem. Aby jednak dokonały się znaczące przyrosty, potrzebne są zmiany zarówno po stronie doradców finansowych, jak i po stronie samych dostawców produktów, których konstrukcję należałoby uprościć oraz urealnić ich koszty.
- Przede wszystkim zanim zaczniemy inwestować, musimy się do tego właściwie przygotować. To nie jest tak, że gdy pojawią się pierwsze oszczędności, zaczynamy inwestycje, to niewłaściwa kolejność. Najpierw trzeba spłacić długi i pożyczki konsumpcyjne, bo nie osiągniemy z naszych inwestycji wyższych stóp zwrotu niż odsetki, które płacimy za długi - radzi właściciel Finanse bardzo osobiste.
Jego zdaniem drugim krokiem powinno być odłożenie równowartości około 6-miesięcznych wydatków w ramach tzw. funduszu bezpieczeństwa, który pozwoli przetrwać nieprzewidziane trudne sytuacje życiowe. Dopiero potem należy myśleć o takich celach, jak środki na emeryturę czy edukację dzieci, oraz odpowiednio w dalszej kolejności - o lokowaniu środków w TFI.
- Wybór funduszu zawsze zależy od indywidualnej sytuacji klienta, ale przy rekordowo niskich stopach procentowych potencjał do wzrostu w funduszach opartych na długu, takich jak fundusze obligacji czy rynku pieniężnego, jest niewielki - podkreśla Marcin Iwuć. - Jeżeli realnie myślimy o zarabianiu większych pieniędzy niż na depozytach, musimy dodać do naszego portfela akcje - zaznacza.
Marcin Iwuć dodaje, że istotny jest dobór odpowiedniego produktu, który nie jest obciążony wieloma nieuzasadnionymi opłatami. Jednak mimo często wysokich opłat dystrybucyjnych czy za zarządzanie w momentach hossy Polacy nie zwracają na nie większej uwagi.
- To jest cykliczna branża, charakteryzująca się zawsze tym, że kiedy giełdy zachowują się dobrze, a stopy procentowe są rekordowo niskie, pojawiają się zwiększone napływy do funduszy, a co za tym idzie stadne zachowanie wśród klientów, którzy chcą zdążyć za tą uciekającą hossą. Branża zdaje sobie z tego sprawę, ale pozostaje pytanie, czy będzie miała odwagę, żeby tych pieniędzy nie przyjąć, rezygnując w ten sposób z zysków - podsumowuje Marcin Iwuć.
Czytaj więcej w Money.pl