Z opublikowanego w czwartek sprawozdania rocznego dotyczącego wykonania budżetu UE za 2017 rok wynika, że "wykorzystanie środków z europejskich funduszy strukturalnych i inwestycyjnych stanowi nieustanne wyzwanie dla państw członkowskich, a budżet UE nadal znajduje się pod znaczną presją z uwagi na kwotę płatności, jakich zobowiązano się dokonać w nadchodzących latach".
Kontrolerzy, którzy badali budżet, twierdzą, że mechanizmy mające na celu zwiększenie elastyczności budżetu poprzez na przykład przesunięcia środków między różnymi programami były pomocne, ale mogą okazać się niewystarczające.
"Wysoki poziom zobowiązań w połączeniu z niskim poziomem płatności sprawiły, że kwota zobowiązań budżetowych pozostających do spłaty wzrosła do rekordowo wysokiego poziomu 267,3 mld euro. Kwota ta jest o 72,9 mld euro wyższa niż kwota zobowiązań budżetowych pozostających do spłaty w 2010 roku" - czytamy w opracowaniu.
W statystykach wyróżnia się Polska i nie jest to do końca dobra informacja. Wśród 28 krajów UE jesteśmy na pierwszym miejscu pod względem środków, które w latach 2014-2017 nam się należały (urzędnicy w raporcie określają je jako zobowiązania pozostające do spłaty). Wyraźnie wyprzedzamy pod tym względem Włochy i Hiszpanię. Daleko w tyle zostawiamy m.in. Wielką Brytanię, a także Węgry i Czechy.
Niestety z pokaźnej puli wykorzystaliśmy tylko 5 mld 864 mln euro, a więc niecałe 18 proc. dostępnych pieniędzy. W tym samym czasie Finlandia wykorzystała prawie 70 proc. środków, Austria - 41 proc., a Francja, która też ma dużą kwotę do dyspozycji - 30 proc.
Zobowiązania UE pozostające do spłaty na koniec 2017 roku
źródło: Roczne sprawozdanie dotyczące budżetu UE za 2017 rok
Już nie jesteśmy wzorem dla innych
- Nie wykorzystujemy na bieżąco pieniędzy z Unii. W poprzedniej perspektywie mogliśmy być przykładem dla innych krajów. Teraz zostajemy z tyłu, mimo ogromnego potencjału - zauważa Radosław Piontek, ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Dlaczego tak się dzieje? Radosław Piontek zwraca uwagę na praktycznie dwuletni poślizg w organizacji konkursów na projekty finansowane z unijnej kasy. Do tego dochodzi fakt, że Polska w dużej mierze finansuje inwestycje infrastrukturalne, które wymagają więcej czasu na przeprowadzenie wszystkich procedur związanych choćby z przetargami. W wielu krajach, szczególnie tych najbardziej rozwiniętych, finansowane są bardziej "miękkie" projekty, np. w kapitał ludzki, które nie wymagają tylu przygotowań.
- Skończyło się eldorado. Kiedyś można było dostać dotację prawie na wszystko. Teraz projekty finansowane przez UE są bardziej definiowane. Trudniej jest rozpisywać projekty - wskazuje ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Specjaliści od funduszy europejskich zwracają też uwagę na dużą rolę w procesie przyznawania pieniędzy urzędów marszałkowskich, które często mocno utrudniają dostęp do środków. Urzędnicy boją się kontroli i zarzutów o niesłusznie przyznane fundusze z UE, a firmy za nawet najmniejsze błędy są później karane, co może odstraszać.
Ze środków przyznanych na lata 2014-2017 Polska nie wykorzystała ponad 27 mld euro. Oczywiście nie oznacza to, że pieniądze przepadną.
- Mimo poślizgu, raczej nie ma większego zagrożenia, że jakieś środki nam przepadną. Dotychczas zawsze wykorzystywaliśmy prawie całą pulę. Widać, że cały czas rośnie zainteresowanie dotacjami. Trzeba pamiętać, że te perspektywa finansowa trwa do 2020 roku. Do tego czasu można zgłaszać projekty, a na wypłatę pieniędzy możemy sobie pozwolić do 2023 roku - tłumaczy Radosław Piontek.
Czytaj więcej: Polska weszła do finansowej Ligi Mistrzów. "Rola lidera regionu już nam nie wystarcza"
Jedyne zagrożenie dostrzega w projektach realizowanych na poziomie centralnym. Nie ma jednak wątpliwości, że pieniądze przypadające na regiony będą maksymalnie wykorzystane.
Jak istotne są w przypadku Polski fundusze europejskie dobrze pokazuje poniższy wykres. Widać na nim, jak duży udział w wydatkach sektora instytucji rządowych i samorządowych stanowi pula z UE. To ponad 17 proc. Większy udział ma tylko kilka krajów, w tym m.in. Bułgaria, Chorwacja czy Litwa.
Pieniądze należne z UE Polsce w relacji do wydatków rządowych i samorządowych
źródło: Roczne sprawozdanie dotyczące budżetu UE za 2017 rok
Rekordowe zobowiązania. Ostrożnie z obietnicami
Z opublikowanego raportu wynika, że tak jak w 2016 roku, łączna kwota płatności do wszystkich krajów w 2017 roku była o wiele niższa niż się spodziewano. Była również o 18,2 mld euro mniejsza od pułapu określonego w wieloletnich ramach finansowych.
Zdaniem kontrolerów audytujących wykonanie budżetu, kwestia jego uelastycznienia powinna stanowić priorytet w trakcie planowania kolejnych wieloletnich ram finansowych.
Przy okazji opublikowanego w czwartek raportu, Trybunał Obrachunkowy przestrzegł Unię przed rozbudzaniem oczekiwań, którym nie można sprostać. Klaus-Heiner Lehne, prezes Trybunału, podkreśla, że łączny budżet unijny stanowi nie więcej niż około 1 proc. dochodu narodowego brutto całej UE.
- Oznacza to, że Unia musi realistycznie oceniać, co może osiągnąć za pomocą powierzonych jej środków, tym bardziej, że zbliża się kolejny siedmioletni cykl budżetowy UE. Wniosek jest prosty, Unia nie powinna składać obietnic, jeśli nie jest w stanie ich dotrzymać - wskazał Klaus-Heiner Lehne.
W 2017 roku wydatki unijne wyniosły ogółem 137,4 mld euro, czyli około 270 euro w przeliczeniu na obywatela. Wydatki te stanowią około 0,9 proc. unijnego dochodu narodowego brutto i odpowiadają w przybliżeniu 2 proc. całkowitych wydatków publicznych państw członkowskich UE.
W 2017 roku najwięcej skontrolowanych środków finansowych przypadło na dział "zasoby naturalne" (56 proc.), podczas gdy - w odróżnieniu od poprzednich lat - udział wydatków z działu "Spójność" był stosunkowo niewielki (8 proc.), co wynikało z niskiego poziomu zaakceptowanych wydatków.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl