8 mld zł może zaoszczędzić w tym roku rząd. Na czym? Na dopłacie do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Środki będą kusić zwłaszcza przed wyborami. Zamiast marnych 50 zł waloryzacji dla najbiedniejszych emerytów, każdy senior mógłby dostać... 22 razy więcej.
Jednorazowy dodatek dla emerytów i rencistów w wysokości 1142 zł. Podniesienie świadczenia 500+ do 676 zł dla wszystkich pobierających pieniądze. I to nie jednorazowo, a na cały rok. Więc każde dziecko dostałoby po prostu 2 tys. zł więcej. Ewentualnie można zbudować blisko 200 kilometrów zupełnie nowych autostrad w Polsce. Do wyboru są jeszcze 2 linie metra w Warszawie (bez unijnej dopłaty).
Tyle warte jest 8 mld zł. Choć to jedynie 2,2 proc. rocznych wydatków państwa, to jednak jest to góra pieniędzy. Zwłaszcza w okresie wyborczym. Rząd Prawa i Sprawiedliwości ma właśnie taką górkę oszczędności. Jak to możliwe? Ze względu na dobrą sytuację w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, a de facto w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tutaj trafiają wszystkie składki Polaków, stąd pochodzą wypłaty świadczeń).
ZUS nie chce pieniędzy
Najpierw ponad 2 mld zł, w sierpniu kolejne 3 mld zł i najpewniej do końca roku kolejne 3 mld zł. Z takich dotacji rezygnuje raz po raz Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który zarządza środkami w FUS. I nawet prezes Zakładu - prof. Gertruda Uścińska - w żartach przyznaje, że niektórych ta sytuacja może dziwić. Bo skoro ktoś nie chce pieniędzy, to jest to co najmniej podejrzane.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych miał dostać 46,6 mld zł. Środki miały pochodzić z budżetu państwa. W tym roku zrezygnował już z 5 mld zł, najpewniej zaraz zrezygnuje z kolejnej transzy. Dotacja więc wynieść około 38,6 mld zł, blisko 8 mld zł mniej niż wynosiły pierwotne założenia. O tym, że ZUS szykuje się z kolejną odmową dotacji informował "Dziennik Gazeta Prawna".
Na czym oszczędza FUS? Czynników jest wiele. Przede wszystkim niskie bezrobocie powoduje, że do Funduszu wpada więcej składek. Od dłuższego czasu rośnie też liczba obcokrajowców, którzy legalnie pracują w Polsce. Ukraińcy po prostu sami odprowadzają składki na ubezpieczenie emerytalne, więc w puli jest więcej środków. A na koniec pomocą jest e-składka, czyli uszczelnienie systemu.
Wydać, zaoszczędzić lub... przesunąć
Co zrobić z zaoszczędzonymi pieniędzmi? Oczywiście rząd i Ministerstwo Finansów mogą ich po prostu nie wydawać. W ten sposób zmniejszą roczny planowany deficyt. Wydamy wtedy mniej niż zakładaliśmy, dziura budżetowa będzie po prostu mniejsza. A przecież i tak "jedziemy na minusie".
Opcji jest jednak więcej. Rząd może przekazać nadwyżkę do FUS i tak w tym roku, by mieć zapasy środków w 2019 roku ma inne cele. A to właśnie wtedy rozpocznie się na dobre walka wyborcza. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że to dobry moment na obietnice wyborcze. Jednocześnie taki duży przelew w grudniu 2018 roku, pozwoliłby przez sporą część 2019 roku informować o doskonałym wykorzystaniu budżetu.
To zresztą manewr już stosowany przez Ministerstwo Finansów. Wydatki z 2017 roku były do FUS wniesione jeszcze pod koniec 2016 roku. W efekcie już od pierwszego miesiąca roku można było mówić o nadwyżce budżetowej. I ta utrzymywała się przez kolejne kilka miesięcy. Efekt wizerunkowy był znaczny.
Równie dobrze pieniądze można po prostu wydać, a i tak deficyt uda się utrzymać w zakładanych w ubiegłym roku widełkach. Zwłaszcza w okresie przedwyborczym może to być kusząca propozycja. Oczywiście wyliczenia dotyczące dodatku dla emerytów to tylko symulacja - i jak przyznają ekonomiści - niemożliwa do spełnienia. Dlaczego?
Część środków już wydana
- Mówimy o pieniądzach, które rząd Prawa i Sprawiedliwości już od dawna wydaje. Przecież wyprawka dla wszystkich rodziców była sfinansowana właśnie przy wykorzystaniu dobrej koniunktury gospodarczej. A jednocześnie cały czas na emerytury w ZUS, KRUS i świadczenia dla służb mundurowych wydajemy kilkanaście razy więcej niż wynosi taka oszczędność. Musimy o tym pamiętać - tłumaczy Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan.
- W Polsce niestety zawsze mamy wybory. Dziś, jutro, pojutrze. Zawsze toczy się wyborcza gra. Oczywiście, że dobra sytuacja w FUS zachęca rządzących do składania kolejnych obietnic. Bo jest na nie trochę środków w budżecie, a przynajmniej wirtualnie jest. Pod koniec roku i tak budżet będzie na minusie - mówi Mordasewicz.
Jego zdaniem idealna byłaby sytuacja, gdy w momencie wzrostu gospodarczego Polska mogła się pochwalić nadwyżką wyborczą. Jak Mordasewicz sam przyznaje, to jednak tylko mrzonka. Jego zdaniem - gdyby pieniądze miały zostać wydane, to najlepiej byłoby przeznaczyć je na edukację, zdrowie i naukę. - W ciągu roku wydajemy na naukę 12 mld zł. Proszę sobie wyobrazić, ile dobrego dla gospodarki wynikłoby z większych wydatków właśnie na ten cel. Tymczasem struktura wydatków jest zupełnie inna. Wydajemy na konsumpcję, a nie inwestycje. I to problem - mówi Mordasewicz.
Również prof. Gomułka jest przekonany, że o dodatkowych wydatkach nie powinno być żadnej mowy. Śmieje się jednak, że Fundusz Ubezpieczeń Społecznych od wielu lat i wielu rządów służy do przykrywania deficytu budżetowego.
I tak faktycznie było, gdyż przez większość czasu FUS nie otrzymywał dotacji a pożyczki. To doskonały sposób na ukrywanie prawdziwego deficytu budżetowego. Dlaczego? Bo dług pojawiał się w FUS. Metoda pożyczek FUS z budżetu, czyli swoistego "zamiatania pod dywan" lub jak kto woli "kreatywnej księgowości", była stosowana regularnie już od 2009 roku. Zamiast w pełni pokrywać minus w bilansie FUS z budżetu państwa, rząd udziela funduszowi "pożyczek". Tworzy się w ten sposób wrażenie, jakby FUS miał te pieniądze kiedyś zwrócić, co jest oczywistym nonsensem, ale... księgowo wszystko się zgadza. Dzięki takiemu zabiegowi zadłużenie państwa i deficyty budżetowe "łapią się" w limicie konstytucyjnym i unijnym.
Dopiero minister finansów Paweł Szałamacha skończył z tą iluzją. Od 2017 roku całość niedoboru środków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych jest pokryta z budżetu państwa w formie dotacji.
Prof. Gomułka dodaje, że przesuwanie pieniędzy w ramach budżetu nie jest jednak żadnym problemem. Skoro w jednym miejscu udało się zaoszczędzić, to w drugim można wydać więcej. - Budżet to worek, a w zasadzie kasa z pieniędzmi. Przerzucenie środków z jednej do drugiej przegródki nie jest żadnym problemem - mówi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl