Rząd chce umorzyć ponad 7 mld zł długu, który Fundusz Ubezpieczeń Społecznych ma względem budżetu państwa. Pożyczki udzielane z państwowej kasy do FUS są niczym więcej niż kreatywną księgowością.
FUS, z którego wypłacane są renty i emerytury, powstał 1 stycznia 1999 r. Od samego początku jego niedobory są "zasypywane" pieniędzmi z budżetu. De facto z naszych kieszeni. Mimo że co miesiąc każdemu pracownikowi państwo odbiera część pensji w postaci... składki na ubezpieczenie społeczne.
Część niezbędnych dla wypłacania świadczeń pieniędzy pochodzi z budżetowej dotacji. Czasem są to jednak... pożyczki, o których od chwili udzielenia wiadomo, że nie zostaną odzyskane. Wątpliwym jest, by jakikolwiek bank udzielił takiej pożyczki.
Kreatywna księgowość
- Udzielanie pożyczek zamiast przyznawania dotacji było kreatywną księgowością. Wiadomo, że FUS ma znaczny deficyt, który będzie się tylko powiększał. Jasnym jest, że nie uda się znaleźć pieniędzy na zwrot długu wobec budżetu – mówi nam Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Najnowszy pomysł na umorzenie "pożyczki" pojawił się w przyjętym przez rząd projekcie ustawy budżetowej na przyszyły rok. Ministrowie chcą "zapomnieć" o 7 mld 174 mln zł, które do 31 marca 2019 r. miały wrócić na rachunek państwa.
Pożyczamy, umarzamy i nic się nie zmienia
Jeśli budżet zostanie przyjęty przez parlament i podpisany przez prezydenta, 1 stycznia 2018 r. dług FUS wobec państwa wyniesie 0 zł. Równocześnie umorzenie w żaden sposób nie wpłynie na deficyt finansów publicznych. Płatność odbywa się między instytucjami, które są ich częścią, a jej bilans wynosi 0.
To jednak nie pierwszy tego typu przypadek. Z początkiem tego roku państwo dokonało podobnego ruchu - umorzyło FUS 39 mld złotych.
- Pierwsza taka sytuacja miała miejsce już na początku XXI wieku – wyjaśnia Kozłowski. Fundusz istnieje od 1 stycznia 1999 r.
Najnowsza odsłona księgowych sztuczek z FUS może być ostatnią. Rząd od pewnego czasu wszystkie brakujące w FUS środki przekazuje w formie dotacji.
- To jedna z pierwszych pozycji wpisywana do "excela" przy projektowaniu budżetu. Jeśli później dokonywane są cięcia, to raczej nie dotykają one emerytur - ocenia Kozłowski.
FUS wspomógł publiczne media
Co ciekawe, mimo chronicznych braków w FUS, to właśnie dobra sytuacja jego finansów pozwoliła na rządową autopoprawkę do budżetu, która przyznaje m.in. prawie miliard złotych mediom publicznym.
- Deficyt oczywiście jest, ale mniejszy niż zakładano - precyzuje Kozłowski.
Na poprawę wyników FUS wpłynęło m.in. spadające bezrobocie - większa liczba pracujących oznacza większą liczbę płatników składek oraz zwiększenie funduszu wynagrodzeń. Do systemu pieniądze zaczęło wpłacać także około 270 tys. obywateli Ukrainy pracujących w Polsce.
Szefowa resortu pracy Elżbieta Rafalska w Sejmie przypomniała, że zyski FUS w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku "były o 8 punktów procentowe wyższe niż przed rokiem". Jako przyczynę wskazała "działania porządkujące” rynek pracy - m.in. wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej, wzrost wynagrodzeń i "ozusowanie" umów zleceń.
Równocześnie przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego oraz starzejące się społeczeństwo nie pozwala przygotować optymistycznych prognoz na kolejne lata.
Wydolność FUS, a więc odsetek, w jakim z wpływów składowych finansowane są świadczenia, wzrosła z 60 proc. w 2013 r. do 79,1 proc. w pierwszym półroczu bieżącego roku (sytuacja nienotowana od 2001 r.). W znacznej mierze wynika to również z reformy Otwartych Funduszy Emerytalnych. Nacjonalizacja zgromadzonych tam środków doprowadziła do sytuacji, w której już nie 12, ale 19,5 proc. wynagrodzenia pracowników trafia do FUS.
Rządowa kroplówka
Aby obywatele regularnie otrzymywali emerytury, do FUS między 2000 a 2016 r. trafiło niemal 517 mld zł. Dla porównania: w 2016 r. do całej państwowej kasy wpłynęło 314, 6 mld zł.
Problemy wynikają nie tylko z demografii, ale również z braku konsekwencji polityków. Kolejne gabinety nie wdrażały bowiem zakładanych w chwili tworzenia systemu zmian. Co więcej, wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej informacjom o obowiązywaniu systemu emerytalnego stworzonego przez rząd Jerzego Buzka, nie funkcjonuje on w Polsce.
- System zdefiniowanej składki nie funkcjonuje w pełni. Skutki tej reformy będą odczuwalne, gdy wszystkimi emerytami będą osoby, które pracę zaczęły po 1999 r - wskazuje Kozłowski. Takich emerytów wciąż nie ma. Pierwszy z nich pojawi się teoretycznie w 2019 r.
Warunkiem otrzymania świadczenia jest bowiem udowodnienie, że kobieta przepracowała 20 lat ,a mężczyzna - 25. Obecni emeryci pobierają świadczenia w oparciu o poprzednim system, jeśli urodzili się przed 1949 r.,lub w systemie mieszanym, jeśli urodzili się później.