Najpierw podatek handlowy, później zakaz handlu, a na końcu tzw. podatek galeryjny. - Boli mnie, że nie ma woli zrozumienia, jak ten biznes funkcjonuje, choć okazji do rozmów jest sporo - mówi money.pl Radosław Knap, dyrektor generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych. Ostrzega, że w najbliższych latach galerii może być mniej lub istniejące nie będą remontowane. A wszystko przez podatki.
Uruchomione w 2001 r. w Sosnowcu centrum handlowe King Cross przyciągało tłumy. Na otwarciu pojawiło się 160 tys. ludzi. Ale przez lata galeria pustoszała. Zbudowana była z dala od centrum, oparta na hipermarkecie i dodatkowych sklepach. Gdy zniknął hipermarket, zniknęli klienci. Reszta liczyła straty.
W tej chwili galeria jest jedną z pierwszych, które upadły. Historię King Cross opisaliśmy tutaj. W sumie w Polsce jest 480 centrów i galerii handlowych. W ostatnim czasie otworzyło się nawet kilka nowych, m.in. we Wrocławiu. Były balony, prezenty, świetne okazje. Telewizory w promocji za śmieszne pieniądze, darmowe kosmetyki, a nawet bony na ubrania.
To się może jednak zmienić.
O co chodzi?
Branża przeczuwa, że w najbliższym czasie spektakularnych otwarć będzie na pewno mniej. Zamknięcia? Nie są wykluczone, chociaż niewielu właścicieli teraz dokłada do biznesu. Niebawem łatwo na pewno im nie będzie. Chętnie wskazują winnego - rząd PiS.
Nie jest tajemnicą, że w ciągu dwóch lat rządów ekipa przygotowała dla handlowców aż trzy uderzenia. Pierwszym był podatek handlowy. Został wprowadzony 1 września 2016 roku, ale jeszcze w tym samym miesiącu zakwestionowała go Komisja Europejska. I tak trwa do dziś. Zamiast tego pojawił się nowy pomysł - podatek od nieruchomości komercyjnych.
Nowy podatek, podobnie jak w przypadku handlowego, ma być wymierzony w zagraniczne podmioty, którym resort Mateusza Morawieckiego bardzo często zarzuca unikanie płacenia podatków. Stąd dolna granica wartości nieruchomości, od której nowa danina będzie obowiązywać. Ma to być 10 mln zł. W ciągu roku firmy zapłacą około 0,5 proc. wartości nieruchomości (miesięczny poziom zmieniał się od przedstawienia ustawy, wciąż może być nieznacznie inny). Nie jest zresztą tajemnicą, że największe galerie w Polsce są we władaniu właśnie podmiotów zagranicznych.
A to nie jest koniec. Wciąż trwa batalia o zakaz handlu w niedzielę. Połączenie tych spraw dla polskiego handlu może być ogromnym problemem.
Pierwszy kłopot? Polska Rada Centrów Handlowych ostrzega, że powinniśmy przywyknąć do wiekowych galerii handlowych. Ich właściciele będą z remontami po prostu czekali. Dlaczego? Bo od droższej galerii zapłacą wyższy podatek.
- Większość dużych obiektów handlowych w Polsce jest wiekowa. Deweloperzy planowali podnoszenie ich jakości, mieli inwestować. W momencie, gdy na horyzoncie pojawia się podatek minimalny od wartości nieruchomości komercyjnych, te plany zejdą na drugi tor - mówi money.pl Radosław Knap z Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Dodaje też, że w Europie podobne podatki po prostu nie istnieją. Polska byłaby więc pionierem. I jednocześnie znów ryzykuje interwencję Komisji Europejskiej.
- Ministerstwo Spraw Zagranicznych podnosiło ten problem. Wybiórcze traktowanie właścicieli nieruchomości i nakładanie na nich innych podatków może zostać uznane przez Brukselę za nielegalną pomoc publiczną - tłumaczy Knap.
Eksperci podatkowi w rozmowie z money.pl podkreślali, że Ministerstwo Finansów wprowadziło dostatecznie wiele nowych rozwiązań, które miały ukrócić praktyki unikania opodatkowania. Tłumaczyli też, że resort nie przedstawił dostatecznych dowodów, by stwierdzić, że galerie handlowe faktycznie unikają podatków. Resort pomysłu jednak nie porzucił. Proceduje go dalej.
Ale podatki to nie wszystko.
Ograniczenie handlu to niższe pensje?
Na froncie walki o handel trwa spór o ograniczenie handlu w niedzielę. Związkowcy z handlowej "Solidarności" argumentują, że pracownicy są przemęczeni i należy im się dzień wolny z rodzinami. Handlowcy odpowiadają, że można to zagwarantować bez zamykania placówek handlowych. Tłumaczą też, że większość pracowników może dowolnie modyfikować swoje grafiki. Na potwierdzenie wyciągają ankiety przeprowadzone przez instytucje badawcze.
Spór trwa. W tej chwili najbardziej prawdopodobna wydaje się opcja zamknięcia sklepów na dwie niedziele w miesiącu. Kolejne dwie byłyby otwarte. Wyjątki dotyczyłyby ograniczonego katalogu placówek - aptek, stacji benzynowych. O zakazie handlu szerzej pisaliśmy tutaj.
- Skutki zakazu handlu są bardzo proste do przewidzenia. Dotkną nie tylko sprzedawców. Wpłyną wprost na cały biznes zrzeszony w galeriach handlowych, czyli np. restauracje i kawiarnie. Jeden z właścicieli kawiarni na spotkaniu powiedział wprost, co się stanie z jego firmą. Niewypitej kawy z niedzieli nie uda mu się sprzedać w poniedziałek. Obrotów z niedzieli nie odrobi w inne dni tygodnia. Nie ma na to szans. Straci, będzie musiał zamknąć firmę, zwolnić pracowników - wyjaśnia Knap.
I dodaje, że to właśnie na barki usług i gastronomii spadnie spory ciężar zamknięcia handlu w niedzielę. Dlaczego? Bo te miejsca korzystają z obecnego tuż u boku handlu.
Knap zaznacza, że znikające pieniądze z branży handlowej na pewno przełożą się na wpływy do budżetu. Te moją maleć. Według raportu PwC przygotowanego na zlecenie Polskiej Rady Centrów Handlowych obroty spadną o 10 mld zł. Do tego zatrudnienie może stracić 30 tys. osób.
Ograniczenie handlu ma mieć też konsekwencje dla tymczasowych pracowników. PRCH przewiduje, że z pewnością z pracą pożegnają się studenci, którzy dorabiali podczas imprez organizowanych w galeriach. Imprez będzie mniej, bo kluczowy dla obrotu dzień odpada. Organizowanie ich w dni powszednie nie będzie opłacalne, bo się po prostu nie zwrócą.
Do tego branże takie jak: kurierska, magazynowa, spedycja i logistyka odczują spadek obrotów.
Jak zaznacza Knap, zniknie też presja płacowa. A to już dla pracowników handlu spory cios. Nie jest tajemnicą, że w tej branży ciągle brakuje rąk do pracy. To motywuje firmy do wykładania coraz większych pieniędzy na pensje.
- Można odnieść wrażenie, że zamknięcie sklepów w niedzielę to dla wszystkich idealne rozwiązanie. Firma nie musi szukać pracownika, pracownik nie idzie w niedzielę do pracy. Jest jednak inaczej, a o tym się rzadko mówi. Pracownika pensja przez długi czas będzie stać w miejscu. Nie będzie presji, by ją podnosić. Kto traci? Pracownik - argumentuje.
Knap przyznaje, że biznes handlowy jest od dłuższego czasu na świeczniku. A na pewno bardziej niż to było jakiś czas temu. - To co mnie boli we wszystkich omawianych aspektach, to brak chęci na zrozumienie, jak złożony jest handel i nieruchomości handlowe. To system naczyń połączonych. Nie da się wyłączyć jednego elementu bez wpływu na szereg innych. Na rynku działa wiele organizacji handlowych, bo ten rynek jest tak rozbudowany i rozłożony na różne podmioty. Mało który polityk ma ochotę zrozumieć te zależności - dodaje.