Polska powinna zwiększyć swoje udziały w systemie Galileo – uważa prezes Głównego Urzędu Miar. - My wpłaciliśmy 100 mln euro, a zwrot z tego mamy prawie zerowy – skarży się dr Włodzimierz Lewandowski, wskazując, że pieniądze przejmują głównie Francja i Niemcy. I dodaje: "to jest racja stanu." Tylko że polskie firmy nie są jeszcze na to gotowe.
Polska, jako członek Europejskiej Agencji Kosmicznej, współfinansuje stworzenie europejskiego systemu nawigacji satelitarnej Galileo, który ma być konkurencją dla amerykańskiego, wojskowego GPS.
Dotąd Polska zapłaciła ok. 100 mln euro składek na ten cel, jak wskazuje dr Włodzimierz Lewandowski – prezes Głównego Urzędu Miar w rozmowie z portalem Space24.pl. Podkreśla jednocześnie, że korzyści z tego są w tej chwili znikome.
- Te pieniądze nam się nie zwracają w formie kontraktów, co jest standardem. Pieniądze przejmują najwięksi gracze, cztery potęgi gospodarcze UE: Francja, Niemcy, Włochy, Wielka Brytania. Każdy z nich ma kontraktów co najmniej na miliard euro – wskazał dr Lewandowski.
- Francja wpłaca pięć razy więcej, bo ma pięć razy większą gospodarkę, a zwrotu ze składki ma 200 proc., czyli my finansujemy instytuty czy firmy we Francji, czy w Niemczech. To nie jest sytuacja normalna i powinniśmy sobie z nią jak najszybciej poradzić – powiedział prezes GUM.
Polacy powinni budować Galileo
Korzyści, jakie będzie miała Polska z finansowania Galileo, to możliwość użytkowania tego systemu. Zdaniem prezesa GUM to jednak za mało.
- Będziemy użytkownikami pasywnymi, będziemy kupować odbiorniki, rozwijać aplikacje, ale nie będziemy wśród twórców, operatorów i kontrolerów tego systemu. Dla mnie to jest nieakceptowalne podejście – powiedział dr Lewandowski.
Tymczasem, jego zdaniem, Polska jako duży kraj Unii Europejskiej - kraj, który ma ambicje i specyficzne położenie, powinna w tym programie uczestniczyć jako jeden z ważniejszych wykonawców i operatorów tego systemu.
Dlatego zdaniem dr Lewandowskiego, Polska powinna zwiększyć swój udział w tym projekcie. - To jest nasza racja stanu – podkreśla prezes.
Jak to zrobić? - Wszystkie instytucje państwowe i firmy powinny uznać Galileo za jeden z celów strategicznych. Główny Urząd Miar, którym kieruję, angażuje się już w przygotowanie do udziału - dodaje.
Dlaczego GUM? Bo system Galileo oparty jest na metrologii czasu, którą właśnie zajmuje się urząd.
Prezes Lewandowski zaczął już działać. Stworzył w urzędzie komórkę, której zadaniem jest monitorowanie, co dzieje się wokół projektu Galileo oraz monitorowanie informacji o ogłaszanych przez Europejska Agencję Kosmiczną konkursach na granty i kontrakty.
I choć przyznaje, że Polska dotąd nie miała wiele czasu na zaangażowanie się w Galileo – do Europejskiej Agencji Kosmicznej wstąpiliśmy w 2012 r. i dopiero wtedy zaczął rozwija się na dobre polski sektor kosmiczny – i tak powinniśmy zrobić więcej.
Czy rzeczywiście polskie firmy kosmiczne tracą okazję?
Na Galileo po prostu nie zdążyliśmy
- Rzeczywiście, polska wpłaca składki, ale te pieniądze nie wracają jeszcze bezpośrednio do polskich firm w postaci zleceń na budowę satelitów – przyznaje WP Money dr Grzegorz Brona, prezes firmy Creotech Instruments. Ta spółka z Piaseczna to jedna z najprężniej rozwijających się firm polskiego sektora kosmicznego.
Creotech został wyróżniony m.in. w rankingu Deliotte Technology Fast 50 jako jedna z najszybciej rozwijający się firm innowacyjnych technologicznie w Europie Środkowej. Ale nawet Creotech nie jest jeszcze gotowy, żeby uczestniczyć w tak wielkim projekcie, jak budowa europejskiego system nawigacji satelitarnej.
- Program Galileo jest bardzo skomplikowany, a budowane w jego ramach satelity niezwykle zaawansowane. Polski przemysł kosmiczny nie jest jeszcze gotowy, żeby w nim uczestniczyć na zasadach partnerskich. W najbliższym czasie możemy występować najwyżej jako podwykonawcy niewielkich elementów systemu – mówi prezes Brona.
- To dlatego, że polski przemysł kosmiczny rozwija się od niedawna i wciąż mamy dużo do nadrobienia w stosunku do zagranicznych koncernów, które rozwijają się już od kilkudziesięciu lat. Posiadają potężne zaplecze i infrastrukturę oraz potężne doświadczenie, a także silne poparcie kluczowych europejskich państw, które pośrednio lub bezpośrednio posiadają w nich udziały. Przykładem mogą być Airbus Defence and Space czy Thales Alenia Space - wyjaśnia.
Na program Galileo się po prostu nie załapaliśmy, bo Polska przystąpiła do Europejskie Agencji Kosmicznej już po tym, kiedy prace nad Galileo się rozpoczęły.
- Ale żywotność satelitów to kila-kilkanaście lat, więc żeby utrzymać ten system, w przyszłości będą powstawały kolejne i chcemy dążyć do tego, żeby z czasem włączyć się w ich budowę już jako integrator poszczególnych systemów – mówi Grzegorz Brona.
Polska zbudowała największe centrum danych w Europie
Polskie firmy co prawda nie uczestniczą bezpośrednio w budowie Galileo, ale uczestniczą w tworzeniu infrastruktury wykorzystywanej w innych europejskich programach satelitarnych.
Przykładem jest właśnie firma Creotech Instruments, która jako lider międzynarodowego konsorcjum w ubiegłym roku stworzyła potężne repozytorium danych satelitarnych finansowane ze środków Europejskiej Agencji Kosmicznej. Platforma EO Cloud to pierwsze tego typu rozwiązanie w Europie, które na bieżąco zbierał dane z licznych europejskich satelitów obserwacyjnych umieszczonych na orbicie i umożliwia użytkownikom ich przetwarzanie w chmurze obliczeniowej.
Repozytorium to dotąd największy projekt zlecony polskim firmom przez Europejska Agencję Kosmiczną. Jego wartość to 8 mln zł. Z informacji tam zebranych będą mogły korzystać jednostki naukowe, ale i komercyjne firmy. A jest z czego korzystać. Repozytorium gromadzi tak wielka ilość danych, że zadrukowane nimi kartki papieru stworzyłyby stos sięgający od Ziemi do Księżyca.
- Nasze kompetencje i zdolności angażowania się w coraz większe i bardziej skomplikowane projekty kosmiczne rosną szybko, ale dogonienie zagranicznej konkurencji to zadanie na lata. Dziś polskie firmy dopiero zyskują gotowość, żeby współtworzyć następne generacje satelitów systemu Galileo – podkreśla dr Grzegorz Brona.
W wyścigu są jeszcze Chińczycy i Rosjanie
Prace nad systemem Galileo nieco się opóźniają. Ostatnie kłopoty związane były z zegarami atomowymi –- dziesięć z nich uległo awarii.
System jednak ma być gotowy w 2020 r., wtedy na orbicie znajdzie się wszystkie 30 satelitów. Galileo jest konkurencją w stosunku do najpowszechniejszego obecnie na świecie amerykańskiego system GPS. Różnica jest taka, że Galileo ma być bardziej precyzyjny. Mierzy odległość z dokładnością do 1 cm, zarówno w wersji militarnej, jak i cywilnej. GPS w wersji militarnej ma dokładność do kilku centymetrów, zaś w wersji cywilnej – prawie 5 metrów.
W tym wyścigu startują też Chiny, które w 2020 r. planują uruchomić własny system nawigacji satelitarnej - BeiDou-3 (Wielka Niedźwiedzica-3). Składać się na niego ma 35 satelitów, a całkowity koszt to 8-10 mld dol.
Tym samym Chińczycy zbliżają się do Rosjan, którzy na swój system nawigacji GLONASS do 2020 r. planują wydać w sumie przeszło 10 mld dol. Na tym tle Europa jest oszczędna. Szacuje się, że koszt Galileo to 6 mld dol.
Według polskiej strategii kosmicznej, opracowanej przez Ministerstwo Rozwoju, do 2030 r. obroty krajowych firm z sektora kosmicznego mają sięgnąć co najmniej 3 proc. obrotów europejskich.
Kiedy Polska dołączała do Europejskiej Agencji Kosmicznej, w jej bazie zarejestrowało się ok. 40 polskich podmiotów. Po czterech latach, na koniec 2016 r., było ich ok. 380, z czego 50 z nich jest aktywna, co oznacza, że realizuje dziś kontrakty w dużych europejskich projektach jako podwykonawca.