Branża gastronomiczna nie wystraszyła się ostrzeżeń Ministerstwa Finansów i akcji skarbówki. Wiele lokali wciąż nielegalnie wystawia niefiskalne rachunki, unikając podatków. Firmy świadomie ryzykują wysokie kary, ale często oznacza to dla nich być albo nie być.
Jeden z modnych lokali w Warszawie. W porze lunchu jak zwykle panuje tu duży ruch, ale udaje nam się znaleźć wolny stolik. Zamawiamy żeberka, serek z grilla oraz trzy piwa. Nie ma czasu na długą posiadówę, dlatego dość szybko prosimy o rachunek. Kelnerka wraca z małą karteczką.
Już na pierwszy rzut oka coś jest nie tak. Wprawdzie zamówienie rozliczone jest jak należy, z rozbiciem na różne stawki podatku VAT, ale całość nie wygląda jak paragon fiskalny. W czym rzecz? Nie ma wyliczonych kwot podatku, a na górze znajduje się napis "rachunek wstępny". Już wszystko jasne.
Opis wizyty w jednym z lokali gastronomicznych dostaliśmy na dziejesie.wp.pl, ale nie jest to jednostkowy przypadek. Praktyka wystawiania paragonów kelnerskich, rachunków wstępnych, a nawet wypisanych odręcznie nadal jest rozpowszechniona.
Wielu klientów nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego, przyjmując, że w taki sposób normalnie funkcjonują lokale gastronomiczne. Nic bardziej mylnego. Paragon kelnerski może służyć do rozliczania pracowników przez właściciela lokalu, ale klient zawsze powinien dostać paragon fiskalny.
Brutto staje się netto
Powód takiego działania lokali gastronomicznych jest bardzo prosty - wystawiając różnego rodzaju "zamienniki" paragonu fiskalnego firma nie nabija transakcji na kasę, a w efekcie nie powstaje obowiązek podatkowy. Innymi słowy, cała kwota brutto z rachunku trafia do kieszeni przedsiębiorcy.
To nie tylko uderza w interesy państwa, które traci wpływy podatkowe, ale także stanowi nieuczciwą konkurencję wobec firm, które działają rzetelnie.
Taka praktyka jest znana od lat, od dłuższego czasu jest przez fiskusa piętnowana. Służby skarbowe prowadzą zarówno akcje uświadamiające klientów lokali gastronomicznych, jak i kontrole podatkowe u przedsiębiorców.
Niemal równo rok temu Ministerstwo Finansów opublikowało komunikat, w którym jasno sformułowało ostrzeżenie przed konsekwencjami wydawania rachunku lub paragonu kelnerskiego zamiast paragonu fiskalnego.
"Ministerstwo Finansów przypomina, że wydanie paragonu jest obowiązkiem kelnera i nie jest uzależnione od prośby klienta ani od tego, czy klient podejdzie odebrać paragon. Paragon ma być klientowi wręczony, a więc w szczególności przyniesiony do stolika, przy którym klient siedzi" - wyjaśnił resort.
MF ostrzegło, że dokonanie sprzedaży z pominięciem kasy fiskalnej lub niewydanie paragonu wiąże się z odpowiedzialnością karną skarbową. Grozi za to grzywna od 200 zł do 4 tys. zł. Co istotne, ukarany może zostać nie tylko właściciel firmy, ale każda osoba odpowiedzialna za ewidencjonowanie transakcji, czyli także kelner czy barman.
Rosnące koszty prowadzenia działalności gospodarczej
Dlaczego firmy nie przejęły się takimi ostrzeżeniami? Łukasz Czucharski, ekspert prawa podatkowego Pracodawców RP, wskazuje, że częścią przedsiębiorców może kierować zwykła chęć zwiększenia zysków, ale niektórzy posuwają się do tego typu rozwiązań z uwagi na niską rentowność ich biznesu.
- Nie ulega wątpliwości, że koszty prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce są wysokie i przedsiębiorcy poszukują różnych rozwiązań, aby zaoszczędzić - mówi money.pl. - Trzeba jednak pamiętać, że nieewidencjonowanie transakcji na kasach fiskalnych stanowi uchylanie się od opodatkowania, co jest zakazane i w żaden sposób nie zasługuje na akceptację - zaznacza.
Ekspert zwraca uwagę, że "duża skala tego zjawiska powinna dać do myślenia rządzącym, czy przypadkiem tego typu naruszenia nie są przynajmniej w części spowodowane agresywną polityką fiskalną i zwiększającymi się kosztami prowadzenia działalności".
Z kolei Mariusz Korzeb, doradca podatkowy i wiceprzewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, w komentarzu dla money.pl wskazuje na wysokie koszty najmu nieruchomości oraz na aktualną sytuację na rynku pracy, która wymusza zwiększanie wynagrodzeń pracowników.
- Nie można nie wspomnieć również o działaniach uszczelniających, które w ostatnim czasie stały się priorytetem resortu finansów - mówi ekspert. - Część z tych działań powoduje, że pod pretekstem uszczelniania systemu podatkowego i walki z oszustwami, pomimo pozostawienia stawek PIT i CIT na dotychczasowym poziomie realne koszty prowadzenia działalności znacznie wzrastają - zwraca uwagę.
Korzeb zaznacza, że pokusą dla właścicieli restauracji często jest to, że tego typu działanie jest trudne do wykrycia przez organy skarbowe. - Oczywiście takich naruszeń nie można usprawiedliwiać - podkreśla. - Należy się jednak zastanowić nad rozwiązaniami, które obniżą koszty prowadzenia działalności gospodarczej, jak również zachęcą restauratorów do rzetelnego wywiązywania się z obowiązków publicznoprawnych - apeluje.
Ministerstwo Finansów zmienia interpretację
Istotny wzrost kosztów prowadzenia działalności w przypadku wielu lokali nastąpił po wprowadzeniu godzinowej stawki minimalnej w połowie 2016 roku. W ten sposób z dnia na dzień wzrosły ich koszty zatrudnienia pracowników, a duża część działających na bardzo konkurencyjnym rynku firm nie mogło zrekompensować sobie wzrostu kosztów działalności podwyżką cen.
Płaca minimalna uderzyła głównie w firmy działające tam, gdzie obowiązywały niższe stawki, ale wzrost płac nastąpił także z przyczyn rynkowych - spadające bezrobocie i wzrastający niedobór pracowników w wielu sektorach spowodował wzrost płac niezależnie od wprowadzenia ustawowej stawki minimalnej.
Na bilans wielu lokali gastronomicznych negatywny wpływ w ostatnich latach miały też działania Ministerstwa Finansów. Niemal w tym samym czasie, gdy wprowadzano godzinową stawkę minimalną, minister finansów wydał interpretację ogólną, w której orzekł, że fast foody muszą stosować stawkę 8 proc., a nie 5 proc., jak dotychczas.
Od 2011 r. stawkę 5 proc. powszechnie stosowały fast foody w całej Polsce. Zgodnie z prawem podatkowym stawkę 5 proc. stosuje się w przypadku dostawy żywności, natomiast jeśli przedsiębiorca świadczy usługę gastronomiczną, trzeba zapłacić 8 proc. VAT-u. Poprawność stosowania stawki 5 proc. potwierdzały nie tylko setki wydawanych przez fiskusa interpretacji indywidualnych, a także stanowisko Ministerstwa Finansów.
Firmy, które za radą ekspertów podatkowych uznały, że interpretacja ogólna nie ma mocy unieważnienia interpretacji indywidualnych, nadal stosowały stawkę 5 proc. W kwietniu tego roku spotkała je przykra niespodzianka, gdy Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że rację miał minister finansów. Efekt? Fast foody, które upierały się przy stawce 5 proc. pomimo stanowiska MF, nie tylko muszą przeprogramować swoje kasy fiskalne na wyższą stawkę, ale także dopłacić brakujące 3 proc. podatku za cały okres stosowania niższej stawki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl