Rosyjski prezydent rozmawiał telefonicznie z przywódcami Serbii i Węgier na temat współpracy energetycznej po rezygnacji przez Moskwę budowy gazociągu South Stream.
Decyzję o rezygnacji z gazociągu omijającego Ukrainę, a prowadzącego z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii, Putin ogłosił w poniedziałek podczas wizyty w Turcji.
Tłumaczył, że w obecnych warunkach Rosja nie może realizować projektu South Stream, m.in. dlatego, że dotychczas nie uzyskała zezwolenia od Bułgarii na wejście z budową do strefy ekonomicznej tego kraju. Przypomniał też niechętne stanowisko Unii Europejskiej dla gazociągu. Komisja Europejska uważała, że porozumienia międzyrządowe państw uczestniczących w realizacji projektu dają nadmierne prawa Gazpromowi.
Premier Serbii Aleksandar Vuczić nazwał decyzję Rosji "złą wiadomością". Uważa on, że w jej wyniku najbardziej stracą Serbia i Węgry.
Z kolei szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto zapowiedział, że jego kraj będzie musiał poszukać nowych źródeł dostaw gazu.
Rosyjski prezydent zapowiedział, że zamiast gazociągu South Stream do Bułgarii przez Morze Czarne do Turcji, a następnie do granicy z Grecją, zostanie ułożona magistrala o takiej samej mocy przesyłowej, tj. 63 mld metrów sześciennych rocznie.
Nowy gazociąg przez Morze Czarne zacznie swój bieg w tłoczni Russkaja koło Anapy, w Kraju Krasnodarskim, czyli w tym samym miejscu, gdzie miał się zaczynać South Stream.
Czytaj więcej w Money.pl