Sztokholmski trybunał nakazał Gazpromowi wypłacić Naftohazowi 4,63 mld dol. odszkodowania za ograniczanie dostaw oraz tranzytu błękitnego paliwa między 2009 a 2017 r. To kolejne rozstrzygnięcie sporu między tymi dwoma koncernami. W poprzednim - niekorzystnym - dla Ukraińców orzeczeniu znalazł się nakaz wypłacenia Rosjanom ponad 2 mld dol. Ostateczny rachunek między firmami zamyka się w kwocie 2,56 mld dol., które należą się Naftohazowi.
Ponadto Trybunał Arbitrażowy w kolejnych wyrokach nie przychylił się jednak do wszystkich żądań Naftohazu, który chciał wymusić zmianę warunków umowy na zakup gazu oraz tranzyt rosyjskiego paliwa na zachód przez terytorium Ukrainy - donosi "Kyiv Post"
Ukraińsko-rosyjska batalia prawna zaczęła się w 2014 r., a łączna wartość żądań obu stron przekraczała 100 mld dol., co było jedną z najwyższych, jeśli nie najwyższą kwotą w historii trybunału.
Już po ogłoszeniu wyroku prezes ukraińskiego koncernu Andrij Kobolew zapowiedział, że zwróci się do Gazpromu o ponowne podjęcie negocjacji w sprawie warunków kontraktu. To o tyle ciekawe, że Moskwa robi wszystko, by móc eksportować swój surowiec do Europy z pominięciem terytorium Ukrainy. Obecny kontrakt wygasa bowiem w 2019 r. – tym samym, gdy zgodnie z planem zakończone mają być prace nad turecko-rosyjskim gazociągiem. Wydaje się, że nierealnym będzie zakończenie zaplanowanej na tej sam rok budowy Nord Stream 2.
Gazprom już po wydaniu wyroku Trybunału Arbitrażowego poinformował, że nie zgadza się z nim. W oficjalnym oświadczeniu stwierdzono, że arbitrzy uzasadnili swoją decyzję zupełnie inaczej niż w orzeczeniu korzystnym dla Rosjan. Ukraina nie zamierza jednak oglądać się na rosyjskie żale. Szef MSZ naszego wschodniego sąsiada Pawło Klimkin zapowiedział utworzenie specjalnej grupy komorników, którzy będą występować o zajmowanie europejskich aktywów koncernu.
To jednak niejedyny spór prawny między tymi dwoma firmami.