Ambasador Georgette Mosbacher jest na ustach całej Polski za sprawą listu w obronie TVN. Komentatorów jej działania nie dziwią - w końcu ma pilnować interesów amerykańskich firm. Na tym zna się jak mało kto - przez lata pracowała w biznesie. Mniej znany jest epizod pisarki.
- Powiedziałem prezesowi Kaczyńskiemu, że ona jest tu głównie dla obrony biznesowych interesów amerykańskich firm. I na pierwszym jej spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim sama Mosbacher powtórzyła mu dokładnie to samo - mówił Wirtualnej Polsce informator z otoczenia władz PiS.
Czytaj też: List ambasador USA do rządu. Morawiecki i Duda zignorują Mosbacher. "To nie jest ten poziom"
List Mosbacher do premiera Morawieckiego w obronie TVN nie zdziwił nikogo, kto zna panią ambasador. Gdy we wrześniu przybyła do Warszawy, spodziewano się, że skupi się przede wszystkim na dbaniu o interesy firm z USA. Bo na biznesie zna się doskonale. Na polityce trochę mniej. Nigdy nie zajmowała publicznego stanowiska, choć Partię Republikańską wspiera od kilkudziesięciu lat, a jej trzeci mąż był sekretarzem handlu w gabinecie George'a H.W. Busha.
"Amerykański sen" Georgette Mosbacher
Powiedzieć, że Mosbacher zrealizowała karierę od pucybuta do milionera, byłoby sporą przesadą. Jednak Mosbacher miała trudne dzieciństwo, a udało jej się trafić na biznesowy szczyt i nowojorskie oraz waszyngtońskie salony. Jej ojciec zmarł w wypadku samochodowym, gdy miała 12 lat. Na nią w dużej mierze spadł obowiązek opieki nad trójką rodzeństwa.
Początkowo nic nie zapowiadało biznesowej kariery - ukończyła pedagogikę i pracowała w reklamie. W 1987 r. zadziwiła jednak biznesowy świat, przejmując szwajcarską firmę kosmetyczną La Prairie, która była właścicielem takich marek jak Revlon czy Estee Lauder.
Na przejęcie firmy chrapkę miały wielkie międzynarodowe koncerny - m.in. Estee Lauder oraz Avon. Dlaczego udało się to niezbyt doświadczonej w biznesie Mosbacher? Złośliwi dopatrywali się protekcji męża, wpływowego przedsiębiorcy Roberta Mosbachera, późniejszego sekretarza handlu w gabinecie George'a Busha seniora.
Jednak przyszła ambasador szybko wprawiła świat w osłupienie po raz drugi. Jako prezes firmy radziła sobie tak dobrze, że udało jej się wyprowadzić na prostą szwajcarską firmę, która kilka lat wcześniej była na krawędzi upadku. Następnie, po czterech latach, sprzedała ją z zyskiem niemieckiemu gigantowi Beiersdorf. Sama Mosbacher zajęła się działalnością konsultingową oraz zarządzaniem innym koncernem kosmetycznym - Borghese. Oraz pisaniem książek.
"Kobieca siła". Mosbacher chciała przełamać stereotypy
W latach 80., nawet w USA, kobieta na czele dużej firmy wciąż była rzadkością. Przyszła ambasador postanowiła więc dodać kobietom sił, by walczyły o biznesowe kariery. Efektem są dwie poradnikowe książki. Pierwsza, "Kobieca siła", ukazała się w 1993 r. Opowiadała w niej swoją historię - "dziewczyny z klasy pracującej z Indiany, która doszła do stanowiska prezesa i przetrwała wyniszczające małżeństwo". Przede wszystkim jednak radziła kobietom, jak "osiągnąć finansowy sukces nie rezygnując ze swojej kobiecości".
Kolejna pozycja, "It takes money, honey" była już poradnikiem "jak uzyskać finansową niezależność". Żadna z tych książek do tej pory nie została przełożona na polski, choć w swojej ojczyźnie poradniki dostały całkiem niezłe recenzje.
Feministka wspiera Trumpa. "Robi to, co ma być zrobione"
Ponoć przyjaźń Mosbacher i Trumpa trwa już kilkadziesiąt lat. Podczas kampanii prezydenckiej w 2016 została jednak wystawiona na próbę. To wtedy wyciekły archiwalne taśmy, na których ówczesny kandydat na prezydenta w niezbyt wybredny sposób wypowiada się o kobietach.
Niewielu nagrania się spodobały, a już na pewno nie zdeklarowanym feministkom. Tu jednak Mosbacher była wyjątkiem - od razu udzieliła wywiadów, w których nazwała go "porządnym człowiekiem". - Zachowanie Donalda Trumpa polega na tym, że robi to, co powinno zostać zrobione. To powinno być nowym standardem. Myślę, że to czas, by zerwać ze standardowym protokołem i skupić się na tym, co służy naszemu krajowi. Powinniśmy przedefiniować to, co uznajemy za "prezydenckie" - i oceniać to po twardych rezultatach - pisała z kolei rok później w "Washington Times".
Mosbacher wspierała jednak partię Trumpa nie tylko słowem, ale i pieniędzmi. Według serwisu Center for Responsive Politics Mosbacher przez wszystkie lata przeznaczyła na kandydatów Partii Republikańskiej ponad pół miliona dolarów dotacji.
Gabinet Trumpa murem za ambasador
List ambasador do premiera Morawieckiego wywołał sporo kontrowersji, choć przede wszystkim na prawej stronie polskiej sceny politycznej. Krytykowano to, że ambasador recenzuje pracę ministra spraw wewnętrznych, ale i że broni nielubianej na prawicy stacji TVN. Wytykano też pani ambasador literówki - jedna z nich znalazła się nawet w nazwisku Morawieckiego.
Departament Stanu jednak stoi murem za Mosbacher. - Ambasador dobrze reprezentuje rząd Stanów Zjednoczonych w Polsce - powiedziała jego rzeczniczka.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl