Biały Dom wydaje komunikat, a w całym kraju wybucha gigantyczna afera. Wszystko jest pokłosiem skandalu, którego dopuścił się w Stanach Zjednoczonych niemiecki producent samochodów Volkswagen. Firma manipulowała danymi na temat emisji spalin aut z silnikiem diesla przeznaczonych na amerykański rynek. Teraz kontrolę zapowiadają kolejne kraje. A we wtorek VW przyznaje - problem dotyczy nawet 11 mln aut. To koniec wielkiego koncernu?
We wtorek kontrolę zapowiedziały władze Korei Południowej. Koreańczycy zbadają poziomy emisji dwóch modeli z silnikami diesla Volkswagena i jednego wyprodukowanego przez Audi. W przypadku wykrycia nieprawidłowości kontroli poddane zostaną wszystkie niemiecki auta - podał Seul.
Szacuje się, że skontrolowanych będzie 4-5 tys. samochodów, wśród których będą modele Volkswagena - Jetta i Golf, a także A3 Audi. Sprawdzane samochody zostały wyprodukowane w latach 2014-2015 - poinformował przedstawiciel południowokoreańskiego ministerstwa ochrony środowiska.
- Jeżeli władze Korei Południowej wykryją jakiekolwiek nieprawidłowości w samochodach z silnikiem diesla koncernu VW, wtedy kontrolą mogą zostać objęte wszystkie niemieckie samochody z silnikami na olej napędowy - podkreślił przedstawiciel resortu w rozmowie z agencją Reutera.
Zapowiedzi władz w Seulu nie skomentował koncern Volkswagena. Lokalni analitycy prognozują, że skandal wokół niemieckiego koncernu, w skład którego wchodzi też Audi, odbije się na wynikach sprzedaży niemieckiej firmy na terytorium Korei Południowej. Zyskają natomiast na tym krajowi producenci.
- Klienci z Korei Południowej są bardzo wrażliwi na takie doniesienia, a ostatnie wiadomości z USA będą mieć wpływ na rynek samochodów z importu - ocenił Suh Sung-mun z Korea Investment & Securities.
Od 2011 roku odnotowywano w Korei Południowej stopniowy wzrost zainteresowania niemieckimi samochodami. W pierwszych ośmiu miesiącach br. import z Niemiec wzrósł o ponad 18 proc. do poziomu 4,5 mld dolarów. Samochody z silnikami diesla stanowiły 68 proc. wszystkich aut sprowadzonych do kraju w pierwszej połowie 2015 roku.
We wtorek koncern przyznał, powołując się na wewnętrzne kontrole, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Wydano w tej sprawie oświadczenie z informacją, że w pojazdach z silnikiem typu EA 189 stwierdzono "rzucającą się w oczy różnicę między wartościami (emisji spalin) na stanowiskach kontrolnych a wartościami podczas rzeczywistej eksploatacji".
Volkswagen ujawnił, że w skali światowej dotyczy to około 11 milionów jego pojazdów. Podkreślono, że chodzi wyłącznie o samochody z tymi silnikami.
W USA, gdzie oprogramowanie zakwestionowane przez EPA zainstalowano w niespełna 500 tys. samochodów Volkswagena, koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów.
Prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.
Sprawę bada amerykański resort sprawiedliwości. Zaniepokojenie doniesieniami o tej manipulacji wyraził Biały Dom. Rząd Niemiec zarządził sprawdzenie samochodów VW.
Minister transportu Niemiec Alexander Dobrindt zarządził sprawdzenie pojazdów Volkswagena, podkreślając, że mają się tym niezwłocznie zająć niezależni biegli.
Szef Volkswagena Martin Winterkorn poinformował w niedzielę o zarządzeniu zewnętrznego śledztwa w związku z oskarżeniami EPA. Wydał oświadczenie, w którym podkreślił: "Osobiście głęboko ubolewam nad tym, że nadużyliśmy zaufania naszych klientów i opinii publicznej".
Pokpili sprawę
Szef amerykańskiego oddziału niemieckiego koncernu Volkswagen Michael Horn zapowiedział, że firma zrobi wszystko, aby odzyskać zaufanie klientów. Horn zwrócił też uwagę, że w kwestii afery dotyczącej pomiaru spalin koncern "pokpił sprawę". W ten sposób skomentował sytuację firmy podczas prezentacji w Nowym Jorku najnowszego modelu Passata.
Podczas prezentacji podkreślał zalety systemów bezpieczeństwa zastosowane w samochodzie, jednak nie odniósł się do montowanego w tym modelu silnika diesla. Wcześniej producent reklamował tę jednostkę napędową jako "czystą" dla środowiska. - Nie uważam, żeby w długim okresie nas to dotknęło - ocenił Horn podczas uroczystości w Nowym Jork.
Koncern czeka sroga kara?
Federalna Agencja Ochrony Środowiska USA (EPA) zarzuciła Volkswagenowi, że używał specjalnego oprogramowania, by manipulować pomiarem zawartości szkodliwych substancji w spalinach. EPA mówi o złamaniu ustawy o ochronie klimatu (Clean Air Act) i wskazuje, że na producencie spoczywa obowiązek usunięcia zakwestionowanego rozwiązania z ok. 482 tys. samochodów marki Volkswagen i jednego z modeli Audi.
Zakwestionowane przez EPA oprogramowanie ma umożliwiać uaktywnianie systemu ograniczania emisji spalin tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznaczałoby to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.
Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015.
Teoretycznie Volkswagenowi mogłyby grozić kary w wysokości do 37,5 tys. dolarów za każdy zakwestionowany samochód, czyli w sumie ponad 18 mld USD. Akcje koncernu Volkswagen spadły w poniedziałek o ponad jedną piątą w następstwie ujawnienia skandalu.