Bank Światowy obniżył prognozy dla globalnej gospodarki w tym roku. Według instytucji skurczy się on o ok. _ 3 procent _. To wyraźne osłabienie oczekiwań ekonomistów, którzy w marcu spodziewali się spadku o 1,7 procent.
Główną przyczyną zmiany zapatrywania się na globalną gospodarkę są kraje rozwijające się, czyli de facto - te biedniejsze. Bank przewiduje, że biedne kraje będą miały największe kłopoty z kryzysem, przede wszystkim z pozyskiwaniem kapitału.
Według szefa instytucji Roberta Zoellicka kraje te będą potrzebować tylko w tym roku od 350 do 659 mld dolarów finansowania.
Na nieszczęście Polski słowa prezesa Banku Światowego najwyraźniej ostatnio widać chyba w naszym regionie - przykłady Łotwy czy Ukrainy dobitnie to potwierdzają. Nasz pech polega na tym, że globalni inwestorzy mogą postrzegać Polskę i kraje ościenne jako jeden koszyk. Wycofując więc swoje kapitały z regionu, sprawią także kłopoty nam - przede wszystkim złotemu.
Tak może się zdarzyć pomimo tego, że w porównaniu do najnowszych prognoz Banku Światowego, polska gospodarka będzie radzić sobie nadzwyczaj dobrze.
Jest jednak pewne _ światełko w tunelu _ - wciąż o wiele bardziej optymistyczne prognozy ma inna globalna instytucja - Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF). Według niego światowa gospodarka skurczy się o 1,3 procent.
Póki co jednak inwestorzy bardziej zdają się wierzyć w bardziej pesymistyczną wersję. Spadają indeksy na całym świecie, także na GPW. I to pomimo tego, że np. indeks Ifo - mierzący nastroje niemieckich przedsiębiorców - wzrósł do najwyższego poziomu od listopada 2008 roku.
Złe wiadomości ze światowej gospodarki mogą być powodem krótkiej korekty na rynkach akcji, na którą przecież wielu inwestorów czeka już od miesiąca.