Dotychczasowy bezpłatny limit w przypadku Google Maps dla serwisów wynosił 750 tys zapytań. W połowie czerwca jednak prezes serwisu Gdzie po lek, Maciej Jakubczyk, dostał maila od amerykańskiej firmy. Była w nim co prawda zapowiedź zmian, ale bez konkretów. Polska aplikacja została nazwana przez przedstawicieli Google'a też "cenionym klientem". Szczegóły Jakubczyk usłyszał podczas telekonferencji. I okazało się, że podwyżki są gigantyczne.
Czytaj też: *Konto google - Jak usunąć konto google z telefonu? *
- Usłyszeliśmy, że już w połowie lipca wchodzi nowy cennik za korzystanie z Google Maps. Dotychczasowy bezpłatny limit wyniósł 750 tys. zapytań miał się zmienić w 28 tys.miesięcznie, a to niemal 30 razy mniej. Zmieniły się też same stawki. Dotychczasowe 0,5 dol. za płatne użycie zmieniło natomiast w 7 dol lub 5.60 dol przy większej liczbie odsłon - mówi w rozmowie z money.pl szef aplikacji. Podczas telekonferencji nie było też mowy o żadnych rabatach, choć o nich wspominano we wcześniejszych mailach.
Dlatego, jak wyjaśnia nam Jakubczyk, jego start up zdecydował się porzucić Google Maps i korzystać z alternatywnej aplikacji MapTiler. Ona też nie jest darmowa, ale cennik prezentuje się lepiej niż ten zmieniony od Google'a.
Poza rezygnacją z Maps, Jakubczyk ma i inne refleksje. - Nie warto uzależniać się od jednej firmy, takiej jak Google. Trzeba mieć zawsze plan B. Bo zawsze taka firma może uznać, że usługa nagle przestaje być darmowa. Niemal każdy start up polega obecnie na innym narzędziu Google'a - Analytics. Pozwala ono monitorować ruch na stronie. Co, jeśli Google w ten sam sposób co z mapami uzna, że limit na darmowe korzystanie z niego będzie dramatycznie obniżony? - pyta w rozmowie z money.pl Maciej Jakubczyk.
Serwis Gdzie po lek powstał w połowie 2015 r. Obecnie ma ok. pół miliona wizyt miesięcznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl