Według najnowszych badań niektórych surowców na lądzie może zabraknąć już za kilkadziesiąt lat. Przyszłością jest więc górnictwo podwodne, które dla niektórych krajów może być prawdziwą żyłą złota. - Mowa tu przede wszystkim o małych państewkach, które powstały w ostatnich 20 latach na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku - mówi money.pl prof. Krzysztof Szamałek z Państwowego Instytutu Geologicznego. A swoje może zarobić również Polska, dzięki bogatym złożom na dnie Bałtyku.
Jakub Ceglarz, money.pl: W ostatnich latach ciągle słyszymy, że surowce na lądzie są na wykończeniu. Kiedy więc nam ich zabraknie?
Prof. Krzysztof Szamałek, Państwowy Instytut Geologiczny: Na takie pytanie nikt panu nie odpowie precyzyjnie. Z "wystarczalnością" surowców jest tak samo jak w tym powiedzeniu o horyzoncie: im bardziej się do niego zbliżasz, tym odleglejszy się on wydaje.
Ale jaki to jest horyzont czasowy? Bardziej 10, 100 czy 1000 lat?
W połowie ubiegłego stulecia przeprowadzono badania, które oparto na tzw. "zużywalności statycznej". Wszystkie udokumentowane złoża podzielono przez średnie roczne wydobycie i okazało się, że na przykład ropa naftowa i gaz ziemny powinny się skończyć za około 50-60 lat.
Czyli dziś tych surowców powinno nie być.
No właśnie. Ale gdy do podobnych statystyk sięgniemy teraz, to okaże się, że jednak mamy jeszcze zasobów na kolejne 60-80 lat.
Jak można było się tak pomylić?
Wszystkiego nie da się przewidzieć. Granica została mocno przesunięta ze względu chociażby na odkrycie nowych złóż surowca, ale nie tylko.
Proszę pamiętać, że nauka i technologia również się rozwinęły. To pozwala zagospodarować złoża, które jeszcze niedawno wydawały się bezużyteczne. Kiedyś eksploatowaliśmy na przykład rudy, w których zawartość surowca wynosiła przynajmniej 2 proc. Dziś jesteśmy w stanie to zrobić już przy poziomie 0,5 proc. A złóż o mniejszej zawartości jest znacznie więcej niż tych bogatszych.
Do tego dochodzą przypadki, w których wydobycie okazywało się kilkadziesiąt lat temu ekonomicznie nieopłacalne, a dziś technologia jest na tyle zaawansowana, że można do nich wrócić i zagospodarować.
Skoro tak, to może górnictwo podwodne wcale nie jest przyszłością? Technologia i nauka nadal będą się rozwijać, więc za kilka lat możemy wykorzystywać złoża, o których nam się dzisiaj nawet nie śni.
Ależ oczywiście, że wydobycie z dna mórz i oceanów jest przyszłością, ale na to potrzeba czasu.
To kiedy będziemy mogli mówić o wykorzystaniu tej metody na szerszą skalę? Jesteśmy na to przygotowani technologicznie?
Na ten problem trzeba patrzeć szerzej, nie tylko przez pryzmat technologii. Ja w swoich publikacjach biorę pod uwagę aż sześć takich czynników, które muszą być spełnione, by wydobycie z dna oceanu na skalę przemysłową było możliwe. Oprócz technologicznego jest wśród nich również czynnik prawny, górniczy, środowiskowy, ekonomiczny i geologiczny.
I okazuje się, że najlepiej jest w kwestii prawnej. Międzynarodowe traktaty jasno precyzują kwestie wydobycia podwodnego i nie ma tu większej filozofii. W około połowie spełnione są również przesłanki natury górniczej, technologicznej i środowiskowej. Najgorzej jest w aspekcie ekonomicznym i geologicznym. Ceny metali i innych surowców są bardzo niskie, dlatego nikomu nie opłaca się w tej chwili uruchamiać kosztownego wydobycia podwodnego.
Na kolejnej stronie dowiesz się, które kraje najbardziej zyskają na "podwodnym górnictwie"
Na ile droższe jest takie wydobycie od tego konwencjonalnego, na lądzie?
Są różne szacunki dotyczące kosztów, bo to zależy od rodzaju surowców. Generalnie jednak na etapie badań, eksploatacji czy poszukiwania możemy mówić o przebitce rzędu przynajmniej 50-60 procent. A czasem i więcej, bo mówimy przecież o złożach zlokalizowanych na bardzo dużej głębokości, sięgającej nawet 5 tysięcy metrów.
A czynnik geologiczny? Co z nim jest nie tak?
Cały czas wiemy za mało na temat tego, co znajduje się pod ziemią, bo nadal nie uwzględniamy skali światowego oceanu, który pokrywa przecież 3/4 kuli ziemskiej. Wszystkie dotychczasowe badania, mimo że coraz bardziej intensywne i lepiej finansowane, wciąż nie dają nam pełni wiedzy na temat tego, co możemy w przyszłości zagospodarować lub gdzie mogą występować złoża.
Jako przykład możemy tu podać odkrycie sprzed 2 czy 3 lat, gdy właśnie pod wodą odkryto megawulkan o podstawie 600 na 300 kilometrów. I przez tyle lat był on przez nikogo niezauważony. To tylko świadczy o tym, o jak wielu interesujących rzeczach nie mamy jeszcze pojęcia.
Wróćmy do horyzontu czasowego. Kiedy możemy się spodziewać wydobycia morskiego na szerszą skalę?
Tak jak mówiłem, na to pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie, że na przykład za 35 lat będziemy już eksploatować wszystkie złoża z dna morskiego. Równie dobrze może się to zacząć już za 10 lat, gdy ceny metali będą bardzo wysokie, a gospodarka będzie żądała nowych surowców.
Wiele też zależy od rodzaju kopaliny, którą chcemy wydobywać. Moim zdaniem, w przypadku siarczków polimetalicznych, z których da się wyodrębnić na przykład miedź, może to już być perspektywa 5-10 lat, a jeśli chodzi o konkrecje polimetaliczne czy naskorupienia kobaltonośne - 10-20 lat.
Z kolei ropę wydobywamy przecież już dzisiaj, a inne - iły czy gazohydraty to bardzo trudno przewidzieć. To jednak tylko potwierdza, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, ale z pewnością górnictwo podwodne to przyszłość dla światowej gospodarki.
A jak rozdzielić te podwodne złoża? Skąd wiadomo, do którego państwa one należą?
Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza jasno precyzuje przynależność poszczególnych stref morskich. To, co znajduje się do 12 mil morskich od linii brzegowej to tzw. morze terytorialne, przynależy do danego państwa jako jego terytorium.
Kolejne 12 mil morskich to tzw. strefa przyległa, która nie jest już częścią terytorium, ale państwo ma na nim szeroką autonomię - wydaje zgody na położenie gazociągów, przeprowadzanie badań geologicznych itp.
Z kolei obszar do 200 mil morskich to wewnętrzna strefa ekonomiczna, w której państwo wydaje zgody na połowy, czy właśnie wydobycie surowców. Reszta to tzw. "wspólne dziedzictwo ludzkości", pozostające w jurysdykcji Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego (z ang. International Seabed Authority - red.), utworzonej przy ONZ.
Ale złoża czasami mogą być na środku Oceanu Spokojnego, gdzie w promieniu kilku tysięcy mil morskich nie ma żadnego państwa. Kto może je wydobywać?
Ten, kto dogada się z ISA. Każdy, kto chce eksploatować podwodne złoża musi zwrócić się z wnioskiem do tej organizacji i dopiero po wydaniu pozwolenia, można rozpocząć badania, z których również trzeba się rozliczyć z ISA. Dopiero później organizacja wydaje ewentualną zgodę na wydobycie. Wnioskodawcą może być każdy kraj, niekoniecznie z dostępem do morza. Wystarczy jedynie, że ma odpowiednie pieniądze na przeprowadzenie badań i późniejsze wydobycie.
Czy jest jakieś państwo, które na dnie morza terytorialnego lub w wewnętrznej strefie ekonomicznej ma szczególnie bogate złoża i może się na tym szczególnie "obłowić"?
Są takie kraje na Oceanie Spokojnym oraz Indyjskim. Mowa tu jednak o małych państewkach, które powstały w ostatnich 20 latach, takie jak chociażby Kiribati czy inne państwa pacyficzne i indyjskie. Takie wyspy ogłaszają niepodległość i ustanawiają tę strefę ochronną, bogatą w złoża różnych surowców. I już na starcie mają olbrzymi potencjał wydobywczy.
A Polska?
Na Bałtyku również jest sporo eksploatowanych zasobów, a Polska jest członkiem pozarządowej Wspólnej Organizacji Interoceanmetal z siedzibą w Szczecinie, dzięki czemu mogliśmy przeprowadzić badania w rejonie przybrzeżnym.
Udało się udokumentować, że na tym obszarze są bardzo duże złoża konkrecji polimetalicznych, z których można wyodrębnić m. in. żelazo czy nikiel. Teraz będzie można rozpocząć przygotowanie do wydobycia na poziomie około 3 milionów ton konkrecji rocznie. To bardzo znacząca wielkość, która może być źródłem ogromnych przychodów.
Oczywiście pod warunkiem, że koszt wydobycia i przeróbki będzie na tyle niski, a cena na tyle wysoka, że będzie to ekonomicznie opłacalne.