W ciągu ostatniej dekady chińskie firmy wydały 91 miliardów dolarów na przejęcia spółek z branży rolniczej, spożywczej i chemicznej z całego świata. Dwa tygodnie temu doszło do największego przejęcia zagranicznej firmy w historii Państwa Środka. Za 44 miliardy dolarów chiński fundusz kupił firmę z branży nasiennej. Pekin robi wszystko, by wyżywić swoich obywateli. Czy odbędzie się to kosztem reszty świata?
W sumie przez ostatnie 10 lat Chiny przejęły 300 firm, które w różny sposób związane są z produkcją żywności - pisze portal CNN Money. Zaledwie dwa tygodnie temu doszło do rekordowej, wartej 44 miliardy dolarów transakcji. Należąca do chińskiego rządu firma ChemChina kupiła szwajcarską Syngentę, sprzedającą nasiona i środki ochrony roślin.
Dwa dni temu ogłoszono, że inna firma z Państwa Środka przejmie za ponad miliard dolarów spółkę należącą do Dow Chemicals. Ta z kolei zajmuje się badaniami nad udoskonalaniem upraw kukurydzy.
Wszystkie te zakupy wpisują się w plan Chin, by zapewnić sobie jak największe bezpieczeństwo pod względem zaopatrzenia w żywność - oceniają eksperci, cytowani przez portal.
Populacja Państwa Środka to już 1,4 miliarda mieszkańców, którzy - wraz z rozwojem kraju i poprawą poziomu życia - chcą jeść coraz lepiej. Żeby im to umożliwić, potrzeba mądrze usprawniać rolnictwo.
To zaś nie należy do najnowocześniejszych na świecie. Z jednej strony rolnicy bazują na przestarzałych technologiach, z drugiej w uprawach nie pomaga zanieczyszczenie środowiska. Zwiększenie plonów jest więc możliwe tylko z odpowiednim know-how. To zaś można pozyskać właśnie poprzez przejmowanie zagranicznych firm.
- Chiny robią co mogą, by zapewnić sobie samowystarczalność w produkcji jedzenia - komentuje dla CNN Money ekspert Brett Stuart. Na razie firmy, które Pekin kupuje w różnych krajach, nadal produkują na lokalne rynki. Jednak kolejne przejęcia budzą obawy, że w razie kryzysu Państwo Środka może tę produkcję skierować do siebie.
- Jeśli Chiny będą kontynuować politykę przejęć, może się to stać problemem dla innych krajów - przyznaje Stuart. Na razie jednak ekspert nie podnosi alarmu. Chiny nie są zresztą jedynym państwem, które próbuje zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw jedzenia. Podobnie robią Arabia Saudyjska i Japonia, jednak skala ich działania jest zdecydowanie mniejsza - podsumowuje ekspert.