aktualizacja: 10 października 2017 godz. 14:48
CBA zatrzymało w poniedziałek sześć osób. Oskarżenie dotyczy żądania 40 mln zł łapówki w zamian za wpływy w spółkach Skarbu Państwa. Wśród aresztowanych jest przewodniczący rady nadzorczej Grupy Azoty.
Akcjonariusze Grupy Azoty nie zareagowali przesadnie nerwowo. Akcje w poniedziałek tracą 2,2 proc. Od lipca jednak szybko rosły, więc można ten ruch uznać za korektę. W ciągu ostatniego miesiąca zyskały ponad 17 proc.
Notowania akcji Grupy Azoty w ostatnim tygodniu src="https://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1506952235&de=1507561800&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=ATT&colors%5B0%5D=%230082ff&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
Marek G. trafił do rady nadzorczej Grupy Azoty pod koniec stycznia ub.r., czyli na początku fali wymiany w spółkach Skarbu Państwa kadry menadżerskiej i nadzorczej przez Prawo i Sprawiedliwość.
Był tam wiceprzewodniczącym aż do grudnia. W tym czasie nadzór nad spółką przejmowało Ministerstwo Rozwoju, kierowane przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Decyzja o tym, że resort rozwoju będzie miał pod swoimi skrzydłami Grupę Azoty zapadła w listopadzie, a do formalnego przejęcia doszło na początku 2017 r.
W grudniu 2016 r., czyli krótko przed formalnym przejęciem nadzoru przez Morawieckiego, Marek G. - obecnie zatrzymany przez CBA z podejrzeniem korupcyjnym, awansował z wice- na przewodniczącego rady nadzorczej. Wicepremier pozostawił go na stanowisku.
Jak mówi statut spółki, Marek G. mógł być odwołany przez przedstawiciela Skarbu Państwa oświadczeniem woli. Do tego czasu otrzymywał od spółki około 18 tys. zł brutto miesięcznie.
Nie dostanie już sowitej pensji za zasiadanie w państwowej spółce. Jak w poniedziałek wieczorem podała Grupa Azoty,Marka G. minister Morawiecki odwołał ze stanowiska przewodniczącego rady nadzorczej Grupy Azoty.
Zanim Marek G. został przewodniczącym rady, przelewano mu około 12 tys. zł brutto co miesiąc. Nie była to przy tym praca absorbująca czas i energię, bo rada nadzorcza według statutu zbiera się na posiedzenia nie rzadziej niż raz na dwa miesiące, teoretycznie sprawując "stały nadzór nad działalnością spółki we wszystkich dziedzinach jej działalności".
Aresztowany były przewodniczący rady nadzorczej Grupy Azoty to prawnik, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ukończył kurs i zdał egzamin dla członków zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Z jego biografii wynika, że zwiedził tych spółek naprawdę dużo. W międzyczasie był nawet prezydentem Zamościa.
W momencie powoływania na szefa rady Azotów był prezesem dwóch spółek i jednej fundacji oraz członkiem rady nadzorczej Interbud Lublin. Jednocześnie. I musiał te obowiązki dzielić z nadzorowaniem największej spółki w sektorze nawozowym w Polsce.
Skarb Państwa ma w Grupie Azoty udział wiodący 33 proc. akcji, co razem z TFI PZU (9 proc.) daje praktycznie kontrolę nad spółką. Rosyjski oligarcha Wiaczesław Kantor, który kilka lat temu próbował przejąć Grupę Azoty, dysponuje prawie 20 proc. akcji. 20 proc. to zresztą statutowa bariera, powyżej której nie może głosować żaden akcjonariusz, oprócz Skarbu Państwa.
Wcześniej CBA wkroczyło do Polic
22 czerwca pisaliśmy o tym, jak agenci szczecińskiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w związku z podejrzeniem korupcji dziesięć osób, m.in. byłego prezesa, dwóch byłych członków zarządu, dyrektorów Zakładów Chemicznych w Policach oraz kooperujących z firmą biznesmenów. Police to spółka z holdingu Grupy Azoty.
Śledztwo CBA prowadzone pod nadzorem szczecińskiej prokuratury regionalnej w sprawie Polic dotyczy m.in. przestępstw przeciwko istotnym interesom gospodarczym Polski. Piotr Kaczorek z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA wyjaśniał, żejeden z wątków śledztwa dotyczy podjętych w 2014 roku decyzji o inwestycji w kopalnie fosforytów w Senegalu w ramach spółki African Investment.