Pytanie jest tym bardziej istotne, że w zeszłym roku ceny grzybów oszalały. Kilogram najtańszych podgrzybków był po około 30 zł. Prawdziwki zaczynały się od 35 zł, a za rydze trzeba było płacić 40 zł za kilogram. W tym roku jest jeszcze za wcześnie, by powiedzieć coś o średnich poziomach cen, ale suche lato nie oznacza urodzaju. Zatem będzie bardzo drogo.
Tymczasem ofert zakupu grzybni grzybów leśnych w Internecie jest bez liku. Przeglądając je, można odnieść wrażenie, że to, co z takim trudem od wieków udaje nam się nazbierać w lesie, teraz można po prostu zasadzić jak szczypior, rzodkiewkę czy marchewkę.
Paczkę borowika szlachetnego można mieć już za niecałe 30 zł. Po 25 sprzedaje się podgrzybki, kurki i maślaki. Instrukcja na sukces wygląda na stosunkowo prostą. Kupujemy grzybnię, zakopujemy w pobliżu świerka lub sosny przed domem i po roku albo dwóch zbieramy w tym miejscu bardzo liczne i smaczne grzyby.
Grzyb na ziarnie
Z reguły w opisach tych produktów trudno o konkrety, można za to z łatwością zauważyć, że kluczową, jak się wydaje, informacją, jest to, że szczegóły uprawy są na opakowaniach produktów. Idziemy do jednego ze sklepów ogrodniczych, by dowiedzieć się, jakie mamy szanse na stworzenie borowikowego imperium.
- To jest grzybnia zaszczepiona na ziarnie zboża. Jeżeli w ogródku są drzewa leśne jak sosny, świerki, buki czy dęby, to należy zawartość opakowania zakopać w okolicy tych drzew. Z tego w ciągu jednego, maksymalnie dwóch lat kilka grzybów może wyrosnąć - mówi sympatyczna sprzedawczyni na dziale z sadzonkami.
Dopytujemy jeszcze o kluczowe sformułowanie, które przed chwilką wybrzmiało „może wyrosnąć”. - Może, bo nie musi nic wyrosnąć, ale dajemy 87 proc. gwarancję, że coś jednak wyrośnie - wyjaśnia.
87 proc. to całkiem sporo, ale ciągle niepokojąco pobrzmiewa informacja dotycząca ilości spodziewanych plonów. Kilka grzybów to trochę za mało, by myśleć o produkcji. Tym bardziej że dopytywana sprzedawczyni zapewnia, że dosłownie może być kilka, ale na pewno nie kilkanaście.
"Nawet wyrastają"
Dzwonimy też do sklepu internetowego, który oferuje z kolei szczepionki mikoryzowe. Tu opakowanie (ceny zaczynają się od 40 zł) zawiera specjalne kulki z kiełkującymi zarodnikami. W kulkach są też bakterie, które mają wspomagać wzrost grzybów.
W przypadku tej metody można już trochę poszaleć, bo kupić można całe zestawy grzybów leśnych. Niektóre są wyjątkowo zachęcające: borowik szlachetny, maślak zwyczajny, podgrzybek brunatny. To wszystko może wyrosnąć w naszym ogródku i cieszyć oko i podniebienie.
Opisy produktów są bardzo sugestywne, bo który miłośnik grzybów nie chciałby „na własnej działce poczuć się jak na leśnej polanie, obfitującej w przepyszne grzyby”?
- Mamy nawet zgłoszenia, że te grzyby wyrastają, że tak się rzeczywiście dzieje, ale to u nas nowość, sprzedajemy to od półtora roku. Przy czasie, w którym spodziewane są pierwsze plony, to może być jeszcze za krótki okres, by coś powiedzieć o tym, czy taka hodowla może się opłacać - mówi konsultantka internetowego sprzedawcy sadzonek.
To skomplikowany proces
Dowiadujemy się jeszcze, że ta metoda pozwala spodziewać się już kilkunastu grzybów, nie kilku, ale nikt o procentowym prawdopodobieństwie mówić nie chce. Z zachwalaniem grzybni jednak kolejny konsultant sklepu internetowego nie ma problemu.
- Wzięcie i odzew są duże. Ponoć lepiej wyrastają, im lepsze stworzy się im warunki. Można podsypać torfem i jak lato jest ciepłe i suche, to dobrze to miejsce obficie podlewać. Idealnie, żeby to było w cieniu drzew - mówi kolejny nasz rozmówca.
Żaden ze sprzedawców nie zna jednak przypadku, w którym ktoś kupiłby większa liczbę grzybni leśnej, co mogłoby wskazywać, że chce tym samym taką produkcję wypróbować na większą skalę. Z pytaniem, czy to w ogóle możliwe, udajemy się do naukowca.
- Powstawanie i wzrost grzyba leśnego to bardzo skomplikowany proces. Potrzebny jest cały ekosystem, żeby to się udało. Nie mamy jak na razie takich możliwości i wiele wskazuje na to, że nie będziemy potrafili również i w przyszłości zasymulować takich warunków - mówi dr Włodzimierz Kita, mykolog i wielbiciel grzybów z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Jak dodaje, nie chodzi tu o to, że mało wiemy, jak wygląda ten proces, ale że jest bardzo wiele czynników, które powodują, że grzyb wzrośnie akurat w tym konkretnym miejscu.
Z pieczarkami to co innego
- Jako grzybiarz często stosuję pewien wybieg. Jak nazbieram dużo grzybów, to resztki po czyszczeniu wyrzucam pod zespół świerków z brzozą w moim ogrodzie. Przez ostatnie 20 lat wyrósł mi z tego jeden kozak. Gdyby to było tak proste, to mielibyśmy już całe plantacje borowików - dodaje Kita.
Naukowiec dodaje, że nie testował grzybni zaszczepionej na ziarnach ani tej mikoryzowej. - Jeśli ktoś wpadł na taki pomysł grzybni do sadzenia, to tylko temu przyklasnąć. Zapewne można na tym zarobić, a jak nic nie wyrośnie, można zawsze powiedzieć, że to wina suszy i np. braku cienia - mówi mykolog.
Nasz rozmówca zdecydowanie jednak odbiera nam nadzieję na borowikowy biznes.
- Nie jest to realne. Uprawiać można boczniaki i pieczarki. To w miarę proste. W przypadku grzybów leśnych trzeba byłoby odtworzyć unikalny mikrosystem. Ale jak każdy grzybiarz wie, miejsca, które latami są pełne grzybów, potrafią potem przez kilka kolejnych lat być całkowicie ich pozbawione. To też pokazuje, jakie to niezwykłe - mówi Włodzimierz Kita.
Jak się dowiadujemy, najłatwiejsze do uprawy są boczniaki. Są najmniej wymagające pod względem warunków, można nawet zalążek boczniakowego imperium rozkręcić w garażu. Podobnie jest z pieczarkami. Tu czekają nas drobne inwestycje, ale też skromne zbiory.
Jednak jeżeli ktoś chciałby z tego uczynić swój sposób na życie, to na założenie dużej, nowoczesnej pieczarkarni trzeba mieć już co najmniej 2 mln zł. Przy produkcji rzędu 25-30 ton miesięcznie inwestycja zwróci się po 10 latach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl