Ekolodzy mówią - to krok w dobrym kierunku, choć proponowane zmiany są zbyt mało restrykcyjne.
Komisja Europejska zaprezentowała w środę pakiet przepisów, które reformują unijny system pozwoleń na emisję CO2. Przewidują one darmowe certyfikaty dla polskiej energetyki, ale w zamian za inwestycje służące zmniejszaniu zanieczyszczeń.
Nowelizacja dyrektywy w sprawie Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (EU ETS) ma przyczynić się do osiągnięcia przez UE 40-proc. celu redukcji emisji CO2 w 2030 roku. Przepisy dotyczą okresu po roku 2020. Skonstruowano je w ten sposób, by firmom w UE bardziej opłacało się inwestować w efektywność energetyczną i technologie zmniejszające emisję, niż płacić za certyfikaty uprawniające do wypuszczania do atmosfery gazów cieplarnianych.
KE zaproponowała również fundusz modernizacyjny, który ma pomóc 10 najbiedniejszym państwom w UE, w tym Polsce, unowocześnić system energetyczny i pobudzić inwestycje przyczyniające się do zmniejszenia zużycia energii. Na ten cel przeznaczono ok. 310 mln pozwoleń na emisję, a środki z ich sprzedaży wesprą projekty w państwach członkowskich.
"W przedstawionej przez KE propozycji trudno szukać rozwiązań, które wychodziłyby naprzeciw problemom zgłaszanym przez biznes" - uważa Konfederacja Lewiatan.
Rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej Krzysztof Jędrzejewski uważa, że - Propozycje przedłożone przez Komisję Europejską wskazują właściwy kierunek w realizacji założeń polityki klimatycznej UE, ale nie są wystarczająco przejrzyste i restrykcyjne. A diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Dotyczy to na przykład zapisów dotyczących dywersyfikacji i funduszu modernizacyjnego. Toteż rolą Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej będzie wzmocnienie stosownych zapisów tak, aby środki były kierowane na rozwój OZE i zwiększenie efektywności energetycznej, a nie na wspieranie energetyki węglowej.
Zupełnie inaczej ocenia propozycje KE ekspertka konfederacji Lewiatan Agata Staniewska.
- Komisja Europejska w projekcie rewizji EU ETS nie odpowiada na apel przemysłu o wprowadzenie alokacji darmowych uprawnień do emisji w korelacji do rzeczywistych poziomów produkcji. Dodatkowo będzie zaostrzać rok do roku benchmark, w oparciu o który firmy będą otrzymywać uprawnienia. Takie zapisy oznaczają, że przemysł będzie z każdym rokiem otrzymywał mniej darmowych uprawnień, nawet jeśli instalacje będą nowoczesne i spełniające najwyższe standardy środowiskowe - oceniła i dodała, że przedstawione w środę propozycje to "ewidentny sygnał ze strony KE, że przemysłu w Europie nie chcemy.
"Jedyną nadzieją, na racjonalne traktowanie przemysłu jest zapis mówiący o możliwości wykorzystania dodatkowych uprawnień z rezerwy stabilizującej tzw. MSR na znaczące wzrosty produkcji w przemyśle". Podkreśliła jednocześnie, że zapis jest jednak na tyle niejasny, że nie wiadomo jak go interpretować.
Drugim problemem - na który wskazała ekspertka - to zapisy określające ramy Funduszu Modernizacyjnego. Jest to fundusz, który z dużym trudem polski rząd wynegocjował na Radzie Europejskiej w październiku 2014 r., na transformację sektora energetycznego. W projekcie dyrektywy KE proponuje wprowadzić rozbudowaną strukturę zarządzania funduszem (investment board oraz management committee).
- Naszym zdaniem zdecydowanie zbyt rozbudowaną, biorąc pod uwagę wielkość samego funduszu. Jednocześnie KE daje bardzo mocne kompetencje Europejskiemu Bankowi Inwestycyjnemu, który w praktyce będzie miał kluczową rolę w ocenie projektów. Uważamy, że powinna być tu większa równowaga między rolą EBI, a państwami członkowskimi. Zrównoważenie tych kompetencji byłoby z korzyścią dla realizacji projektów w Polsce - dodała Staniewska.
Lewiatan zapowiada, że będzie zabiegać na etapie konsultacji o uwzględnienie rozwiązań, które usprawniłyby funkcjonowanie systemu EU ETS.
Jak powiedział PAP prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, Andrzej Dzienniak proponowane zmiany są "bardzo niepokojące" nie tylko dla przedsiębiorstw branży działających w Polsce, ale w całej UE.
- Eurofer, Europejska Konfederacja Przemysłu Żelaza i Stali, jako reprezentacja całego sektora stalowego w UE, jednym głosem mówi, że hutnictwo jest przemysłem prawdziwie zagrożonym ucieczką z UE ze względu na politykę klimatyczną - dodał.
Przez unijne przepisy podrożeje węgiel?
Przepisy w sprawie tak zwanej rezerwy stabilizacyjnej ciągle budzą wiele wątpliwości.
Podniesienie ceny pozwoleń - jak twierdzą polscy europosłowie - będzie niekorzystne dla polskiej gospodarki, opartej w dużej mierze na węglu, którego cena wzrośnie. Andrzej Grzyb z PO i Jadwiga Wiśniewska z PiS zwracają też uwagę na niekonsultowane skrócenie czasu, w którym państwa mogą się przygotować na zmiany. Nowe przepisy poparł natomiast poseł Bogusław Liberadzki z SLD. Uważa, że modernizacja przemysłu i ochrona środowiska powinny przeważyć nad doraźnymi korzyściami.
Rezerwa stabilizacyjna ma poprzez podniesienie cen pozwoleń na emisję CO2 zmobilizować przemysł do realizacji założeń unijnej polityki klimatyczno-energetycznej i inwestycji w zielone technologie. Obecnie cena pozwolenia na emisje oscyluje wokół 7 euro, a to zdecydowanie za mało, żeby osiągnąć cele, jakie założyła KE, tworząc rynek handlu emisjami.
Rezerwa ma automatycznie "zdejmować" z rynku pozwolenia, jeśli zostanie przekroczony ustalony limit. Wrócą one na rynek w razie ich niedoboru. Od 2008 r., m.in. przez kryzys, ceny pozwoleń spadły o 65 proc.
Z przyjęcia reformy cieszą się organizacje ekologiczne. Ich koalicja Climate Action Network podkreśliła w środowym komunikacie, że zmiany w systemie handlu emisjami ETS to pozytywny krok, ale potrzeba kolejnych, aby sprawić, że unijny system handlu pozwoleniami na emisje stanie się efektywnym narzędziem polityki klimatycznej.
Zobacz także: