Są bici i poniżani. Jedni zmuszani do niewolniczej pracy, inni do seksu. Do żebrania na ulicy trafiają dzieci, głównie romskie. Ale do przemytu narkotyków nadają się już wszyscy. Jest ich około 4 mln każdego roku. Łączy ich jedno - są ofiarami handlu ludźmi. W naszym kraju problem ten dotyczy co roku 15 tys. osób. Coraz częściej jednak to nie Polacy są ofiarami, ale katami.
- Jecie czasem pomidory? Lubicie spaghetti z sosem pomidorowym? To następnym razem kupując je, zastanówcie się, skąd pochodzą. We Włoszech po operacji "Ziemia obiecana" problem wcale nie zniknął. Tam wciąż działa wiele plantacji, na których pomidory uprawiają współcześni niewolnicy, bici, poniżani, wykorzystywani przez mafię. Tyle że Polaków zastąpili teraz imigranci z Libii i Tunezji – powiedział podczas wykładu na Uczelni Łazarskiego Mike Dottridge, ekspert Rady Europy i ONZ, wieloletni działacz Amnesty International czy Anti-Slavery International.
W tym czasie prof. Ryszard Piotrowicz z brytyjskiego Uniwersytetu Aberystwyth, ekspert Rady Europy, rozglądał się po sali. Spojrzał na buty wystające między rzędami siedzeń, damskie torebki leżące na pustych fotelach obok studentek, marynarki i ciepłe swetry, które mieli na sobie młodzi ludzie słuchający z przejęciem wykładu na temat handlu ludźmi.
- Nie chcę, żebyście się teraz rozbierali, ale jak wrócicie do domu i zdejmiecie ciuchy, spójrzcie na metkę. Założę się, że większość tego, co macie na sobie była wyprodukowana w Wietnamie, Chinach, Kambodży, na Filipinach. Myślicie, że pracownicy tamtejszych fabryk nie są zmuszani do niewolniczej pracy? – zapytał specjalista w dziedzinie migracji, prawa humanitarnego i handlu ludźmi. Na sali zapanowała absolutna cisza.
Ziemia obiecana niewolników
O jakiej ziemi obiecanej mówił Dottridge? O głośnej sprawie sprzed dziesięciu lat. Polacy uwierzyli, że trafił im się interes życia. Plan był taki: płacą od 500 do 900 zł polskiemu pośrednikowi, który załatwia im pracę na południu Włoch, transport i nocleg. Zarabiają 5-6 euro za godzinę, pracując przy uprawie owoców i warzyw. Kokosy.
Rzeczywistość okazała się koszmarem. Jak ujawniono, co najmniej 113 Polaków zostało zwabionych przez gangsterów do niewolniczej pracy. Zarabiali 1 euro na godzinę, z tego jeszcze musieli opłacać nocleg i wyżywienie. Ale to nic w porównaniu do tego, jak byli traktowani. Gwałty, zmuszanie do prostytucji, maltretowanie metalowymi prętami na oczach innych pracowników – to była ich codzienność.
Kilka osób nie wytrzymało i popełniło samobójstwo. Policja nie wyklucza, że w obozie pracy dochodziło również do zabójstw. Z ziemią obiecaną miało to tyle wspólnego, że tak właśnie nazwano wspólną operację polskiej i włoskiej policji, która doprowadziła do rozbicia siatki gangsterów. To był 2006 rok. W 2013 roku Łukasz S., który grupę przestępczą stworzył, został skazany przez krakowski sąd na 8 lat więzienia. Ale takich jak on jest znacznie więcej. Tych 113 uwolnionych z piekła Polaków to kropla w morzu.
Według danych Parlamentu Europejskiego na świecie każdego roku 4 mln osób staje się ofiarami handlu ludźmi. W Europie Zachodniej to pół miliona osób. W Polsce - ok. 15 tys.
Polska z ofiary zamienia się w kata
W czerwcu 2016 roku w Polsce policja przeprowadziła operację pod kryptonimem "Joint Action Day". To międzynarodowa akcja, w której uczestniczyli funkcjonariusze z 21 krajów. Kontrolowali ludzi, firmy, samochody. Szukali handlarzy ludźmi. Znaleźli kilku. A razem z nimi 48 Ukraińców, którzy byli w Polsce zmuszani do niewolniczej pracy.
Ten przykład oraz historia obozów w południowych Włoszech nie zostały wybrane przypadkowo. One pokazują, jak wiele zmieniło się pomiędzy 2006 a 2016 rokiem. Dziesięć lat temu Polskę wymieniało się jednym tchem wraz z innymi ofiarami światowego handlu ludźmi. Dziś coraz częściej to my jesteśmy... katami.
- Sytuacja w Polsce jest bardzo specyficzna, bo nasz kraj występuje w tym kontekście w trzech rolach jednocześnie. Jest krajem wysyłającym, czyli ofiarą, krajem przyjmującym, a więc czerpiącym korzyści z handlu ludźmi i do tego jeszcze krajem tranzytowym na szlaku ze Wschodu na Zachód – mówi prof. Ryszard Piotrowicz.
- Skala tego zjawiska w Polsce jest tak duża, że zajmujemy niechlubne 5. miejsce w Europie, jeśli chodzi o handel ludźmi – dodaje dr Łukasz Wieczorek z Uczelni Łazarskiego.
Warto dodać, że choć o tego rodzaju przestępczości na co dzień mówi się niewiele, handel ludźmi to trzeci najbardziej dochodowy nielegalny biznes na świecie. Tuż za handlem bronią i narkotykami. Według ONZ generuje rocznie 32 mld dol. Polska niestety ma swój niemały udział w tym torcie.
W 2015 r. w Polsce seks przegrał z pracą
Na hasło "handel ludźmi" każdemu w pierwszej chwili przed oczami staje obraz kobiety – pobitej, zmaltretowanej, zmuszanej do prostytucji. Przez wiele lat tak było. Według badań Biura ONZ ds. narkotyków i przestępczości 53 proc. ofiar wykorzystywanych jest w branży erotycznej, a 40 proc. to niewolnicy zmuszani do pracy, głównie w rolnictwie, przemyśle tekstylnym, budownictwie i zakładach przetwórczych. 8 proc. to inne rodzaje współczesnego niewolnictwa.
Te inne rodzaje to m.in. kobiety i dzieci zmuszane do żebrania na ulicach, ludzie przymuszani do działalności przestępczej, w tym nie tylko do zwykłej kradzieży, ale też wyłudzania kredytów i świadczeń socjalnych. To także niewolnictwo domowe albo handel organami i tkankami, sprzedaż dzieci do adopcji, a także zmuszanie do małżeństw.
To ostatnie zjawisko nie należy zresztą wcale do marginalnych. Organizacja Save the Children właśnie opublikowała raport, z którego wynika, że na świecie co siedem sekund za mąż wydawana jest dziewczynka, która nie ukończyła 15. roku życia. Według organizacji w krajach takich, jak Afganistan, Jemen, Indie czy Somalia, do małżeństwa zmusza się już 10-latki.
Problem ten dotyczy zresztą nie tylko krajów Bliskiego Wschodu czy Afryki. MSWiA ujawniło w ubiegłym roku pierwsze przypadki zmuszania Polek do zawarcia fikcyjnego małżeństwa z cudzoziemcami. Choć w tych przypadkach chodziło o kobiety pełnoletnie, to wciąż handel żywym towarem.
Proporcje niewolnictwa zmieniają się w zależności od regionu świata. O ile w Europie i Azji Centralnej ofiary wykorzystywane są głównie w seksbiznesie (66 proc.), o tyle w Azji Południowej i Wschodniej do tej "branży" trafia 26 proc. z nich, natomiast aż 64 proc. zmuszanych jest do pracy.
Wygląda na to, że Polska w tym kontekście oddala się od Europy. Według raportu "Handel Ludźmi w Polsce" przygotowanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, jeszcze w latach 2010-2012 ponad połowa ofiar handlu ludźmi była w naszym kraju wykorzystywana seksualnie, podobnie jak w Europie. 2015 rok był przełomowy. Nastąpiła wówczas zmiana trendu i po raz pierwszy większość przypadków dotyczyła pracy przymusowej, tak jak w Azji.
Gdzie Polaków zmusza się niewolniczej pracy? Dla kogo Polska jest piekłem? - o tym na następnej stronie
Skąd pochodzi kat, a skąd ofiara?
Przyglądając się Europie widać wyraźnie, że Europejczycy najczęściej wykorzystują siebie nawzajem. 65 proc. zarejestrowanych poszkodowanych na naszym kontynencie pochodzi z krajów członkowskich UE. W latach 2013-2014 najwięcej ofiar pochodziło z Rumunii, Bułgarii, Holandii, Węgier i Polski. – Dziś Polska z tej czołówki wypadała – zaznacza Mike Dottridge.
Wśród krajów spoza Unii najczęściej ofiary handlu ludźmi pochodzą z Nigerii, Chin, Albanii, Wietnamu oraz Maroka.
W których krajach jest najwięcej katów? Patrząc oczami Polaka, najwięcej zagrożeń czai się we Włoszech, w Belgii, Czechach, Holandii, Skandynawii i Wielkiej Brytanii. To tam Polacy najczęściej zmuszani są do pracy niewolniczej.
Wykorzystywani seksualnie rodacy, przede wszystkim kobiety i dzieci, najczęściej są ofiarą handlu ludźmi we własnym kraju, a także w Austrii, Niemczech, Włoszech, Japonii, na Malcie, w Maroku, Holandii, Szwecji i Wielkiej Brytanii.
Ale spójrzmy też z drugiej strony. Dla kogo to Polska może stać się piekłem? Grupy przestępcze do naszego kraju ściągają kobiety i dzieci z Białorusi, Bułgarii, Mołdawii, Rumunii i Ukrainy, żeby wykorzystywać je w naszym kraju seksualnie. Dzieci są też często wykorzystywane do przymusowego żebractwa, zwykle romskie.
Do pracy przymusowej na terenie naszego kraju sprowadzani są najczęściej obywatele Białorusi, Bułgarii, Mołdawii, Filipin, Rumunii, Rosji, Ukrainy i Wietnamu.
Czy można pozwać za to rząd?
- Kilka lat temu młoda Rosjanka pojechała do pracy na Cypr. Okazało się, że została oszukana i była tam seksualnie wykorzystywana. Była silna, udało jej się uciec, ale kilka tygodni później znaleziono ją martwą obok mieszkania swojego pracodawcy-oszusta. Takich historii jest wiele, dlaczego więc opowiadam właśnie tę? Bo jej ojciec pozwał rząd Cypru za to, że ten za mało zrobił, żeby zapobiec handlowi ludźmi – mówi Mike Dottridge. Jego zdaniem ojciec zamordowanej dziewczyny miał absolutną rację – to rząd odpowiada za to, żeby zapobiegać handlowi ludźmi.
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. – Przemytnicy narkotyków, którzy zostaną przyłapani, często są surowo karani, w niektórych krajach grozi za to śmierć. Tymczasem wielu z nich było do tego zmuszonych, nie powinni więc ponosić odpowiedzialności za swoje działania – podkreśla Dottridge.
- Jak jesteś chory psychicznie, nie ponosisz konsekwencji za swoje postępowanie, podobnie powinno być z osobami, które są zmuszane do przestępstwa – dodaje. Niestety wiele państw wciąż nie radzi sobie z rozpoznaniem ofiar handlu ludźmi. – Czasem nawet one same nie zdają sobie sprawy z tego, że są ofiarami – podkreśla Dottridge.