Zatrudniają około 10 tys. ludzi dając pracę na obszarach wiejskich. Hodowcy mówią nawet o 4 mld. zł zainwestowanych w regiony i przekonują, że to prężnie rozwijający się sektor polskiego rolnictwa. Z drugiej strony, aktywiści wytykają złe warunki hodowli, braki kontroli i właściwych zabezpieczeń przed ucieczką drapieżnych gatunków, które pustoszą ekosystem. Wskazują też na skalę - Polska jest drugim w Europie i trzecim na świecie krajem pod względem liczby ubijanych zwierząt futerkowych.
Jak podaje Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, w Polsce funkcjonuje ponad 750 ferm zwierząt futerkowych, skupionych głównie w województwach wielkopolskim i zachodniopomorskim, gdzie zlokalizowane są największe zakłady.
Każdego roku produkują one około 10 mln skór norek, 250 tys. skór lisów i 50 tys. skór jenotów. Niemal w całości idą one na eksport – głównie do Kanady i Finlandii. Według danych GUS, branża ta stanowi ponad 4 proc. całości eksportu rolno-spożywczego.
– 450 mln euro, które każdego roku trafia na rynek polski ze sprzedaży skór na rynku światowym, inwestowane jest w budowę nowych gospodarstw rolnych, w tworzenie nowych miejsc pracy – zapewnia Szczepan Wójcik, prezes Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia.
Szacunkowa wartość tego przemysłu to około 4 mld zł zainwestowane w polskich wsiach. Jak dodaje Wójcik, branża zatrudnia około 10 tys. osób - są to ludzie bezpośrednio zatrudnieni na fermach, lekarze weterynarii, producenci sprzętu i paszy. Dodatkowe 40 tys. to ludzie, którzy kooperujący z branżą – wylicza. W sumie 50 tys. Jak przekonuje, hodowla zwierząt futerkowych to nowoczesny sektor polskiego rolnictwa mający swój udział w gospodarce kraju, a finalny produkt "made in Poland" ma najwyższą jakość cenioną na świecie.
Brak kontroli na fermami
Mimo prosperity i ogromnych pieniędzy w przemyśle futrzarskim, branża musi odpowiadać na zarzuty aktywistów walczących o prawa zwierząt. Wytykają oni nie tylko złe warunki hodowli, ale również braki realnej kontroli nad fermami i właściwych zabezpieczeń przed ucieczką drapieżnych gatunków, które pustoszą ekosystem.
Podpierają się między innymi raportem Naczelnej Izby Kontroli, która kilka lat temu wykryła nieprawidłowości w funkcjonowaniu ferm w województwie wielkopolskim. Dokument mówił o 87 proc. ferm zwierząt futerkowych, które nie przestrzegały wymagań ochrony środowiska.
W blisko połowie ferm działalność hodowlana prowadzona była w obiektach nielegalnie wybudowanych lub użytkowanych, a w 35 proc. niezgodnie z przepisami weterynaryjnymi. Do tego, raport NIK potwierdził fikcyjność kontroli w tych fermach.
Prezes Wójcik przyznaje, że nieprawidłowości były, ale przytacza następny raport NIK z 2014 roku, który mówił o znacznej poprawie warunków. Poza tym, jak podkreśla, naświetlana kontrola z 2011 roku dotyczyła 28 ferm w jednym województwie. – O tym obrońcy praw zwierząt wspomnieć zapominają – mówi.
We wtorek Fundacja Viva opublikowała najnowszyraport na temat przemysłu futrzarskiego, w którym udokumentowała koszmarne warunki życia zwierząt na fermach. Zbyt małe klatki, brak dostępu do wody, brutalne metody zabijania zwierząt oraz sterty odchodów pod klatkami, które są często miejscem bytowanie much i szczurów.
- Wszystkie fermy już teraz spełniają rygorystyczne przepisy krajowe i unijne. Ale my chcemy iść jeszcze dalej. Stąd pomysł na wdrożenie programu WelFur. Od stycznia 2017r. rozpoczęliśmy certyfikację, która obejmuje wszystkie etapy hodowlane – zaznaczył Daniel Chmielewski, prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych w przesłanym oświadczeniu będącym odpowiedzią na raport Fundacji Viva.
Całkowity zakaz hodowli
Fundacja walczy o całkowity zakaz hodowli w Polsce. Podobny zakaz został wprowadzony np. w Holandii. Właściwie prawo wprowadzono już pod koniec 2012 roku, ale zacznie ono obowiązywać w 2024 roku. W Europie hodowla nie jest prowadzona w Austrii i Wielkiej Brytanii czy Chorwacji.
Zwolennicy obostrzeń zyskali w tej walce ważnego sprzymierzeńca. Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt przygotowuje projekt ustawy, który ma poprawić przestrzeganie praw zwierząt. Wśród postulatów m.in. zaostrzeniem kar za znęcanie się nad zwierzętami, wprowadzeniem zakazu trzymania psów na uwięzi i hodowli zwierząt futerkowych, oraz występów zwierząt w cyrkach.
Projekt poparł prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Dzieją się rzeczy barbarzyńskie, a niektórzy z zewnątrz traktują Polskę, jako kraj, gdzie wszystko można, chociaż w ich ojczyznach jest to zakazane. Jestem za tą ustawą, która została przygotowana. Ona jest bardzo twarda i bardzo ostra – mówił w wywiadzie dla Radia Łódź.
UDZIAŁ W ŁĄCZNEJ WARTOŚCI PRODUKCJI SKÓR ZWIERZĄT FUTERKOWYCH W EUROPIE
Źródło: Raport PWC
Według Fundacji Viva, hodowcy zwierząt futerkowych nie tylko nie są w stanie zapewnić klatek choć minimalnej akceptowanej wielkości dla poszczególnych gatunków zwierząt, ale również przyczyniają się do zmian w ekosystemie.
Chodzi głównie o hodowlę norek amerykańskich. Ekolodzy chcieli, aby były to zwierzęta wpisane na listę gatunków obcych inwazyjnych. Jednak silne lobby hodowców wymogło usunięcie zapisu w projekcie rozporządzenia, które nałożyłaby na nich rygorystyczną kontrolę. A jak dowodzą aktywiści Vivy, hodowane na fermach uciekają ze źle zabezpieczonych ferm i zagrażają ptakom, rybom oraz rodzimym zwierzętom łasicowatym.
- Tego typu wpis na listę oznacza właściwie całkowity paraliż branży. To nie tylko kontrole, ale również konieczność specjalnych pozwoleń na rozmnożenie, kupno lub sprzedaż każdej sztuki. Proszę sobie wyobrazić zalew wniosków do Rejonowego Dyrektora Ochrony Środowiska z całej branży w jednym okresie w roku – argumentuje prezes Wójcik.
Wylewanie dziecka z kąpielą?
Na alarmujący raport Fundacji, odpowiedział prezes zarządu PZHZF Daniel Chmielewski. W oświadczeniu potępił wszystkie przypadki łamania przepisów dotyczących dobrostanu zwierząt, ale zaprotestował przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej.
- Sprzeciwiamy się stosowaniu zasady odpowiedzialności zbiorowej. Spełniamy wszystkie przepisy prawa krajowego i unijnego dotyczące dobrostanu zwierząt. Członkowie Związku zobowiązali się również do przestrzegania dobrowolnego Kodeksu Dobrych Praktyk. Jesteśmy gwarantem najwyższej jakości hodowli - zaznaczył prezes Chmielewski.
Jak pisze w przesłanym nam oświadczeniu Związek, polskie prawo daje państwu możliwość kontrolowania ferm oraz nakładania kar na tych hodowców, którzy nie przejmują się losem zwierząt. "Chcemy, a nawet żądamy, aby urzędnicy z tych przepisów korzystali. Każdy hodowca, który nie przestrzega przepisów, powinien być ukarany, a w skrajnych sytuacjach nawet pozbawiony możliwości prowadzenia hodowli" - czytamy.
Jak przekonują przedstawiciele branży, hodowla zwierząt futerkowych nie różni się pod względem ideologicznym od hodowli trzody chlewnej. Jak przyznaje prezes Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia, całkowity zakaz hodowli to wylewanie dziecka z kąpielą.
- Czy Polskę stać jest na likwidację prestiżowej i cenionej na świecie gałęzi rolnictwa? Pustkę po polskich futrach chętnie wypełnią inni. Hiszpania już dotuje te hodowle, za plecami mamy również Rosję i Ukrainę – wylicza Szczepan Wójcik. Warto zauważyć, że rynek futer jest bardzo skoncentrowany. Jak pisze w raporcie PWC, niemal 90 proc. całkowitej produkcji wytwarzane jest w 4 krajach, w tym w Polsce.
Szczepan Wójcik podkreśla również, że likwidacja całej gałęzi gospodarki będzie oznaczała również wzrost bezrobocia na terenach wrażliwych – polskiej wsi. – Wiele z ferm to przedsiębiorstwa rodzinne, a hodowla to ich jedyny dochód. Poza tym, co z zaciągniętymi kredytami na zakładanie ferm i ich rozwój? Kto je spłaci? Całkowity zakaz to krok radykalny, podyktowany względami emocjonalnymi, a nie racjonalną analizą zysków i strat – podkreśla prezes Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia.