Ustawa przyjęta przez Senat USA potencjalnie otwiera drogę do nacisków politycznych na Polskę, aby wreszcie uregulowała kwestie reprywatyzacyjne wobec ofiar Holokaustu. Kilka lat temu organizacje żydowskie wyceniały wartość utraconego majątku Żydów w Polsce na 230 mld dolarów. - Najnowszy projekt uregulowania roszczeń jest kompletnie niezgodny z prawem europejskim międzynarodowym, a przede wszystkim polskim - ostrzega ekspert.
Rok 2009, 70 lat od inwazji hitlerowskich Niemiec na Polskę. W Pradze odbywa się konferencja zwołana przez Unię Europejską na temat utraconego przez Żydów mienia w czasie wojny. Uczestniczy w niej kilkadziesiąt państw oraz organizacji. Konferencję kończy przyjęcie wspólnego dokumentu, znanego obecnie jako Deklaracja Terezińska. Mowa w niej o zwrocie majątku ofiar Holokaustu, nawet wtedy, gdy zmarły one bezpotomnie.
Pod deklaracją podpisują się przedstawiciele 46 państw, w tym Polska. Ale delegat naszego kraju, Władysław Bartoszewski, podkreśla, że "nie może być mowy" o restytucji mienia w przypadku braku spadkobierców. Polskie prawo przewiduje w takich sytuacjach, że własność przechodzi na Skarb Państwa. Traktowanie Żydów inaczej byłoby dyskryminacją – argumentował Bartoszewski. Od tego czasu Polska nie przygotowała kompleksowego rozwiązania problemu.
Grudzień 2017, Kapitol w Waszyngtonie. W Senacie USA odbywa się głosowanie nad ustawą JUST. To skrót od Justice for Uncompensated Survivors Today (co można przetłumaczyć jako "sprawiedliwość dla ocalałych, którym nie zadośćuczyniono"). Projekt prezentują Tammy Baldwin, jako przedstawiciela Demokratów, oraz Marc Rubio, niedoszły kandydat na prezydenta USA, ze strony Republikanów. JUST nakłada na Departament Stanu obowiązek monitorowania, jak realizowana jest Deklaracja Terezińska w poszczególnych krajach-sygnatariuszach dokumentu. Senatorowie przyjmują projekt jednogłośnie. Czeka on na prace w komisji, a potem na podpis prezydenta Donalda Trumpa.
Miękka deklaracja
W stosunkach międzynarodowych deklaracja jest tzw. miękkim instrumentem prawa międzynarodowego. I taki właśnie charakter ma dokument podpisany niemal dekadę temu w stolicy Czech.
- Nie znajdziemy tam konkretnych zobowiązań, żeby majątek, wobec którego nie ma spadkobierców, miał podlegać zwrotowi. Chodzi o stworzenie regulacji, które byłyby sprawiedliwe i nie skutkowały sytuacją, w której majątek, który nie ma spadkobierców, byłby przejmowany przez państwo bez zapewnienia w zamian zastępczych form naprawienia szkody. Mogą one mieć postać działalności na rzecz rozwoju dziedzictwa żydowskiego lub tworzenia form pomocy socjalnej na rzecz ocalałych z Holokaustu i ich rodzin – podkreśla Radosław Wiśniewski, prawnik z kancelarii Wardyński i Wspólnicy, która zajmuje się z kwestiami związanymi z reprywatyzacją i Deklaracją Terezińską w naszym kraju.
Istota przegłosowanego na Kapitolu aktu leży więc gdzie indziej. Stany Zjednoczone to światowe mocarstwo, może więc pozwolić sobie na wywieranie presji na inne kraje. Zwłaszcza takie jak Polska, którym zależy na jak najściślejszym sojuszu z Amerykanami. - Waszyngton był jednym z głównych inicjatorów Deklaracji, ponieważ większość najbardziej wpływowych organizacji żydowskich ma tam siedzibę. Senat dał Departamentowi Stanu narzędzie, które może służyć do politycznych nacisków na sygnatariuszy – podkreśla Wiśniewski.
Polska na cenzurowanym
To o tyle istotne, że nasz kraj jest jednym z niewielu, które kwestię restytucji mienia ma nieuregulowaną. To zresztą bardzo delikatna kwestia, co pokazuje warszawska afera reprywatyzacyjna. Jak traktować mienie ofiar Holokaustu, a jak osób, które domagają się zwrotu działki i nieruchomości, mimo iż w momencie ich wywłaszczenia była to tylko dymiąca góra ruin? Nie można też traktować sprawy restytucji mienia żydowskiego w oderwaniu od całości problemu reprywatyzacji. Inna sprawa to wspomniany wyżej zwrot nieruchomości, kiedy nie można wskazać prawnych spadkobierców pożydowskiej własności.
- Nasza kancelaria już od dłuższego czasu proponuje, żeby utworzyć fundusze, które zajęłyby się zarządzaniem takim mieniem, a pieniądze uzyskane z tego tytułu wykorzystać na odszkodowania za przejęte mienie, co do którego nie ma problemów z identyfikacją jego dawnych właścicieli lub ich spadkobierców – mówi Wiśniewski.
Takie rozwiązania sprawdzają się już w innych krajach i znajdują się w zaleceniach w Deklaracji Terezińskiej. Znajduje się tam szereg propozycji rozwiązań dla sygnatariuszy aktu tak, aby każdy mógł znaleźć formułę odpowiednią dla siebie.
W Polsce kwestie z tym związane ciągle znajdują się w legislacyjnym impasie. I to mimo najnowszych propozycji, które wyszły od rządu pod wpływem afery reprywatyzacyjnej. - Deklaracja na pewno nie pozwala na taką sytuację, jaka jest obecnie w Polsce,to jest taką, w której ta kwestia jest w ogóle nieuregulowana. Nie pozwala też na rozwiązania, które przewiduje najnowszy projekt ustawy reprywatyzacyjnej - że Skarb Państwa przejmuje wszystko bez odszkodowań i bez innych rozwiązań o charakterze zastępczym w stosunku do środowiska dawnych właścicieli - mówi Wiśniewski.
- Projekt ustawy jest kompletnie niezgodny z ustaleniami nie tylko deklaracji, ale także z prawem europejskim międzynarodowym, a przede wszystkim – polskim. To nie są tylko zastrzeżenia organizacji żydowskich. Kilku ministrów w czasie konsultacji międzyresortowych złożyło bardzo negatywne zastrzeżenia do tej ustawy – podkreśla.
Straszak reprywatyzacyjny
Jeśli chodzi o sumę majątków żydowskich utraconych w wyniku wojny w Polsce, to jest to wielka niewiadoma, a szacunki w tej kwestii znacznie się od siebie różnią. Parę lat temu pojawiła się kwota 230 mld zł, ale nie jest ona potwierdzona. Natomiast do 2013 r. polski rząd wypłacił zaledwie 82 mln zł odszkodowań dla organizacji żydowskich za straconą bezpowrotnie własność.
- Politycy wymieniają różne sumy, aby straszyć problemem reprywatyzacji. Nikt tego nie wie, nikt nigdy tego nie liczył. Nie ma ewidencji takich nieruchomości ani statystyk. Nawet autorzy najnowszego projektu ustawy przyznają, że nie wiedzą, ile mogą wynosić potencjalne roszczenia – stwierdza Wiśniewski. Podkreśla także, że problematyczne jest samo zdefiniowanie pojęcia "mienia żydowskiego".
- To są bardzo skomplikowane kwestie. Nie mamy narzędzi, by dziś oceniać, który z dawnych właścicieli miał korzenie żydowskie. Zresztą byłoby to niewłaściwe. Dlatego trzeba stworzyć regulacje kompleksowo odnoszące się do problemu przejętego mienia w Polsce, w tym tzw. mienia bezdziedzicznego, gdzie rozwiązano by problemy całej grupy dawnych właścicieli bez względu na ich pochodzenie, obywatelstwo czy miejsce zamieszkania – dodaje prawnik.
MSZ odpowiada
O uchwałę Senatu oraz jej możliwe konsekwencje zapytaliśmy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Biuro rzecznika prasowego zapewniło nas, że śledzi prace nad projektem, a środowiska żydowskie w USA zapewniają, że ustawa nie ma na celu piętnowania Polski. Podkreśla także, że nowe prawo nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla polskich interesów.
Polska dyplomacja ma też jasne stanowisko w sprawie mienia, które nie ma spadkobierców. "Zgodnie z polskim prawem, mienie bezspadkowe może być przejmowane przez Skarb Państwa, a organizacje żydowskie nie mogą przypisywać sobie do niego żadnego prawa. Odniesienie do bezdziedzicznej własności w Deklaracji Terezińskiej, na co wskazują m.in. organizacje żydowskie, nie jest dla nas prawnie wiążące, nie istnieje też w przepisach prawa międzynarodowego obowiązanie prawne nakładające na jakikolwiek kraj obowiązek wspierania organizacji żydowskich w trybie, na którym zależy np. WJRO." (World Jewish Restitution Organization - Światowa Organizacja ds. Restytucji Mienia Żydowskiego - przyp. red.).
O JUST pytał w interpelacji do ministerstwa poseł Kukiz'15 i Ruchu Narodowego Robert Winnicki. W odpowiedzi dostępnej na stronie Sejmu czytamy, że ustawa jest „obiektem pogłębionego zainteresowania polskich służb dyplomatycznych i podlega analizie ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych”. Według podsekretarza stanu w MSZ, Bartosza Cichockiego, którego podpis widnieje pod odpowiedzią, jest jednak za wcześnie, by przesądzać o skutkach regulacji. Cichocki zwrócił też uwagę, że sprawa uporządkowania spraw majątkowych jest często podejmowana w rozmowach z USA, żydowskimi organizacjami działającymi na terenie tego kraju czy przedstawicielami rządu Izraela. Wynika to z tego, że Polska to ostatni kraj Europy Środkowo-Wschodniej, który nie uregulował tego problemu.
Przed wojną mieszkało w Polsce blisko cztery miliony osób pochodzenia żydowskiego. Sprawa ich spuścizny powraca jak bumerang. Jednak izraelski rząd zachowuje się w tej kwestii nadzwyczaj powściągliwie. Gdy przyłożyć ucho w odpowiednie miejsce, można nieoficjalnie usłyszeć, że to element cichego porozumienia między Jerozolimą a Warszawą. Izrael nie podejmuje drażliwych tematów, a w zamian Polska, jako duży i znaczący kraj Unii Europejskiej, z podobną rezerwą podchodzi do problemu Palestyny.