Czasowy brak prądu, związany z huraganem spowodował to, że doszło do przypadków przechowywania szczepionek w niewłaściwych warunkach – stwierdził minister zdrowia podczas konferencji prasowej.
Szczepionki, które powinny być przeznaczone do utylizacji były podawane dzieciom, w tym także noworodkom. O aferę szczepionkową, którą opisał "Dziennik Gazeta Prawna", pytany był w poniedziałek minister Łukasz Szumowski.
- To związane było z huraganem. Czasowo nie było dostępu do prądu. Część lodówek nie działa w tym okresie. Część szczepionek była niechłodzona przez pewien czas – wyjaśniał minister Szumowski, cytowany przez Polską Agencję Prasową.
Już ten fakt powinien wykluczyć szczepionki ze stosowania. Tak się nie stało. Według informacji "DGP", podane zostały co najmniej 300 osobom.
O jakie preparaty chodzi? Euvax B, Engerix B, Bexsero, Clodivac, Boostrix, Typhim VI, Verorab. Stosuje się je przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, meningokokom, pneumokokom, tężcowi, gruźlicy, wściekliźnie, ospie wietrznej.
Jak uspokaja wiceminister zdrowia Marcin Czech, szczepionki zachowały jednak swoją skuteczność i nie stanowią zagrożenia dla pacjentów.
Sprawa wyszła na jaw po kontrolach lodówek, w których preparaty czekają na podanie. Inspektorzy farmaceutyczni sprawdzali, czy apteki i przychodnie mają odpowiedni sprzęt na wypadek braku prądu.
Wnioski z nich płynące okazały się bardzo niepokojące. Masa preparatów była źle przechowywana i powinny były zostać zniszczone. Jak wynika z informacji "DGP" część szczepionek i tak trafiła do pacjentów, a nawet noworodków.
Inspektorzy mają mieć też dowody na to, że niektórzy lekarze szczepili, choć wiedzieli, że szczepionkę powinni byli wyrzucić. Rzecznik Głównego Inspektora Farmaceutycznego przyznaje, że problem dotyczyć może wszystkich województw. A wtedy liczba zaszczepionych felernymi lekami wyniesie nie 300, a może nawet tysiące.