Prawie 500 milionów dolarów ubyło w tym tygodniu z budżetu przeznaczonego na bezpieczeństwo sierpniowych Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Taki ruch na nieco ponad 4 miesiące przed inauguracją zawodów rodzi wątpliwości co do zagwarantowania kibicom bezpieczeństwa podczas imprezy. Szczególnie w obliczu wtorkowych zamachów terrorystycznych w Brukseli.
Cały świat zadaje sobie pytanie o poziom bezpieczeństwa w i tak już niebezpiecznym mieście, jakim jest Rio de Janeiro. W ubiegłym roku odnotowano tam zawrotny wzrost przestępczości, a policja naliczyła aż 1200 zabójstw, co daje prawie cztery morderstwa dziennie.
Co gorsza, jak pisze Business Insider, przemoc nie ogranicza się jedynie do dzielnic biedoty, tak zwanych faweli. W ubiegłym miesiącu argentyńska turystka została bowiem zasztyletowana w okolicach najsłynniejszej brazylijskiej plaży Copacabany, tuż pod drzwiami hotelu w jednej z najdroższych i najbardziej przyjaznych turystom dzielnic miasta.
Problemu zdaje się nie zauważać Mariano Beltrame, urzędnik miejski odpowiedzialny za bezpieczeństwo w Rio. - Dawać już te igrzyska! - apelował w rozmowie z lokalnym magazynem "Istoe" i zapewniał, że przyjezdni nie mają się czego obawiać. - Zabezpieczenia są już gotowe, zasługujemy za to na nasz pierwszy olimpijski medal.
Nieco mniej entuzjazmu wykazywał jednak w czwartek, gdy ogłaszał drastyczne cięcia w budżecie, sięgające 35 proc. Powiedział dziennikarzom, że oznaczają one mniej patroli policyjnych na ulicach miasta. Na niczym spełzną zatem zapowiedzi skierowania dodatkowych sił do Mare, czyli jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic miasta, rozciągającej się wzdłuż głównej drogi do lotniska.
Będzie mniej bezpiecznie
Były szef miejskiej policji Paulo Storani podkreśla, że cięcia będą miały znaczący wpływ na bezpieczeństwo publiczne nie tylko w trakcie, ale również przed i po olimpiadzie. Jego zdaniem mniej policji na ulicach to automatycznie więcej przestępców.
Oszczędności to efekt trudnej sytuacji finansowej państwa, która idzie w parze z zapaścią energetycznego giganta - Petrobrasu. Firma zlokalizowana jest przede wszystkim w Rio, a w tym tygodniu ogłosiła rekordową, ponad 10-miliardową stratę (w dolarach) za IV kwartał ubiegłego roku.
Organizatorzy muszą się jednak obawiać nie tylko codziennej przestępczości, ale również niepokojów społecznych, związanych z kryzysem politycznym w całym kraju. Na początku marca ponad milion ludzi wyszło na ulicę, by protestować przeciwko rządowi i prezydent Dilmie Rousseffowi oraz wykrytej w tym samym czasie korupcji na wysokich szczeblach Petrobrasu.
Demonstracje były co prawda pokojowe, ale mimo to doszło do kilku incydentów i starć z policją. Jak wskazuje Storani, nie wiadomo, jak długo protestujący wytrzymają, szczególnie że nastroje z dnia na dzień są coraz gorsze.
Rozpoczynające się 5 sierpnia Igrzyska Olimpijskie i tak zaangażują prawie 85 tysięcy pracowników ochrony - 47 tysięcy policjantów i strażników miejskich oraz 38 tysięcy żołnierzy. - To będzie największa operacja bezpieczeństwa w historii Brazylii - mówił jeszcze w ubiegłym roku Andrei Augusto Passos Rodrigues z resortu sprawiedliwości i zapewniał, że władze bardzo poważnie traktują ewentualne zagrożenie terrorystyczne.
Innego zdania jest jednak były policjant Paulo Storani. - W historii Brazylii nie było zbyt wiele ataków na turystów, więc władze zdają się nie widzieć tego zagrożenia. Zakładają, że skoro Brazylijczycy są uważani za przyjaznych, to ryzyko nie istnieje. A takie rozumowanie jest absurdalne - kończy Storani.