Polskie drogi są jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie. Śmierć w wypadku to przede wszystkim dramat dla najbliższych, ale także straty – zarówno społeczne, jak i ekonomiczne. Odszkodowania, koszty leczenia, renty oraz utracone dochody. Specjaliści obliczyli, że tracimy w ten sposób ok. 40 mld zł rocznie!
Jak podaje Komenda Główna Policji w 2017 roku doszło do 32,7 tys. wypadków. Zginęło w nich ponad 2,8 tys. osób, a ponad 39 tys. zostało rannych. Na przestrzeni ostatnich lat nastąpiła zdecydowana poprawa. W 2007 roku było aż 5,5 tys. ofiar wypadków rocznie, a w latach 90. – ponad 7,3 tys.
Choć z roku na rok jest coraz lepiej, to wciąż daleko nam do Europy. Jeśli chodzi o śmiertelność na drogach, Polska nadal plasuje się w czołówce europejskiej. Współczynnik liczby ofiar na milion mieszkańców wynosi w Polsce 79. Dla porównania: w Czechach – 58, na Węgrzech – 61, a średnia europejska to 51. Najbezpieczniej jest na Malcie – 26, w Holandii – 27 i Szwecji – 28.
Potwierdza to także ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli, który jasno stwierdza – na polskich drogach jest źle. Do tego dochodzi brak kompleksowego systemu do zbierania i wykorzystywania danych o wypadkach, a także zbyt dużo instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na drogach – to tylko nieliczne negatywne wnioski wynikające z kontroli.
Co więc zrobić, by poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach? Ile kosztuje śmierć kilku tysięcy osób rocznie w wypadkach?
Rozmawialiśmy o tym podczas debaty w telewizji WP prowadzonej przez Macieja Orłosia. Wśród naszych gości byli eksperci zajmujący się bezpieczeństwem na drogach – Dorota Macieja, członek zarządu PZU Życie, Klaudia Podkalicka, kierowca rajdowy, instruktor, organizator szkoleń z bezpieczeństwa drogowego, Anna Zielińska z Centrum ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego Instytutu Transportu Samochodowego oraz Wojciech Pasieczny, emerytowany policjant z Komendy Stołecznej, ekspert w zakresie ruchu drogowego i biegły sądowy.
Ile kosztuje śmierć?
*- *W skali europejskiej śmierć 1 osoby w wypadku drogowym to 1 mln euro. Na te koszty składają się między innymi – straty materialne, odszkodowania, koszty leczenia, koszty utraconych przyszłych dochodów itp. – wylicza Anna Zielińska z Centrum ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS. – W Polsce koszty związane ze śmiertelnymi ofiarami wypadków oraz rannymi wynoszą ok. 40 mld zł rocznie – dodaje.
Jednakże, jak zaznacza Dorota Macieja z PZU Życie, szkody nie zawsze można określić konkretną liczbą. Straty, szczególnie psychiczne, które ponosi rodzina, znajomi, bliscy są nierzadko nie do wyliczenia. - Ze strony ubezpieczyciela kwoty wypłacane ofiarom wypadków są różne – mówi. Nawet rzędu 1 mln zł dla jednego poszkodowanego, gdy poszkodowanym jest młoda osoba, której po wypadku wypłacana jest miesięcznie kilkutysięczna renta.
I właśnie wzrost wartości wypłacanych odszkodowań i świadczeń na rzecz osób poszkodowanych w wypadkach i ich rodzin, który trwa od kilku lat, jest główną przyczyną wzrostu wysokości składek ubezpieczeniowych – tak uważa Polska Izba Ubezpieczeń (PIU).
By na drogach było bezpieczniej
Według danych Komendy Stołecznej najczęstszą przyczyną wypadków drogowych w Polsce jest alkohol. Równie częstą przyczyną wypadków jest przekraczanie prędkości o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę i brawurowa jazda.
Na szczęście liczba pijanych kierowców spada. W minionym roku policjanci przeprowadzili blisko 18 mln kontroli. Zatrzymano ponad 109 tys. nietrzeźwych kierujących. To o 110 tys. mniej niż rok wcześniej.
Co można zrobić, by było jeszcze mniej wypadków?
- To złożona sytuacja. Myślę, że w pierwszej kolejności trzeba byłoby zacząć od szkoleń. W Polsce nie ma takiego super systemu, bo ten, który obowiązuje, to anachronizm – zaznacza Wojciech Pasieczny, ekspert w zakresie ruchu drogowego.
- Dziś zmieniły się technologie, zmieniły się techniki jazdy, infrastruktura, nasza mentalność też. I trzeba by było dostosować szkolenia do nowych potrzeb – wylicza. - Moim marzeniem jest to, by w szkole pojawił się przedmiot "wychowanie komunikacyjne", który kończyłby się egzaminem na kartę rowerową. Dzięki temu dziecko, które ukończyło 10 lat, byłoby świadomym uczestnikiem ruchu drogowego – podkreśla.
Według niego kolejnym elementem do przeanalizowania jest także system egzaminowania.
- Przypomina on dzisiaj taśmę produkcyjną Forda, gdzie inżynier szedł z kartką i odhaczał, czy przykręcone są wszystkie śrubki. Tak dziś mniej więcej wygląda egzamin. Egzaminator odhacza, czy wszystkie komendy zostały wykonane. Czy jednak naprawdę o to chodzi? W niektórych państwach egzaminator podczas egzaminu ocenia, czy z danym kierować czuje się bezpiecznie, a nie czy włączył dwa razy kierunkowskaz – zaznacza.
Kierowca rajdowy Klaudia Podkalicka uważa, że dziś Polacy uczą się, by zdać egzamin na prawo jazdy, ale nie umieją zachować się na drodze.
- Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co może się stać, gdy przekraczamy dozwoloną prędkość lub rozmawiamy przez telefon, który nas dekoncentruje – podkreśla.
Z kolei Anna Zielińska zaznacza, że polscy kierowcy lubią być szybcy, brawurowi, "odważni".
- Za łamagę uważamy tego, kto jedzie 50 km/h w terenie zabudowanym, kto uważa na znaki drogowe, a za frajera – kto dłużej jechał z Warszawy do Krakowa. Nasza mentalność to kolejny powód wypadków na drogach – podkreśla Zielińska.
Prawo jazdy na próbę
Według ekspertów bardzo dobrym pomysłem, który mógłby ograniczyć niebezpieczeństwo na drogach, jest tzw. prawo jazdy na próbę dla młodych kierowców.
- Młody człowiek z założenia nie jest odpowiedzialny. To prawo młodości. Ma wybujałą fantazję i nie ma doświadczenia – przekonuje Anna Zielińska.
Takie prawo jazdy na próbę jest sprawdzonym rozwiązaniem działającym w wielu krajach na świecie, m.in. w Niemczech. Przyniosło ono znaczący spadek wypadków z udziałem młodych kierowców. W Polsce podobny system miał wejść na początku czerwca tego roku. Nie wejdzie.
Jakie zmiany czekałyby na młodych kierowców?
- Zakaz przekraczania prędkości 50 km/h w terenie zabudowanym, 80 km/h poza terenem zabudowanym i 100 km/h na dwujezdniowej drodze ekspresowej oraz na autostradzie – przez pierwsze 2 lata od otrzymania uprawnień. Przez ten czas młody kierowca musiałby jeździć z opiekunem.
Według nowych przepisów młodzi kierowcy traktowani byliby bardziej rygorystycznie niż pozostali. Dwa wykroczenia w roku wydłużałyby okres próby o kolejne dwa lata. Trzy wykroczenia skutkowałyby utratą prawa jazdy. Młodych kierowców czekałyby obowiązkowe kursy doszkalające pomiędzy 4. i 8. miesiącem od uzyskania prawa jazdy. Poza tym – świeżo upieczony kierowca musiałby mieć słynny zielony listek na szybie auta przez pierwsze osiem miesięcy od uzyskania prawa jazdy.
- Ten projekt przekładany był już 5 razy, choć stworzony został w 1999 roku. Teraz przesunięto go na nie wiadomo kiedy – mówi Anna Zielińska. Według niej – w Polsce owszem dokonują się zmiany w systemie bezpieczeństwa drogowego, ale trwa to zbyt wolno i jest zbyt mało determinacji, by wdrażać nowe rozwiązania.
Materiał powstał przy współpracy z PZU