- Mamy ogromne problemy z pozyskaniem podsekretarzy stanu do ministerstw, bo są tak niskie zarobki, że nikt nie chce przejść - mówił kilka dni temu Henryk Kowalczyk na antenie TVN24 BiŚ. Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów dodał, że 5 tys. zł na rękę to za mało, by kogokolwiek zachęcić do pracy dla Polski. Dziś rzeczywiście ministerialny urzędnik zarabia więcej niż... premier rządu.
Minister Kowalczyk głośno powiedział to, za co tak mocno skrytykowana została kilka miesięcy temu Elżbieta Bieńkowska. Dzisiejsza europejska komisarz na jednej z ujawnionych taśm kelnerów mówiła, że za 6 tys. zł pracować może tylko złodziej albo idiota. A rozmawiający z nią ówczesny szef CBA Paweł Wojtunik narzekał na pensje wiceministrów, twierdząc, że są żałosne.
Przypomnijmy, że pensje pracowników administracji rządowej składają się z trzech części: wynagrodzenia zasadniczego, dodatku funkcyjnego oraz wysługi lat (inaczej dodatku stażowego). Pierwsze dwie są sztywne i zależą od iloczynu kwoty bazowej (od kilku lat wynosi 1766,46 zł) i wskaźnika dla danej funkcji. Im jest ona wyższa, tym większy wskaźnik. Dodatek stażowy nie ma większego znaczenia, więc wszyscy ministrowie zarabiają mniej więcej tyle samo.
Czy słowa ministra Kowalczyka to zatem zapowiedź podwyżek? W przedstawionej 1 grudnia propozycji zmian w budżecie państwa na 2016 roku pojawił się zapis o niepodwyższaniu kwoty bazowej, ale jednocześnie możliwa jest zmiana wysokości wskaźników.
Na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów czytamy, że rząd chce dalszego „zamrożenia kwoty bazowej wynagrodzeń dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe". Zaraz jednak dodano: "nie wyklucza to możliwości podwyższenia wynagrodzeń tych osób w rozporządzeniu ustalającym mnożniki kwoty bazowej”.
Podwyżki dla podsekretarzy to wyższe pensje dla posłów
Co to oznacza? Podwyższenie kwoty bazowej sprawiłoby, że podwyżkę dostałaby cała administracja centralna: od pani premier, przez ministrów, a nawet marszałków, ale także szefowie podległych im urzędów, np. Rzecznik Praw Obywatelskich, prezesi KRRiT czy PAN. Zmiana samego wskaźnika spowoduje, że podwyżki będzie można dać punktowo. Czy to zapowiedź podwyżek tylko dla rządu?
- Póki co nie jest to brane pod uwagę. Ja swoją wypowiedzią chciałem tylko zasygnalizować problem - mówi money.pl minister Henryk Kowalczyk. Pytany, ile powinien zarabiać minister czy wiceminister, nie chce odpowiedzieć, choć podtrzymuje swoje zdanie, że dostawać powinien więcej niż obecnie.
- Nie chcę tego mówić, bo później to zostanie przeinaczone. Problem i tak jednak istnieje. Szczególnie dotyczy to podsekretarzy stanu, którzy zarabiają mniej niż ich podwładni dyrektorzy departamentów. Na razie nie możemy tego ruszać, bo to wymusi zmiany w innych przepisach - dodaje szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.
O co chodzi? Odpowiedź znajdujemy w ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora, która mówi, że wynagrodzenie parlamentarzysty równa się wynagrodzeniu podsekretarza stanu. Podwyżka pensji wiceministrów oznacza większe zarobki posłów.
Ile dziś zarabia się w rządzie?
Czy wynagrodzenia w rządzie są rzeczywiście niskie? Premier dostaje pensję w wysokości 15 tys. zł. Do tego dochodzi jeszcze dodatek stażowy. Poprzednia premier Ewa Kopacz miała więc ok. 16,7 zł brutto. Na rękę daje to kwotę rzędu 11,2 tys. zł. Podobnie będzie zapewne wyglądać wynagrodzenie Beaty Szydło – nie liczymy tu jednak pieniędzy, jakie jednocześnie zarobi jako posłanka. To mniej niż czterokrotność średniego wynagrodzenia.
Nieco niższe jest uposażenie wicepremiera. Piotr Gliński, Jarosław Gowin i Mateusz Morawiecki dostaną po 12 895 zł. Na rękę będzie to więc już ok. 8,75 tys. zł (bez dodatków stażowych). To szczególnie ciekawe w kontekście Mateusza Morawieckiego. Zbliżoną kwotę były prezes BZ WBK zarabiał bowiem dotąd dziennie.
Jeszcze mniej zarabiają ministrowie. Ich standardowa pensja to 12,5 tys. zł brutto, czyli równe 8,5 tys. zł miesięcznie. Sekretarze stanu otrzymują 10 775 zł brutto (7425 zł na rękę), a podsekretarze stanu, czyli wiceministrowie, już tylko 9892 zł brutto (6860 zł na rękę).
Ile zarabiają ich podwładni? Minister Kowalczyk ma rację, że niektórzy urzędnicy dostają więcej niż wiceministrowie czy nawet ministrowie. Na przykład średnia pensja brutto ministerialnego dyrektora generalnego to 17 tys. zł. Część zarabia więc dużo więcej. Oznacza to, że nawet ich średnie wynagrodzenie jest wyższe niż pensja... premier rządu.
Sporo zarobić mogą także dyrektorzy departamentów. U nich średnia pensja to 12,9 tys. brutto, czyli ok. 8760 zł na rękę. To nadal o blisko dwa tysiące więcej niż pensja wiceministra.